Pamiętnik (Brzozowski)/24.XII.1910

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł 24.XII.1910
Pochodzenie Pamiętnik
Redaktor Ostap Ortwin
Wydawca Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


24. XII.
Przekonanie, że nasza epoka ma charakter wybitnie rewolucyjny, niestały, krytyczny jest połączone z niebezpieczeństwami dla naszej kultury osobistej i równowagi umysłowej. Łatwo bowiem wyrasta stąd pokusa niestałości i chwiejności w poglądach, a szczególniej braku jasności w pojęciach. Jestem pewien, że znaczna część osób z kół postępowych nie posiada jasnych i określonych wyobrażeń o najznaczniejszej części przedmiotów i zagadnień.
Nie dobrze jest, że gardzę zazwyczaj przykładami z powszedniego życia: n. p. jest rzeczą nielogiczną, nieracyonalną przypisywać szczególne znaczenie miejscu, gdzie się przeżyło coś szczęśliwego, lub znaczącego dla nas; niewątpliwie jest prawdą, że wszystkie miejsca są jednakowe, póki jedno nie zostało wyszczególnione przez przeżycie nasze; tu jednak zostało ono już wyszczególnione. Chwytamy w tej drobnostce na gorącym uczynku samą naturę racyonalizmu: uważać przeżycie i nie przeżycie za równoznaczne; życie za zasadniczo zbędne; faktycznie jest ono, lecz mogłoby i nie być — nic by się przez to nie zmieniło.



Ecce homo Nietzschego, Reflexions sur la violence, Enąuête sur la monarchie[1] — wszystkie te książki są nacechowane głęboko przynależnością do jednej i tej samej epoki, do jednego i tego samego wieku w życiu kultury europejskiej. Jest bowiem niewątpliwe, że toutes précautions gardées, analogia ta wyraża rzeczywistość. Analiza tego faktu tu zajęłaby mi zbyt dużo czasu. Zresztą konkretny wypadek wystarczy do zaznaczenia i ogólnej linji. Najogólniejszym rysem kultury zachodniej Europy w ciągu XIX stulecia, jest niewątpliwie to, że nie ma ona organicznego systematu, że jednostki nie wrastają w świat rzeczy, lecz dążą do tworzenia rzeczy, określania ich, lub też określają je, ale zawsze z siebie. Ego jest tu już zawsze momentem znamiennym. Too much ego in their cosmos. Zapomniałem gdzie to czytałem, bodaj, że u G. K. Chestertona lub Wellsa. Ale nie o to idzie. Nastał moment, gdy naiwność romantyczna została utracona. Epoki à la Louis XIV, grand siecle, ew. może jedyny przykład wielki od XVI wieku czegoś podobnego, nie zdawały sobie sprawy, że służą życiu, które poprzez ich procesy umysłowe ustalało swoją równowagę — nie zdawały sobie sprawy niewątpliwie tylko do pewnego stopnia. Z biegiem czasu jednak niezależność od jakiegokolwiek życia, które jest zawsze alogiczne, — zawsze zacieśnia, określa, — stała się podstawą, ale teraz krytyka przeanalizowała i wywróciła na nice to złudzenie. Fakty myślowe są płodne poprzez życie; by być płodnymi, fakty myślowe muszą należeć i to w pewien specyficzny sposób należeć do życia, przynajmniej już zdolnego istnieć. Stąd problemy hygieny osobistej u Nietzschego, hygieny dziejowej u Maurrasa, ale tacy ludzie jak Sorel, nie poprzestają na trwaniu (właściwie i Nietzsche nie), — ale tu mi nie idzie o ścisłość w tym kierunku. Musi on dążyć do tworzenia faktów myślowych, które sprzyjają tworzeniu się zespołów życiowych, zdolnych żyć i zwyciężać, a zgodnych z jego zasadniczym postulatem. Ten postulat może być w bezpośredniej sprzeczności, lub tylko inkogruencyi z faktami myślowymi, które na razie tworzymy. Konsystencya i konsekwencya logiczna zostają tu zabezpieczone w innej drodze. Jest to, co St. Mendelson nazywa słusznie machiawelizmem Sorela[2]. Jednak jest to rozumny człowiek, ktoś, kogo nie można porównać z tym całym światem Perlów, Konów, Kulczyckich, Haeckerów, którzy umysłowo są bankrutami i w znacznej mierze idą do stronnictw skrajnych, jako tych, w których niewiedza, niechęć myślenia, niechlujstwo kulturalne uchodzić mogą za protest.



Jedyny Blake ze swojem »abstrakcyjne myśli należą do oszustów«!

Jest ciekawe, jak istotnie zawiera w sobie Blake cały program wieku. Irzykowski znowu będzie się irytował, ale Irzykowski uważa za metodę destrukcyę logiczną lub nawet wprost myślową.
Jestto nazbyt ogólne stanowisko: ważne jest to, co stawia opór spójności myślowej i jedności perspektywicznej, co nie daje się objąć w jednym i tym samym planie.
To może być nawet wielki punkt widzenia, ale musi płynąć z bogactwa życia, z nadmiaru szczegółów, faktów, konkretnych danych i wartości. U Hebbla tak być mogło do pewnego stopnia, ale Irzykowski nieraz utożsamia dwie różne rzeczy: 1) proces jest tak bogaty, że z krzywdą swoją zostaje zamknięty. To nieuniknione i słuszne. 2) I proces nie zaczyna się, ponieważ brak mu momentów, sprzeczności między nimi, dyalektycznego obrotu kół i promieni. Tak u Irzykowskiego — dlatego jego twórczość jest kompromitacyą jego programu i dlatego pomimo wszystko, on musi trzymać się racyonalizmu, bo w jego skrofułach jest pokusa mistycyzmu podrzędnego stopnia. Nie można zastąpić braku życia żadną formułą, ale też brakiem formuły załatać się to nie da.
To jest właśnie moment dramatyczny. Ważny jest tylko proces życiowy. Nic go nie zastąpi. Ale czem jest on? Tu wracamy do punktu wyjścia, do pokrewieństwa: Nietzsche, Sorel, Maurras, ale i Laforgue, Barres, Irzykowski — ale Browning.
Meredith — doznaję wrażenia, że to inna sprawa: prawie jak u Goethego, i choć mniej demonicznie skalista, mniej uniwersalna, świeższa i szczersza to forma. Jak określić?... Dość łatwo. W każdym punkcie i w każdym momencie, w każdym drobnym szczególe postępować w myśl nie obniżania poziomu, nie powracania do żadnej sytuacyi poprzedniej, lecz żyć czynnie i pogodnie, poza typem, nie tworząc apokalipsy. Nie jestem w stanie nie przyznać, że pomimo wszystko, co czują, tak piękni ludzie, jak drogi mój Witołd Klinger[3], (daj Boże mu szczęścia i natchnienia, światło niech będzie zawsze w jego myśli, a ciepło nie opuszcza jego serca), — Meredith był głębszym, bardziej religijnym, bardziej po myśli Bożej człowiekiem, niż Tołstoj.
Tak jest, i nie powinienem tracić tej wiary. W niej własna moja uczciwość umysłowa, nadzieja światła i zdrowia.
Mój Boże! Mój Boże! Cztery tomy Mereditha po 9 franków — 36 fr., kiedy zdobędę się na to, by to mieć — a to jest przeszkodą, przecież pisałbym o nim i napisał; — ale moje stanowisko jest tak à part, tak ani mazowieckiej, ani krakowskiej, tem mniej już łyczakowsko-holzapflowskiej natury, że tylko surowa i bezwzględna ścisłość i zupełność informacyi mogą i muszą zapewnić posłuch dla mojego zdania.
Ale pomimo wszystko, jesteś winien, ty sam tysiąc razy, bo nie umiesz wyrzec się zainteresowań nie w porę.
Cierp więc i módl się: to jest: myśl ze spokojem o prawach.
O prawach, które, gdy są ogarnięte spokojnie, są już pod tobą — i wtedy świat istotnie staje się twojem wielkiem ciałem, organizmem twojego życia i dusza twoja, skoro tylko zdoła czynną być poza typem, a odważnie, porusza rzeczy globu.
Gaultier więc tu zbliża się ze swą Ironie universelle i może Bowaryzmem, ale tylko Meredith żyje w tem powietrzu, w tych gwiazdach i na tym szczycie.





  1. Enquête sur la monarchie, dzieło Charles Maurasa, teoretyka francuskiego rojalizmu, duchowego następcy Józefa de Maistre’a. — Réflexions sur la violence — dzieło Jerzego Sorela.
  2. Jest to to, co St. Mendelson nazywa słusznie machiawelizmem Sorela O macchiaweliźmie Sorela Brzozowski napomyka również w „Ideach“ (Bergson i Sorel, str. 256): „Sorel nie macchiavelizuje, choć ma on do tego skłonność i jest to jeden z braków tego pięknego umysłu, wyworzonych w nim przez zapoznanie się i walkę z retorami, gdy rozstrząsa on z głęboką bezstronnością teorye i hasła, najdalej od siebie stojące i t. d.
  3. Witołd Klinger, przyjaciel Brzozowskiego i dawny jego kolega z lat szkolnych w gimnazyum niemirowskiem, profesor filologii klasycznej na wszechnicy w Kijowie, który po śmierci przyjaciela wydał cenne i ważne dla poznania moralnego wizerunku zmarłego studyum p. t. „Stanisław Brzozowski, jako człowiek“ (Kraków, 1912). Druga wzmianka o nim na str. 151 „Pamiętnika“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski.