Pamiętnik (Brzozowski)/2.I.1911

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł 2.I.1911
Pochodzenie Pamiętnik
Redaktor Ostap Ortwin
Wydawca Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


1911.

2. I.
W studyach greckich W. Patera przewija się przez całość książki pewna zasadnicza i silna myśl filozoficzna: człowiek zrazu rozpławia własne swe życie w naturze, żyje podziemnem życiem dojrzewającego ziarna, pęczniejących soków roślinnych, strumieni wody: jego wzruszenia i myśli stają się tem pozornie nieludzkiem, kosmicznem, szerszem, niż człowiek życiem. Ale zwolna ujawnia się coraz bardziej ludzka natura – antropomorfizm ukryty staje się jawnym. Świat kosmicznych symboli wrasta w pień doryckiego posągu samotnej ludzkości, która nie znajduje i nie może znaleźć niczego, coby prowadziło ją poza nią istotnie. Tylko nieuświadomione, nieopanowane życie duszy i uczucia, posiada naiwną świeżość fal kosmicznych, pulsowania natury; gdy życie to dojrzewa do świadomości, znika ten czar. Jest niewątpliwie, że wiąże się to z osobistą naturą wewnętrznych potrzeb i tęsknot Waltera Patera, z tem, co możnaby nazwać jego sakramentalną nostalgią. – Child in house – to, co mówi Benson[1]. Znaczenie obrzędów w Maryuszu. O sakramentalnym poglądzie na naturę nie znam silniejszej stronicy, niż w Sir Percivalu Shorthouse’a.



Jest w mojem życiu pisarskiem czas, do którego wracam zawsze z miłą pamięcią i modlę się, t. j. siły życiowe skupić usiłuję przez rozpamiętywanie praw i faktów życia, by danem mi było wrócić znowu do tego stanu. Był to czas pracy cięższej, niż kiedykolwiek, ale jakie zdrowie, jakie mięśniowe niemal dobre sumienie było wtedy w moim prawie wyrobniczym mozole. Może pamięć dlatego tak wraca, że był to pierwszy czas mojego życia z Tobą, Toniu moja droga, która nigdy nie zrozumiesz, czem jesteś dla mnie, gdyż nigdy nie chcesz zrozumieć, kim ja jestem. O! ja teraz nie myślę o talencie. Mój Boże, za to ci przynajmniej(?) jestem wdzięczny, że duma moja jest niezależna od faktu, iż umiem układać zdania, że nie potrzebuję ciągle, nieustannie myśleć o swojem pisarstwie, że nie mam zmysłu dla drobnej polityki podnoszenia swej wartości na giełdzie opinii. Nie. Ale ja jako człowiek. Mnie jest potrzebna praca i poczucie, że jest ona wydajna i gdy tego nie mam, jestem niczem, ale gdy nachodzą na mnie dni niepłodności, nikt nie znajduje instynktu, któryby mu wskazał, co ma mówić, jak się ma zachować wobec mnie. Wtedy jestem sam, czuję się na wieki przeklętym i nie umiem oprzeć się mniemaniu, że nawet Tonia patrzy na mnie z litością jak na chore zwierzę, które właściwie mogłoby być dorznięte. Ja nie znoszę tej dobroci. Tej litości. To mnie zabija. Ja nie znoszę tego, że mówi mi się: »nikt nie może od ciebie wymagać więcej«. Odemnie trzeba wymagać, żądać i wynagradzać uśmiechem i pogodnem brzmieniem głosu, ale za nic nigdy nie rezygnować, gdyż ja się męczę bezczynnością, bo ja to odczuwam jako objektywny sąd, że już jestem złamany, że ktoś słyszał trzask kolumny pacierzowej i że choć jeszcze nie wiem, już nie wstanę. Humoru pracy codziennej, ożywczej, rzeźkiej. Wyrobić go znów, nie stracić, to modlitwa moja. Kant z walki z chorobą swoją stworzył swą wielkość – miał wroga – naturę w swoim organizmie; heroizm ma wszędzie miejsce – właśnie trzeba go znajdować w tych jego postaciach. Johnson, Michał Anioł, wszyscy oni potężni, wydobywali pracę z otchłani organicznej niechęci, niemocy, dźwigali ją. Niema twórczości, ani pracy w spokoju – jest to zawsze gorączka z zenitem i nadirem. To jest określenie człowieka – jego natura. Tak się zachwycasz Bergsona filozofią, a nie chcesz zrozumieć, że to właśnie jej prawda: ten rwący się, rozsypujący się w popiół i ohydę ogień, to ciągłe poczynanie, nigdy dna, nigdy przystani, wieczny bezład i wieczna walka z rumowiskami, to jest człowiek. Jeszcze nie zginąłeś, jeszcze nie straciłeś prężności myśli – teraz skup siły. Zrób Machiavella, Bruna, Vica[2], byś Ty był z tego zadowolony, urośniesz znowu dla siebie, jako pracownika – wtedy dasz radę Słowackiemu[3], opuści cię tchórzostwo. Ale gdyby było możliwe, gdyby było możliwe, żeby Tonia zrozumiała, co ona jeszcze ze mnie zrobić może; ona jedna. Całą duszę mam poszarpaną, ona jest najstalszym punktem mych przywiązań, jedynym faktem mego życia, który mnie nie zawiódł.





  1. A. C. Benson, biograf Waltera Patera. Patrz przypisek do str. 57. Maryusz (Epikurejczyk), Marius the Epicurean, magnum opus Waltera Patera, powieść z czasów Marka Aurelego, w której rozpatruje zagadnienia etyczne na tle przeciwieństwa epikureizmu i stoicyzmu. J. Henry Shortouse, powieściopisarz angielski, zmarły w 1903 r., autor powieści John Inglesant (1882), Blanche Lady Falaise (1891,) Sir Percivala i innych.
  2. Zrób Machiavella, Bruna, Vica — mowa o wyborach dzieł tych pisarza, projektowanych dla biblioteki Symposionu. (Patrz „Głosy wśród nocy“ str. 35).
    »Cieszę się nie mniej od Was — pisał mi Brzozowski jeszcze w jesieni 1909 r. — że mam w perspektywie możność zrobienia tej rzeczy z Wrońskim — a niemniej z Machiavellego i Bruna«. »Symposion stał się przedmiotem moich marzeń — myślę, że już nie mógłbym w żadnej innej formie zrobić tak wiele rzeczy niewątpliwych, niż tu mi się uda«. »Cieszę się niezmiernie, że te rzeczy wyjdą u nas i myślę, że biblioteczka będzie miała ogromne znaczenie kulturalne«.
  3. Dasz radę Słowackiemu — do monografii o Słowackim przygotowywał się Brzozowski już od 1908 r. Patrz „Głosy wśród nocy“, str. 84.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski.