Pamiętnik (Brzozowski)/10.XII.1910

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł 10.XII.1910
Pochodzenie Pamiętnik
Redaktor Ostap Ortwin
Wydawca Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

10. XII. 1910.
Niewątpliwie jest to dla mnie czas krytyczny: młodość przeszła doszczętnie i nastał czas, w którym nie wolno już zapowiadać, lecz trzeba dawać rzeczy mogące istnieć, mające chociażby pewne tylko prawa do istnienia. I jednocześnie coraz jaśniej występują wszystkie braki w przygotowaniu, wszystkie zaniedbania. Rozpacz jest rzeczą łatwiejszą, niż spokojne i zimne spojrzenie na rzeczy tak, jak są one. Bardziej niż wszelkie braki kultury ciąży i jest groźniejszy wewnętrzny rozstrój woli, wzrastający brak odwagi. Do pewnego stopnia on to szukając dla siebie usprawiedliwienia stwarza poczucie owych braków, chociaż byłoby rzeczą śmieszną wprost przeczyć, że są one straszliwe.



W Revue Bleue[1] notatka o Meredicie. Stwierdzają, że i angielska krytyka uznaje »że nie zostawił on dzieła w rodzaju Misérables Wiktora Hugo«. Jest to jedno z tych zdań, które wywołują we mnie przygnębienie — tak trudno zrozumieć samą możliwość ich powstania. Wszystko trzyma się tu na tem, że Meredith, według określenia krytyków Revue Bleue był romantykiem. W. Hugo wielki romantyczny pisarz i Meredith romantyczny pisarz — stąd porównanie. Weźmy stronicę Meredith’a i stronicę W. Hugo zarówno prozy jak i poezyi, i starajmy się zrozumieć, gdzie tu jest wspólny grunt. Wartości, do jakich dążył W. Hugo i te, do jakich dążył G. Meredith, są całkiem z różnych płaszczyzn, należą, jeżeli się wyrazić można: do całkiem różnych formacyi psychicznych. Nie mogą być rozmieszczone na jednym i tym samym planie, niema żadnej skali różnic i podobieństw, która by je objęła. I jaki sens w twierdzeniu, że Meredith był romantykiem. Doprawdy, chciałoby się zapomnieć, że te terminy kiedykolwiek istniały i myślę, że najrozumniej byłoby w syntetycznem opracowaniu literatury unikać ich i dążyć do nowych klasyfikacyi. Tego rodzaju artykuły odbierają ochotę do myślenia: czy warto, jeżeli mogą być mówione takie rzeczy? kto zajmuje się krytyką? A przecież tu jest teren do walki z nieustannem fałszerstwem duszy i umysłu. Richard Feverel[2] według Revue Bleue też jest tylko romantyczną powieścią miłości. Sama myśl tej powieści wprowadzająca nas w świat zagadnień Meredithowskich zginęła. Ojciec chciał stworzyć w synu coś zabezpieczonego od namiętności, wyższego niż natura, i powieść Meredith’a jest stwierdzeniem tego samego zasadniczo anti-romantycznego stanowiska wszystkich jego utworów: nic wyższego niż prawda, niż życie być nie może. Nie można go zastąpić niczem, nie można znaleźć żadnego pozażyciowego stanowiska. Głęboka mądrość Lasów Westermainu[3] i ich piękno są już tu – ale naprawdę nieraz można myśleć, że każdy francuski pisarek uważa zawsze siebie za pewien rodzaj Roi Soleil intelektualnego świata. Jedyną pożyteczną rzeczą notatki, jest dla mnie wzmianka, że Carlyle zwrócił uwagę na Feverel’a. Naturalnie, zupełnie błędnie ta Angielka wówczas zbagatelizowała moje zestawienie Carlyle’a i Mereditha. Carlyle wywarł na Mereditha wpływ niewątpliwy i nawet nie sądzę, by można było zrozumieć budowę meredithowskiego świata nie oparłszy się na Carlyle’u jako na pewnego rodzaju introdukcyi.
Inna rzecz, że Meredith zdołał zattycyzować Carlyle’a, nadać mu Platoński wdzięk, sharmonizować ten świat wulkanów i gorączki. Nawet myślę, że możnaby studyum nad umysłem Mereditha prowadzić w tym kierunku: rozpatrywać tworzenie się jego umysłowej samoistności, jako pracę nad uzdrowieniem Carlyle’a, nad usunięciem tego, co występuje u Carlyle’a jako pathos wyjątkowości.
Meredith bowiem należał do umysłów, które obchodziły się bez pierwiastka katastroficznego w swem myśleniu. I tu znowu Francuz ze swym romantyzmem i Wiktorem Hugo! — Pierwiastek katastroficzny odgrywa nieskończenie wielką rolę w składzie myśli każdego romantyka. Aby logika, jego logika, zyskała władzę nad życiem, aby nagle nabrały znaczenia objektywnego stany dotychczas subjektywne, romantyk, człowiek naszej kultury, musi apelować do czegoś, co wywoła przewrót, co przerwie wieczną imanentną tkaninę życia, roztworzy nowe a capite.
Meredith myśli bez tego a cap. Sam zawikłany styl jego jest wynikiem dążenia, by uniknąć takiego teroryzmu, by nigdzie nie narzucać swej subjektywnej dowolności. W tym pięknym umyśle wszystko jest wynikiem jednego i tego samego prawa: jest to istotnie organizm duchowy, w którym panuje własna harmonia. Dlatego tak przykro widzieć, że może to być tak całkiem niezrozumiane.



Starać się, aby ani jeden dzień nie przechodził bez wzniesienia się myślą do zasadniczych celów i zadań. Nazbyt już wielką władzę ma nademną zasada »wyrównania«, nazbyt łatwo niweluje mnie powszedniość t. j. miejsce przecięcia wszelkich punktów widzenia — punkt ich neutralizacyi absolutnej.



Pierwsze wrażenie pierwszych kilkunastu stronic Bradley’a[4] raczej odstręczające. Koncept o kochance ma w swym stylu coś, co nie wróży dobrze. Ale to naturalnie należy już do dziedziny niemal histerycznej; myślę jednak, że jest i coś innego w tem wrażeniu. Czy nie znajdę już człowieka, lub czy nie znajdę siły — by być direkt w metafizyce — zawsze z ukosa. Pierwszy rozdział Bradley’a niewątpliwie, że jest zupełnie udany, jeżeli chodzi o to, by wznowić poczucie obecności problematu przez nowe, a więc z natury rzeczy dziś wyrafinowane przedstawienie sprawy, przez pominięcie argumentów »common place«. To styl; filozoficzny, ale napewno styl, nietylko w znaczeniu dowolności — lecz także w znaczeniu musu = swobody = natury. Zagadnienia stają się obecnemi, widzenie staje się obecnem tylko przy pewnych warunkach, odpowiadających rodzajowi i poziomowi kultury. Warunki te muszą polegać właśnie na tem, aby im bardziej ogólną była prawda, im bardziej terre à terre — tem prawdopodobniejsza droga prowadziła do niej. Umysł ceni w gruncie tę drogę, a w żadnym razie obejść by się bez niej nie umiał.
Krytyka dla tego jest tak beznadziejnie droga i tak beznadziejnie bezcelowa, że musi coraz nowe przyjmować pod uwagę płaszczyzny i punkty widzenia dla swych klasyfikacyi. N. p. w jaki sposób dochodzimy do bezpośredniego życia własnego, w jaki sposób powstaje osobiste zainteresowanie, widzenie czy problem.



Nie zrażać się, nie zrażać się, że niema żadnej perspektywy, sensu i pożytku przedemną, że działanie wydaje się tylko dziwactwem osobistem i manią. Nie zrażać się, ale starać się wyjść z tego stanu. — Módl się. Módl się przez wzniesienie umysłu codziennie, choćby na chwilę do dziedziny, gdzie stają się widocznemi twoje zagadnienia. Staraj się, by były one bliższe ci, byś nie potrzebował czerpać z ich obecności upokarzającej otuchy, że oto są one w tobie. Aby w tobie nie było jako moment oddzielny — order czy dyplom parwenjusza. Miej ciągłą obecność własnych zainteresowań.




Mój Boże: dlaczego tak pracowano nad tem, aby zniszczyć mój umysł. Nie powstrzymuj goryczy, ani też nie oddawaj się jej. Staraj się zrozumieć działanie własnej natury myślowej — odbudować jej swobodę — nie umiesz prawie wcale pisać swobodnie. Szukaj. Szukaj nie z tą myślą, że natura jest to coś łatwego, coś co przychodzi bez trudu. Nie, natura — to stan myśli, zespół celów, miar i ideałów, przy zbieżności (?) których wszystkie zdolności nasze są zatrudnione i rozwijają się, ale sam ten zespół jest dziełem konstrukcyi i woli.



Nie ulega wątpliwości, że estetyka Przybyszewskiego sprzyjała niechlujstwu umysłowemu. Przy niej powstał stan rzeczy tego rodzaju, że można było nie wiedzieć, co się chce napisać i nie tracić nadziei, że naga dusza выведетъ, jak powiadają moskale.




Nie powinienem dopuścić, aby znajomość literatury rosyjskiej zmarnowała się. Trzeba doprowadzić do końca pracę nad Uspieńskim.
Starać się opracować młodość Renana[5] — bez uwzględnienia na razie dalszych etapów, więc może aż po Avenir de la science i nie dalej, co najwyżej L’Averroès. Daje się to zupełnie pomyśleć i wykonać.



Renan, Sainte Beuve, Hegel, Balzac, niewątpliwie nabrałbym otuchy, gdybym zdołał ich opracować. Przemódz to niedołęstwo, które rozpościera się we mnie. Módl się. Modlitwa jest obecnością w dziedzinie praw i celów, zatopieniem się w tych sferach, gdzie istnieją prawa i cele. Tam jest granica. Stamtąd możesz myśleć o Bogu bez bałwochwalstwa.
Staraj się żyć modlitwą, a nie polemiką i przeciwstawieniem. Siła ginie w tem tarciu i nie rodzi się pewne światło.



Blake ma dla mnie znaczenie niezrównane. Jest on dla mnie wielkim świadkiem. Dość pomyśleć o nim, by odrazu wydobyć się na poziom wysokiej myśli.




Stan duszy powstający przy czytaniu pierwszego tomu poezyi Swinburne’a. Świat przedstawia się w kształtach piękna najrozmaitszych epok, nie możemy wyrzec się żadnego z tych kształtów – są one wszystkie razem na jednej płaszczyźnie i powstają pomiędzy nimi stosunki, porównania. Nie ma żaden z tych światów władzy nad nami bezwzględnej, nie jest naszym światem i mając ich tyle, nie mamy jakby żadnego. Dla tego też istnieje w tej poezyi pierwiastek ciemnego, zdławionego żaru. Miłość piękna, wielkość życia i jednocześnie przemijanie, jakby bez śladu, bez powietrza. Jednocześnie ten sam moment jest naszem bogactwem: rozporządzamy wszelkiem pięknem, nie wyrzekamy się żadnego. Bogactwo niewątpliwie już tylko artysty, gdyż u Goethego — jeżeli nie u rzeczywistego, to u Goethego pomyślanego, że tak powiem, jako idea Platońska — życie osobiste posługuje się całą historyą jako swym organem i tworzy w niej swój organizm. Tu historya panuje, poprzedza życie, nie dopuszcza do ustalenia się żadnego sensu, żadnego własnego nie „artystycznego” kształtu. Pierwsze wrażenie to jednak tylko.
U Arnolda: гонорностъ – jak przetłumaczyć ten wyraz. Świat sobie i ja sobie. Pluralizm nietykalskiego. I pomimo wszystko właściwie on może jest bliższym mi, niż kto inny, z tej właśnie mało zachęcającej strony. Pomimo wszystko sytuacyjnie, pokrewieństwo z Carlyle’m bardzo wielkie.



Newman niewątpliwie ulega jakiemuś procesowi we mnie. Nie wydaje mi się paradoksem, gdy powiem, że w skali Meredith’owskiej Byron i Newman, (John Henry – byłby oburzony i zgorszony), są możliwymi etapami jednego i tego samego procesu. Amazing Marriage, Katolicyzm w Anglii[6] może być istotnie rozpatrywany, jako wynik arystokratycznego egotyzmu, jako wytwór tej samej psychologii: nadmiaru bogactwa. U Moore’a rozmowa czyjaś (nie pamiętam – ach, tak, Walter Scotta) z Byronem. Walter Scott twierdzi, że jeżeli Byron się nawróci, katolicyzm prawdopodobnie skusi go najprędzej.
Byronizm, Newmanizm z punktu widzenia Carlyle’owskiej fenomenologii Anglii, złe sumienie bogactwa, arystokracyi nie umiejącej rozkazywać, a nie mogącej, nie chcącej – ale przedewszystkiem nie mogącej (psychicznie) zrzec się rozkazywania, myśleć o sobie w innej formie. Trzeba pamiętać o tem.



Religia twoja nie powinna być nawróceniem. Strzeż się, strzeż się tego i tamtego błędu. Katolicyzm niewątpliwie, ale ani momentu nie wolno ci uronić.




Aby dobrze zrozumieć poezyę angielską takich ludzi jak S. T. Coleridge, Blake, Keats, Meredith, Shelley, trzeba nie tracić z oczu ani na jedną chwilę przeświadczenia o metafizycznej istocie poezyi, trzeba widzieć w niej istotnie Ποιησις, tworzenie życia, nowych taktów duszy ludzkiej, jej nowych organów, nowych bytów duchowych. Tylko taki pogląd broni nas od anegdotyzmu i sentymentalizmu w poezyi. Poezya powstaje tam, gdzie syntetyczny obraz świata, zespół myśli, słowem pewien byt duchowy, pewna forma idealna człowieczeństwa jest odczuta jako radość i trzyma się mocą swego czaru nad duszą i umysłami, nad całem życiem, – gdy więc pewna idealna forma człowieczeństwa zostaje stworzona, wydobyta z samego wnętrza życia; przy ocenie jej idzie nam o tę formę właśnie, o jej jakość, zakres, i tylko mocno stojąc na tym gruncie zdobędziemy swobodę od ilościowego niejako punktu widzenia, zrozumiemy, że istotnie jeden fragment poetycki Keatsa może mieć wartość potencyalną, równą wielotomowej twórczości szczęśliwszych poetów. Pamiętać o tem, jeżeli się chce zachować właściwą oryentacyę. Dalej pamiętać, że ten poglądmuszę, pisząc, posługiwać się śmiesznemi przeciwstawieniami – nie daje się pogodzić z żadnem lekceważeniem tego co jest, »zmysłowym czarem poezyi«. Przeciwnie, ten czar to czyni właśnie poezyę głębokiem dziełem życia, w magii formy jest jej element twórczy, w życiowem, metafizycznem znaczeniu. Dlatego też nie można nawet mówić o współodpowiedniości formy i treści, o bogactwie treści i ubóstwie formy. Poetycko treść jest formą, by być poezyą treść musi się stać radosnym faktem życia, a jest tembardziej sobą, im bardziej całe życie obejmuje. Każdy element obojętności istniejący w nas, mogący istnieć w chwili poetyckiego ujęcia, uszczupla głębokość poezyi, jest połączony z jej uszczerbkiem. Poezya musi być pojmowana jako twórcza autodefinicya człowieka.





  1. Revue bleue, tygodnik polityczny i literacki w Paryżu, założony w r. 1863.
  2. The Ordeal of Richard Feverel, jedna z główniejszych powieści Jerzego Mereditha (1859), znakomitego powieściopisarza angielskiego (*1828 †1909), którego dzieła zdobywają sobie teraz dopiero zwolna, ale statecznie coraz liczniejsze koła wielbicieli.
  3. Lasy Westermainu, The Woods of Westermain, dłuższy poemat Mereditha, cytowany przez Brzozowskiego w „Głosach wśród nocy“ w rozdziale „O wychowawczem znaczeniu literatury angielskiej“. (Poems by George Meredith, vol. 1. London. Constable & Company Ltd. 1909. str. 73).
  4. Notatka ta odnosi się do książki myśliciela angielskiego Francis Herberta Bradleya p. t. Appearance and Reality, którą autor w grudniu 1910 studyował.
  5. L’Averroès et l’averroïsme, znane dzieło Renana (1852).
  6. Amazing Marriage, tytuł jednej z powieści Jerzego Mereditha. — Katolicyzm w Anglii — essay z II tomu „Essays critical and historical“ J. H. kardynała Newmana p. t. Catholicity of the anglican church.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski.