O reasumpcyi trybunałów

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł O reasumpcyi trybunałów
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.3.

O reasumpcyi trybunałów.

Trybunał koronny zaczynał się w Piotrkowie. Trybunał litewski zaczynał się w Wilnie.
Litewskich trybunałów, jako nieświadomy Litwy, nie będę opisywał. Rozumiem, że Litwa jak się łączyła z koroną w wielu okolicznościach politycznych, tak téż i w obyczajności współkę z nią trzymała, ile kiedy te dwa narody mieszając się z sobą ustawicznie, jedni od drugich manierę i zwyczaje przejmowali. Co się więc działo na publicznych zjazdach i prywatnych kompaniach, lub zchadzkach w koronie; toż samo pewnie działo się w Litwie; azatem z opisania jednego narodu, może czytelnik sądzić równo o obydwóch, prócz niektórych wyłączeń prawnych, które do mego pióra nie należą.
Trybunału koronnego kadencya pierwsza, czyli początek według prawa był w pierwszy Poniedziałek po ś. Franciszku, którego bywa według kalendarza rzymskiego 4. Września. Poczynał się w Piotrkowie, i jeżeli dnia prawem opisanego, wyżéj wyrażonego nie stanął, już być nie mógł, aż inny za rok. Limita trybunału piotrkowskiego, podług prawa być powinna była w Sobotę, przed Kwietnią Niedzielą; lecz często limitowano go tygodniem prędzéj. Jednakowoż czyniąc prawu na pozór zadosyć, choć prędzéj limitowali, datę jednak limity w aktach zapisowali podług prawa, to jest w Sobotę Kwietnią, i woźny co dzień aż do tejże Soboty przywoływał i odwoływał sądy trybunalskie.
W dzień poprzedzający reasumpcyą trybunału, zjeżdżali się do Wolborza ci wszyscy, którzy mieli interes przeszkadzać do laski marszałkowskiéj, osobliwie i do funkcyi deputackiéj, osobom na sejmikach obranym, albo téż źle obranych, lub wcale nie obranych, przez rozmaite kabały utrzymować.
Cztery partye były w kraju, nakształt czterech sprężyn, które dawały ruchawość wszystkim politycznym obrotom. Pierwsza była dworska, przez którą znaczyli się przyjaciele ministra grafa Brülla i zięcia jego Mniszcha, marszałka nadwornego koronnego; bo król sam, jako nie mający żadnych spraw w trybunale, byłby względem niego obojętnym, gdyby ci dwaj powagi jego do swoich intryg nie mięszali; druga partya była hetmańska; trzecia Potockich; czwarta familii. Tym terminem znaczyli się Czartoryscy i Poniatowscy; tudzież z tymi krwią i chęcią przewodzenia nad krajem złączeni. Partya Potockich czasem się złączyła z partyą dworską, lub z partyą hetmańską, kiedy Potocki był hetmanem. Partya hetmańska czasem trzymała z dworem i z partyą Potockich. Partya Czartoryskich niemal zawsze była przeciwna dworowi, i w ten czas chyba nie mięszała się do trybunału, kiedy żaden z ich strony nie ubiegał się o laskę marszałkowską.
Kiedy także trzy partye, dworska, hetmańska i Potockich zmówiły się na jedno, już wtenczas pozostała partya bacząc się słabą, rzeczy nie mięszała; ale kiedy trzy pierwsze różniły się między sobą; albo hetmańską na swą stronę przeciągnęła, nigdy nie opuściła zatrudniać się trybunałem.
Sami pryncypałowie partyi, nigdy się nie znajdowali na reasumpcyi, wysyłali tam z pomiędzy siebie młodszych, którzy sobie drogę do znaczenia torować chcieli tym sposobem.
Gdy już poprzednicze konferencye odprawione zostały, albo téż gdy się tylko (jak mówią), partyzanci kto z kim trzyma, i z czyjéj jest strony, powąchali w jak największéj na pozór zgodzie; Prezydent dawszy swój obiad, albo pod jego imieniem, jako dla swego prałata; książę prymas choć nieprzytomny, albo biskup kujawski, jako gospodarz miejsca, zaczynał wjazd do Piotrkowa, któremu wszyscy przytomni assystowali. Naprzód jechali przed karetą prezydencką konni na koniach dzielnych w rzędy suto przybranych, dworzanie różnych dworów i wojskowi, wraz zmięszani; za karetą prezydenta, paradowała dragonia, czasem książęcia prymasa, czasem biskupa kujawskiego; za dragonią ciągnęły się karety różnych panów; nareszcie kolaski mniejszych pacyentów. Bywał ten wjazd prezydencki acz nie zawsze tak liczny, że jeden koniec podchodził pod Piotrków, a drugi dopiero wyciągał z Wolborza, t. j. na dwie mile pocztarskie; kiedy zaś nie było na trybunał żadnéj forsy, to pospolicie cała kalwakata wjazdu prezydenckiego nie wyciągała się dłużéj nad pół mili. Odprowadziwszy prezydenta do jego stancyi, krótko powińszowawszy mu szczęśliwego przybycia, rozchodzili się na swoje stancye; na kolacyi nie zostawali, tylko jego przyjaciele i konfidenci.
Noc cała zeszła między tworzycielami trybunału, na przygotowaniu się jak najlepszém, według wziętych miar i porozumianych okoliczności, do odparcia przeciwnéj swojéj strony marszałka i deputatów, a przynajmniéj marszałka, jako głowy trybunału, która miała tysiąc sposobów kierowania innemi członkami po swojéj wodzy, albo téż przeciwne nieskutecznemi czynienia.
O godzinie siodméj rannéj nazajutrz, powinni wszyscy byli, mający być deputatami, zejść się do kościoła farnego, w którym jeden z deputatów duchownych śpiewał wotywę o „Duchu Świętym.“ Nie czekając zawsze końca, obie strony ubiegały do opanowania miejsca pierwszego w kościele, gdzie był stolik, przy którym zasiadało ziemstwo sieradzkie, przed którem według prawa deputaci tak świeccy, jako duchowni obowiązani byli złożyć swoje instrumenta elekcyi, odpowiedzieć na zarzuty przeciw nim, jakie, albo na kondemnaty osobiste, i wykonać przysięgę na wierne sprawowanie funkcyi, jeżeli nie mieli żadnych zarzutów, albo choć mieli, dowiedli ich nieprawności, albo w dobry sposób zagodzili. Co wszystko podpadało pod decyzyą ziemstwa sieradzkiego. Miejsce tedy przy stoliku ziemskim było wielkiéj wagi do formowania trybunału; dla tego, która strona opanowała stolik, miała już niemal wpół wygranéj sprawy.
Jeden z sędziów głosem dostatnim czytał podług starszeństwa prowincyą, na którą podług starszeństwa laska marszałkowska przypadała województwa, a za przeczytaniem każdego województwa, lub ziemi, które osobnych deputatów obierają, odzywali się deputaci: jesteśmy! jeżeli nie mieli od nikogo przeszkody, przedzierali się przez ciżbę do stolika, na którym złożywszy laudum sejmikowe, uznani od ziemstwa za prawych deputatów, wykonywali przysięgę. Gdy który z takowych był pod kondemnatą, zarzucający ją tamował mu przysięgę, i jeżeli nie mógł sam oddalony, przez dziesiąte ręce podawał ją do stolika, która wpadłszy w ręce przyjazne deputatowi pod nią będącemu, czasem niknęła na powietrzu, a ziemstwo nie dbając na protestacyą słowną, gdy na piśmie nie znajdowała żadnéj przeszkody, odbierało od deputata przysięgę. O przyjmowanie więc ważności wyboru, lub odrzucenie, lukty były wielkie między partyami: każda chciała utrzymywać swoich przyjaciół, a odsunąć niechętnych sobie. Tak tedy namowami, proźbami i groźbami, biegając jedni do drugich, to szeptając do ucha, to się głośno wadząc, o zepchnięcie lub utrzymanie deputata między sobą certowali. Wypadło nieraz, iż pokazawszy sobie zęby, strona stronie ustąpiła. Szable się pochowały i wszystko ucichło. Nieraz téż przyszło do swarów, że jedna strona przemogła drugą.
Gdy pierwszego dnia trybunał jakimkolwiek sposobem stanął, już daléj wszystko szło spokojnie i wesoło. Noc schodziła na powińszowaniach zwycięztwa przemagającéj stronie i wzajemnem wińszowaniu sobie publicznéj pomyślności; jakoż było czego wińszować. Nazajutrz deputaci zszedłszy się na ratusz, obierali marszałka, którym zawsze stawał jaki pan wielki od dworu, lub partyi któréj do tego urzędu przeznaczony. Marszałek nowo obrany, dziękował publiczną mową za swoje obranie i vivat kolegów swoich; najprzód przyniesiono laskę marszałkowską, zawsze w schowaniu u ziemstwa sieradzkiego będącą, przy oddawaniu któréj jeden z sędziów miał mowę do marszałka i do innych deputatów. Po skończonéj elekcyi marszałka, prezydent za zwyczaj dawał solenny obiad dla wszystkich deputatów i rejentów, a marszałek kolacyą. Trzeciego dnia sprowadzano z którego kościoła obraz Najświętszéj Panny do kaplicy ratusznéj, który to obraz niósł prezydent z marszałkiem, a inni deputaci i palestra assystowali mu ze świecami w solennéj processyi; przed umieszczonym w kaplicy obrazem, kapelan trybunalski odprawiał mszą czytaną, pod czas któréj muzykanci do takiéj usługi na cały czas trybunału najęci, grali różnemi instrumentami i głosami litanią. Po skończonéj mszy kapelan podawał prezydentowi patynę, którą ten odebraną do rąk, ofiarował do pocałowania marszałkowi i innym w kolej deputatom, tudzież starszym mecenasom, t. j. prałatom, a na ostatku sam pocałowawszy, oddawał kapelanowi.
Po zakończeniu tego obrządku pobożnego, deputaci z ziemstwem sieradzkiem zamykali się w izbie sądowéj, i tam układali ordynacyą, czyli rozporządzenie przyszłych sądów trybunalskich, które regestra po których mają następować, palestra wyższa i niższa oprócz zwyczajnych swoich powinności, co ma szczególnego z zlecenia zaczętego trybunału zachować, np. aby długiemi induktami spraw, czasu nie zabierali, aby pod imieniem palestry, osób nieznajomych do szukania pacyentów zdatnych między sobą nie mieścili. Magistrat miasta Piotrkowa aby się starał o wszelkie wygody do wiktu należące, tak dla osób trybunalskich, jako téż dla przybywających w sprawach swoich do trybunału i inne tym podobne do sądów wygody i bezpieczeństwa publicznego ściągające się ustawy, także płace, czyli raty miesięczne sługom trybunalskim; co wszystko znajdowało się i obejmowało terminem ordynacyi. Po ułożeniu któréj, osobnemi kredencyonalnemi listami wyznaczyli posłów do króla, do prymasa i do biskupa krakowskiego, do każdego po dwóch deputatów, jednego z koła duchownego, drugiego z koła świeckiego, z doniesieniem, o doszłym szczęśliwie trybunale; resztę dnia zbywającego obracali na traktamenta i uczty, jakoby dnia przeszłego.
Zbywszy takowe początkowe zatrudnienia, zabierali się trzeciego, lub czwartego dnia do sądzenia spraw, które szły porządkiem ułożonym w ordynacyi. Sądy te otwierały się mową którego z palestry, witającą trybunał, na którą przygotowany prezydent albo marszałek, krótko odpowiedział komplementem dziękującym. Potem z regestru woźny powołał którą sprawę, o któréj po zapisaniu komparycyi, marszałek kazał sądy odwołać na poobiedzie, albo nazajutrz, bo nagle zaprzęgać się do pracy nie było w modzie. Ile, że oprócz prezydenta i marszałka niektórzy z deputatów możniejszych, albo pacyentów panów możnych, mieli sobie za honor popisować się z obiadami i kolacyami na przepych jedni nad drugich, już to dla trybunału, już dla prześwietnéj palestry dawanemi; dla tego w pierwszym tygodniu mało, albo, wcale nic nie było postępku w administracyi sprawiedliwości; drugi tydzień ocucał cokolwiek więcéj znużonych biesiadami i do pracy zaciągał, acz ta często rozmaitemi festynami, to imieninami, anniwersarzami dworskiemi; nareszcie i bez żadnych okoliczności świetnych powtarzanemi, od panów przerywana była.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.