Kilka słów o kobietach/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eliza Orzeszkowa
Tytuł Kilka słów o kobietach
Rozdział Rozdział III. O pracy kobiet
Pochodzenie Kilka słów o kobietach
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1893
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skan na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ III.
O pracy kobiet.
I.

Dla mężczyzn minął już podobno wiek złoty, w którym próżnowanie było zaszczytną oznaką rodu i majątku, patentem na dobry ton i dystynkcyą.
Oklepaną prawdą stała się zasada, że tylko człowiek pracujący godzien jest szacunku, a próżnia­cy i tak zwani wiwery chowają się za kulisy świata, uciekając od śmiechu i gwizdania publiczności. Bo­gaty czy ubogi, mąż stanu czy rolnik, artysta czy uczony, mężczyzna pracuje, jeśli pragnie zachować lub zdobyć materyalny dostatek, a moralnie, jeśli nie chce prędzéj czy późniéj osobą swoją dostarczyć piérwszemu pisarzowi wzoru na bohatera — komedyi.
Ale praca mężczyzn, to dopiéro praca połowy rodzaju ludzkiego.
Kobiety pracować téż powinny, bo bez ich pracy, jak bez ich zdrowéj i silnéj myśli, rozwój spo­łeczny zostanie spaczonym i wiecznie niedostatecznym. Brak pracy i słabość myśli kobiecéj osłabia myśl i w znacznéj części ubezowocnia pracę mężczyzn.
W naszéj społeczności — jaką jest praca kobiet, a jaką być powinna? Oto są pytania, nad któremi zastanowić się wypada.
Aby na nie odpowiedziéć, należy, tak jak w kwestyi wychowania, podzielić kobiety na bogate i nie­bogate.
Pominąwszy rzadkie wyjątki, śmiało i stanowczo wyrzec można: kobiety bogate u nas nie pra­cują.
Czy nie pracują dla tego, że nie potrzebują pracować, to jest, że praca ich byłaby nieużyteczną i im i ogółowi?
Twierdzić tak, byłoby to utrzymywać, że kobiety nie potrzebują moralnego zadowolenia i pełni we­wnętrznéj, będących wynikiem pracy; że mężowie ich nie potrzebują zacnych żon, dzieci cnotliwych matek, społeczność oświeconych i umiejętnie rozporządzających środkami materyalnemi obywatelek.
Twierdzić tak, znaczyłoby to utrzymywać, że bogactwa swego nikt stracić nie może tak, aby potrzebował zapracować sobie na kawałek chleba; że raz posiadany cielec złoty nie może się stopić w ogniu prywatnych lub publicznych nieszczęść, i niknąc ukazać za sobą ciemnego widma nędzy, które odżegnać można tylko — pracą.
A jednak zwierciadło i salon: oto zastępcy pracy w życiu kobiet bogatych.
Same przez się sąż to rzeczy zgubne?
Bynajmniéj; dalekim jest od nas śmieszny purytanizm, miotający klątwy na wszelką wesołość, na wszelkie radosne objawy życia.
Nie jesteśmy kwakierkami, możemy więc przed zwierciadłem przypiąć kwiat do włosów lub koronkę do sukni; jesteśmy kobietami ucywilizowanemi, salon więc jest dla nas koniecznością, jako śro­dek, do którego zbiegają się objawy życia towarzyskiego.
Ale zwierciadło może być narzędziem pomocniczém do podniesienia dobrze zrozumianéj piękno­ści kobiecéj, a salon — miejscem, w którém łączą się serca i potęgują umysły, tylko obok pracy, tylko po pracy.
Bez pracy zwierciadło jest narzędziem moralnego zepsucia i świadectwem moralnéj nicości, salon — pozłacaną klatką, w któréj papugi o malowanych piórach niezgrabnie naśladują mowę i obyczaje ludzkie.
Kobieta bogata nie pracuje, bo pracować nie może i nie chce; cóż robi, gdy zrządzeniem losu zubożeje? Śmiało powiedziéć można, iż niéma nieszczęśliwszego na świecie położenia, jak kobiety bogatéj, a nieumiejącéj pracować, gdy los w ubóztwo ją wtrąci. Bogactwo niezawsze wprawdzie wiedzie szczęście za sobą, niemniéj jednak jest źródłem po­wabnych uśmiechów życia, z któremi rozstać się niełatwo. Kobieta, bogata niegdyś a popadła w ubó­ztwo, ma wciąż przed oczyma obrazy minionego blasku i dostatku, uderzające ją przykrą sprzeczno­ścią z obecną jéj biedą.
Wśród wilgoci jesiennéj, w ostry chłód zimowy, z ciężkością i niewprawnie postępuje ona po ślizkim i błotnistym chodniku miasta, i patrząc na bogate powozy, mijające ją z świetnym szumem, w szybkim biegu obrzucające ją błotem lub śniegiem, mimowoli myśli, że i ona niegdyś, w miękkiéj karecie, rączemi zaprzężonéj końmi, przebywała miasto, nie czując, jak dziś, przenikającego chłodu lub wilgoci, nie będąc, jak dziś, potrącaną przez przechodniów, na których patrząc wtedy, — kto wié? pychą może zgrzeszyła.
A gdy w ubogiém mieszkaniu swojém znajdzie się samotna, opuszczona, przenosi się myślą w prze­szłość jaśniejszą, śród któréj, otoczona liczném kołem znajomych, przyjaciół, wielbicieli może, snuła na kozetce salonu błyszczącą nitkę dowcipnéj rozmowy.
Wówczas ludzie skupiali się koło niéj, ubiegali się o każde słowo jéj i spojrzenie, osypywali ją przysług mnóztwem; dziś wkoło niéj pustka i cisza, bo ze zmianą położenia zmieniło się wszystko: pękła mydlana bańka jéj towarzyskiéj wielkości, wielbiciele złotego cielca poszli szukać bożka swojego gdzieindziéj, a ona pozostała z próżnią w sercu, z rozczarowaniem w myśli. A tu nędza zbliża się krokami olbrzyma, i z przerażeniem widzi nieszczęśliwa, że wkrótce wszelkich środków do zaspokoje­nia piérwszych potrzeb życia zabraknie.
Niech, co chcą, mówią moraliści, patetycznie miotający słowa wzgardy na mamonę tego świata: zna­jomość serc ludzkich zawsze ukazywać będzie, że rozstanie się z dostatkiem, do blasku posuniętym, trudném być musi, mianowicie dla kobiet o wypieszczonych wśród bogactwa członkach, osłabłém w miękkości sercu, o przywyknieniach, sztucznych wprawdzie, ale które mocą nałogu stały się niemal naturą.
A cóż dopiero, gdy zubożała kobieta ma dzieci? Cóż dopiéro dziać się musi w jéj sercu, gdy widzi istoty, dla których dobrobytu sama-by chętnie nędzę cierpiała, wystawione na wszystkie cierpienia, z nie­dostatku płynące, a zagrożone sroższą jeszcze nędzą w przyszłości?
Do widoku tego niech się przyłączy obawa o możność wychowania tych dzieci tak, aby późniéj same sobie zdołały na byt zarobić: a w sercu kobiety cierpienia egoistyczne połączą się z najszlachetniejszém cierpieniem za innych, zgwałcone instynkta i nałogi odezwą się wraz ze zranioną i zatrwożoną miłością macierzyńską, i kobieta, niedawno świetna i wesoła, płochém może i bezmyślném weselem, stanie się w całém ogromném znaczeniu tego wyrazu — nieszczęśliwą.
Wszakże nieszczęście to odwrotną stronę mieć może: wzamian za bogactwo i użycie dać jéj może wielką wartość moralną, owo męczeńskie, ale wielkie szczęście wewnętrzne, wytworzone z łez, męztwa i ogniowych prób cierpienia.
Lecz, ażeby kobieta, podobnie doświadczona przez los, mogła dźwignąć się z niedoli i, będąc pozbawioną piedestału bogactwa, stanąć na nierównie podnioślejszéj wysokości męztwa i spokoju, trzeba, aby posiadała umiejętność i energią do pracy, aby chciała i umiała pracować i pracą stłumić żale i odegnać ubóztwo.
Tymczasem kobiecie, zubożałéj a nieumiejącéj pracować, dostaje się zwykle w udziale gorzki chleb jałmużny. U bogatych krewnych, albo uczciwszych od innych przyjaciół dawnych, znajduje przytułek chłodny, bo u serc cudzych, i miejsce przy stole, które zdaje się wołać do niéj: tyś tu obca.
I wtedy najczęściéj dramat jéj wewnętrzny objawia się nazewnątrz w formie komicznéj; dwie ostateczności się schodzą: z tragedyi bierze początek rozśmieszająca publiczność komedya.
Podupadła wielkość staje przed ludźmi w postaci ofiary losu, która o minionéj wielkości swéj zapomniéć nie może, owija się płaszczem załzawionéj melancholii i podniosłéj dumy, i tą ostro odbija się od upakarzającéj pozycyi, w jakiéj przez brak własnéj pracy stanęła.
Ze skargą na ustach, z roszczeniami, przekraczającemi granice słuszności, każdy zwrócony do siebie wyraz waży na szalach rozdrażnionéj miłości własnéj, szukając w nim obrazy lub obelgi, śledzi fizyognomie ludzkie, dopatrując szyderstwa lub lekceważenia tam nawet, gdzie go wcale nie było.
Zdaje się jéj, jakoby każdy, kto widział dawniejszą jéj świetność, dziś jéj upadkowi urągał; w szczerem współczuciu nawet gotowa jest ubliżającą upatrzéć litość. Sprawdza się na niéj słowo psalmisty: „Chleb mój jadłem gorzki jako popiół i łzami oblewałem łoże moje!” A obojętnych, z ubocza patrzących na nią, to nieustanne demonstrowanie boleści i upokorzonéj, rozdrażnionéj miłości własnéj, nudzi z początku, śmieszy nakoniec; życzliwi nawet odwracają się, wzruszając ramionami, i odchodzą, aby skryć uśmiech; nieszczęście gubi poważną szatę swoję; najsurowsza rzecz na ziemi: cierpienie, występuje na padole komizmu w śmiesznych łachmankach arlekina. A jeżeli owa podupadła próżnująca wielkość ma męża, który jako tako ciężką pracą zdobywać będzie dla niéj kawałek chleba i dach własny, biada mu! albowiem, jak Jeremiasz nad zburzeniem Jerozolimy, żona jego płakać nie przestanie nad zburzoną wielkością.
Ktokolwiek zna ludzką naturę, dziwić się nie będzie tym upadkom, śmiesznościom i upokorzeniom kobiet, które, tracąc bogactwo, tracą wszystko, co im życie miłém na ziemi czyniło. Nie one winne są temu, że z istot ludzkich przemieniają się w owe nakręcone tabakierki, grające wciąż na jednę płaczliwą, jękliwą nutę, w bezużyteczne chwasty, w znikczemnione i pełzające dusze.
Są to nieszczęśliwe ofiary zwyczaju, który dla kobiet bogatych pracę za bezużyteczną uważa. Nie­umiejętne i niezaprawione do pracy, w ubóztwie nie posiadają jedynego oręża, któryby mógł je obronić od mąk i śmieszności.
Niepodobna straszniéj wydziedziczyć człowieka, jak nie dać mu na drogę życia zdolności i miło­ści do pracy; niepodobna bardziéj go skrzywdzić, jak ścieśnić przed nim pole pracy i odjąć od niéj siły i środki.
Skrzywdzonemi pod tym względem są kobiety wszystkie, wydziedziczonemi całkiem — kobiety bo­gate.
Nad tym przedmiotem warto długo się zastanowić, bo nieopisana summa dobrego, którąby świat mógł wynieść z serc i umysłów kobiet, gdyby one inny przyjęły kierunek, dziś przepada marnie; bo tam gdzie przewroty społeczne i zmiany ekonomicznego porządku kraju częstsze są, niż gdzieindziéj, bogactwo na słabszych téż, niż gdzieindziéj, wsparte jest podstawach, i w miarę tego ci, co je posiadają, bardziéj przygotowani powinni być do ubóztwa.
Przygotowanie to znaczy uzdolnienie do pracy i zamiłowanie jéj — innego niéma.
Bez nich wszelki stoicyzm, wszelka rezygnacya zachwiać się musi wobec materyalnéj biedy i wewnętrznéj próżni, a zachwiawszy się, upaść w łzy, wyrzekania i żebraninę. Taki jest ostateczny wynik nieumiejętności i niechęci pracowania.
Jeżeli człowiek bogaty posiada głębokie przekonanie, że nie samo bogactwo wartość jego stanowi, jeżeli czuje się na siłach zdobyć sobie w każdym razie byt materyalny i położenie nakazujące szacunek, mniéj się zrasta z posiadaném dobrem i bardziéj wtedy gotów jest złożyć je na ofiarę jakiéjś wielkiéj potrzeby, jakiéjś szlachetnéj idei.
A poświęciwszy je, umie stanąć na wysokości dopełnionéj ofiary i nie bluźnić jéj późniejszém wychowaniem i żalem.
Dziś, kiedy kobiety, zarówno jak mężczyźni, powołane są do pojmowania idei wymagających poświęceń, potrzebują téż téj saméj mocy, która uniezależnia byt i godność człowieka od tego, co człowiek posiada. Każdy z nas zresztą naocznie mógł widziéć niejeden świetny przykład kobiet, w imię wielkiéj, ukochanéj idei zstępujących z salonów do ciasnych izdebek, z karet — na wilgotny bruk ulicy; były nawet i takie, które odważnie wzięły się do pracy i, wypieszczoną ręką ująwszy igłę lub pióro, wytwarzały byt codzienny dla siebie, a niekiedy i dla innych.
Przykłady te dowodzą, że kobieta zdolna jest nietylko do wyrzeczenia się w chwili zapału i uniesienia, ale i do uszanowania swojéj ofiary mężném a skuteczném zwalczaniem ubóztwa.
Przykłady te, świadcząc o istnieniu u kobiet wielkiéj siły moralnéj, tém ostrzéj uwydatniają smutny widok popadłych w łzy, wyrzekania i żebractwo, zubożałych, a nieumiejących pracować.
Dla kobiety niebogatéj kwestya pracy określa się tak wyraźnie i stanowczo, że wszystko, coby o potrzebie jéj powiedziéć można, byłoby tylko powtarzaniem tego, o czém wszyscy, z rozumieniem lub bez zrozumienia rzeczy, rozprawiają.
Wszyscy już zgodzili się na to, że praca za domem konieczną jest dla kobiety ubogiéj i niemającéj rodziny, a często użyteczną i także konieczną i dla żony ubogiego mężczyzny. Praca taka nie znaczy nic innego, jak oddanie się specyalnemu jakiemu zawodowi, działalność na specyalném jakiémś polu rozwijana. Zachodzi pytanie: jakie specyalne zawody możebne są dziś dla kobiet?
Na jakiém polu zapracować one mogą dla siebie byt materyalny i moralne zadowolenie?

II.

Gdyby nas zapytano: na jakich drogach działalności ludzkiéj kobieta, ze względu na przyrodzone zdolności swoje i pozycyą swą społeczną, pracować może i ma prawo? — odpowiedzielibyśmy tak samo, jak w kwestyi nauk, mających być udzielanemi kobietom: na wszystkich tych, które stoją otworem przed mężczyznami, na wszystkich, na których człowiek stać się może szczęśliwym i użytecznym, a jedyną w wyborze jednéj z nich wskazówką mają być wrodzone zdolności, skłonności jednostki i okoliczności jéj społecznego położenia.
Zasadę tę, przez znaczną część oświeconéj ludzkości pojętą i popieraną, spotyka mnóztwo zarzutów, o których wspomnimy późniéj; najważniejszą wszakże do wprowadzenia jéj w czyn przeszkodą są braki w instytucyach, społeczeństwu naszemu służących.
Trudno bowiem myśléć o kobietach doktorach, profesorach, adwokatach i urzędnikach, a trudniéj jeszcze wykształcać je do tych zawodów, gdy szkoły wyższe, będące koniecznym do takiego wykształcenia warunkiem, są zamknięte przed kobietami, albo gdy przynajmniéj wstęp do nich tak im jest utrudniony z różnych przyczyn, że rzadkie tylko i wyjątkowo szczęśliwie uprzywilejowane jednostki otrzymać, dobić się go raczéj, mogą. A jeśli-by kto nawet ofiarą wielu kosztów i z przełamaniem mnóztwa trudności, za pomocą szkół wyższych, po zagranicami kraju istniejących, i tę przezwyciężył przeszkodę, wnet zjawiłaby się przed nim inna, a niemniéj ważna, wynikająca z trudności otrzymania stosownych dyplomów, posad urzędowych, katedr profesorskich i t. d.
Gdzieindziéj kwestya ta jest albo już zupełnie rozstrzygniętą, jak w Stanach Zjednoczonych, albo bardzo blizką ostatecznego rozstrzygnięcia jak w Anglii, Francyi i Niemczech.
Ale w owych błogosławionych krajach dość jest społeczeństwom czuć, pojmować i chciéć, aby z poczucia, pojęcia i woli wytworzyła się odpowiadająca im instytucya.
U nas powszechnie wiadomo, jak się pod tym względem rzeczy mają, i próżno byłoby tworzyć marzenia, gdy te, spotkawszy się z niezwyciężoną zaporą, prysnąć muszą, jak zamki na lodzie.
Mażto jednak znaczyć, że powinniśmy zapomniéć o wielkich sprawach, zajmujących całą ludzkość, dla tego, że pomiędzy sobą spraw tych rozstrzygnąć nie możemy? Bynajmniéj; jeżeli nie w czynie, to w myśli naszéj, sprawy te rozstrzygnięte być mogą, a tym sposobem połączą nas z ogólną europejską myślą i cywilizacyą, i przysposobią do pory dla czynu pomyślniejszéj.
Lubo więc dziś kobiety nasze, albo wcale nie mogą, albo z wielkiemi tylko trudnościami mogą sięgać po zawody, którym dotąd sami tylko mężczyźni oddają się u nas, nie jest wcale rzeczą zbyteczną, jeśli publiczność nasza przypatruje się wielkim reformom, dokonywającym się pod tym względem gdzieindziéj, i wsiąka w siebie ducha im przewodniczącego.
Wszakże, odkładając na stronę teoryą i pragnąc dzisiejszym i w dzisiejszych warunkach istniejącym kobietom wskazać drogi do pracy, wypada zastanowić się przedewszystkiem nad zawodami przystępnemi dla nich, tak z przyczyn instytucyi, jak publicznego obyczaju.
Nauczycielstwo, rzemiosło, przemysł, artyzm i literatura, oto działy pracy, dostępne dla tegoczesnych u nas kobiet; ale nie obejmując całéj szerokiéj działalności ludzkiéj, nie są one wcale ciasne ani ograniczone. Należy tylko zwrócić uwagę, o ile kobiety umieją postępować temi, zostawionemi im, drogami.
Nauczycielstwo zagarnęło u nas najznaczniejszą część pracujących kobiet, przyjęte zostało jako środek uniwersalny na każdą biedę, na każde zubożenie kobiety. Każda kobieta, znająca obce języki i umiejąca jakkolwiek grać na fortepianie, czuje się upoważnioną do zostania guwernantką, i obiecuje sobie znaléźć w tym zawodzie byt codzienny; bo o moralnych wymaganiach powołania, o sumienném przejęciu się zadaniem nauczycielki i myśli niéma najczęściéj.
Z tego powszechnego prądu ku nauczycielstwu wynika dla zawodu tego ujma, i moralna, i materyalna: moralna, bo nizkie najczęściéj wykształcenie guwernantki stawia ją w pozycyi podrzędnéj i niejako sponiewieranéj; materyalna, bo ogromna konkurencya, wobec szczególniéj zubożenia ogólnego, zniża jéj płacę na stopę prawie niepodobną do prawdy.
Ażeby nauczycielka otrzymać mogła w domu prywatnym zapłatę trzystu, czterystu, lub czterystu pięćdziesięciu rs., potrzebuję miéć taką naukę, z jakąby nauczyciel mężczyzna nie przyjął mniéj, niż sześćset, ośmset, lub tysiąc.
Dla otrzymania takiéj zapłaty, nauczycielce nie jest ściśle potrzebną znajomość nauk przyrodniczych, dziejów, matematyki; nauki te bowiem nie mają dotąd na targu umysłowości kobiecéj ani żądania, ani zaofiarowania. Ale guwernantka, która może ukończyć edukacyą panien, to jest taka, której wyż wymienioną przeznacza się płacę, musi posiadać znajomość najmniéj dwóch lub trzech obcych języków, być wirtuozką na fortepianie, miéć piękną manierę i doskonały akcent francuzkiego mówienia. Tak zaś ukształconych guwernantek jest niewiele; składają one niby arystokracyą klasy nauczycielskiéj, bywają otaczane znośném przynajmniéj poszanowaniem, i gdyby nie to, że wszystko, czego się mogą spodziewać, ogranicza się do owych trzystu lub czterystu rs. rocznéj płacy, że postępu w przyszłości żadnego dla nich niéma, że starość lub choroba grożą im wciąż najokropniejszą nędzą — pozycya nie byłaby dobrą, a nawet, w porównaniu z ich mniéj uprzywilejowanemi towarzyszkami, świetną.
Ale wszędzie podobno, czy to w narodach, wziętych jako całość, czy w klasach, część narodu stanowiących, najgorsza cząstka dostaje się w udziale spodnim warstwom, które posiadły najmniéj światła, najdaléj stoją od wszelkich jego korzyści.
Obok nielicznéj arystokracyi guwernantek, przyjmowanych do domów bogatych lub dostatnich, żyjącéj w dostatkach, doświadczającéj jakich takich względów i otrzymującéj płacę, nadającą niekiedy możebność zebrania sobie choćby maluchnéj sumki na godzinę starości lub choroby, mrowi się ogromna massa tych cichutkich i pokornych istot w ciemnych wełnianych sukienkach, z białemi od strudzenia twarzami, ze spuszczonym od upokorzeń wzrokiem, istot, które, bez powołania i zdolności, bez dostatecznego wykształcenia, pracują ciężko i najczęściéj nieumiejętnie, z małą lub żadną dla uczennic korzyścią, a dla siebie z płacą, mogącą zaledwie odziać je w tę ubogą sukienkę, która je okrywa.
Tak zwane guwernantki na początki, i te, które nawet prowadzą całą edukacyą niebogatych panien, kończącą się na złéj francuzczyznie i mniéj lub więcéj silném uderzeniu po klawiszach, za najwyższy szczyt marzeń uważają płacę 150 rs. rocznie, a często przyjmują 100 rs., na prowincyi zaś 75 i 50 rs. Wzamian za wielce szczupłą tę kwotę uczą kilkoro dzieci, zepsutych nieraz i niezdolnych, naglądają nawet młodsze rodzeństwo swych uczennic, a często wyręczają panią domu i w chodzeniu około gospodarstwa. Chleb powszedni mają wprawdzie tymczasem, ale przyszłość?
W razie choroby lub przy nadejściu starości, potwór nędzy musi niezawodnie zajrzéć im w oczy, bo cóż zaoszczędzić mogą z marnéj pensyjki swojéj, skoro i ubrać się przyzwoicie, choć ubogo, nauczycielce wypada?
Na pochwałę społeczności naszéj powiedziéć należy, że coraz więcéj znajduje się matek i pań domu, które pojmują, iż kobieta, ucząca ich dzieci, dla trzech powodów powinna być poważaną i otoczoną należnemi względami: 1) jako osoba obca, zostająca pod ich dachem i opieką, 2) jako uboga i pracująca kobieta, najczęściéj sierota lub dotknięta zmianą losu, 3) jako zastępczyni ich w wielkim dziele przygotowania przez wychowanie przyszłości ich dzieci.
Ale także bezstronność powiedziéć nakazuje, iż zbyt często jeszcze niesłuszne wymagania, zaniedbanie i upokorzenia, wydarzają się tam, gdzie powinien być szacunek tylko, sprawiedliwość i troskliwe względy. Pogardzanie guwernantką, naśmiewanie się z niéj i pomiatanie nią stało się już zapewne rzeczą przestarzałą, wygnaną z obyczajów dobrego towarzystwa.
Niemniéj jednak, z zasady i przekonania, nie dano jeszcze nauczycielce w rodzinie i społeczeństwie miejsca, jakie jéj się należy.
A jednak szacunek, oddawany klasie nauczycielskiéj, jest miarą oświaty narodu, bo im więcéj naród jest oświecony, tém wyżéj ceni tych, którzy mu światło przynoszą. Dzikie narody mordują misyonarzy, którzy im podają oświatę, a na przeciwnym biegunie cywilizacyi, w kraju najoświeceńszym w świecie, w Stanach Zjednoczonych, członkowie obu płci i wszystkich klas narodu z dumą przyjmują udział w zawodzie nauczycielskim, który uważany tam jest jako zaszczyt i najwyższa zasługa.
Z tém wszystkiém niepodobna nie widziéć, iż podrzędne stanowisko, na jakiem zostaje znaczna część guwernantek u nas, pochodzi głównie z ich własnego nizkiego ukształcenia i z braku przejęcia się przez nie powołaniem, któremu oddają się z musu tylko i dla jakiego takiego kawałka chleba.
Nauczycielka powinna być, albo nauczycielką w pełném i szerokiém a szlachetném wyrazu tego rozumieniu, albo nią wcale być nie powinna. Jeżeli, przez brak środków materyalnych albo umysłową nieudolność, nie może posiąść stosownego ku temu wykształcenia, powinna usposobić się do innéj, właściwszéj swojemu położeniu i swoim skłonnościom, pracy, ale nie przyjmować na się zadania, którego sumiennie spełnić nie potrafi, a które da jéj, w zamian za ciężką i z niechęcią podjętą pracę, nędzne wynagrodzenie pieniężne i podrzędne stanowisko w świecie.
Stanowczo niepodobna odszukać jakiéjkolwiek równowagi pomiędzy pracą i zapłatą guwernantki, pobierającéj sto lub kilkadziesiąt rubli rocznie, i kobieta, która w zawodzie nauczycielskim wyżéj stanąć nie potrafi, wyraźnie niewłaściwą sobie obrała drogę, i inny sposób pracowania byłby niezawodnie dla niéj stosowniejszym i korzystniejszym.
Tu powstać może zarzut, że gdyby takich tanich guwernantek nie było, niebogaci rodzice niemogliby dawać edukacyi swoim córkom.
Widzieliśmy wyżéj, na czém najczęściéj polega ta tak zwana edukacya. Na znajomości francuzkiego języka, lichéj grze na fortepianie, czterech działaniach arytmetycznych i kilku datach, wziętych z chronologii historycznéj.
Ku czemu posłuży uczącym się kobietom edukacya taka? Wytworzy z nich ona owe poduczone panny, śmieszne pretensyami do tego, czego nie posiadają, albo zrobi z nich znowu tanie guwernantki.
Jeśli wszystkie nauczycielki, dostatecznie wykształcone, dostateczną téż za swą pracę otrzymywać będą nagrodę, rodzice, niemogący ponieść wymaganego na ich posiadanie wydatku, zamiast francuzczyzny i nędznéj gry na fortepianie, uczyć będą córki swe rzeczy pożytecznych i gruntownych, a mniéj wymagających kosztów, przez co zmniejszy się ilość upokorzonych i źle płatnych nauczycielek, a zwiększy liczba kobiet, pracujących na właściwszém a korzystniejszém, dla nich i dla ogółu, polu.
Wszakże i pomiędzy źle płatnemi guwernantkami zdarza się spotkać osoby, na lepszy los zasługujące i odpowiadające swemu zadaniu, o tyle, o ile to jest możebném w obecnym stanie umysłowości kobiecéj. Ale istnieje jeszcze jedna przyczyna, która, zwiększając konkurencyą, zniża cenę pracy tych nawet nauczycielek, które w miarę dzisiejszego u nas stanu oświaty kobiecéj, zadawalniająco-by ją spełnić mogły. Przyczyną tą jest zamiłowanie matek w guwernantkach cudzoziemkach, moda i próżność, ukazująca guwernantkę cudzoziemkę jako chlubę, jako pewną dystynkcyą domu, jako nareszcie oznakę tak zwanego dobrego tonu.
Paryż, Berlin, Bern, Zürich, a nawet daleki Albion, wysyłają do nas mnóstwo kobiet, które my z prawdziwie przykładną słowiańską przyjmujemy gościnnością, nie zważając, o ile przybywające godne są naszych uścisków i sypanych im pieniędzy, nie zważając, że tą kosmopolityczną skłonnością zabijamy moralnie i pozbawiamy chleba kobiety na jednéj z nami mieszkające ziemi, a w rezultacie nie czynimy przez to dzieciom naszym żadnego dobra. W tym razie, jako skopuł, o który rozbija się wiele pięknych rzeczy, występuje znowu kwestya obcych języków. Powierzamy dzieci nasze osobie obcéj wszystkiemu, co im powinno być znane i drogie, nieznającéj obyczajów naszych, przybyłéj zdaleka, więc nieznanéj, pozwalamy, aby wskutek tego kobieta, na jednéj z nami urodzona ziemi, może daleko lepsza, daleko rozumniejsza od tamtéj przybyłéj, a w każdym razie bliższa nam obyczajem rodzinnym i miłością ku najświętszym dla nas rzeczom, których imię cudzoziemka z pogardą nieraz przed dziećmi naszemi wspomina, — pozwalamy, aby kobieta taka pobierała płacę konkurencyjną z cudzoziemkami, zniżoną do płacy lokajów i garderobianych, i prędzéj czy późniéj uległa nędzy lub zepsuciu; a to wszystko czynimy dla tego, aby dzieci nasze umiały mówić po francuzku czystym paryzkim akcentem.
I nietylko dla paryzkiego akcentu i biegłości w mówieniu obcemi językami rodzice dla dzieci swych sprowadzają z za mórz nauczycielki. Śmiało twierdzić można, że zaledwie dziesiąta część postępujących tak matek powodowana jest szczerém przekonaniem, że działa dla istotnego dobra swoich dzieci; inne powodują się jedynie próżnością, modą i naśladownictwem. Niezrozumiała, dziwaczna jakaś chluba przywiązaną jest w towarzyskiém mniemaniu do posiadania w domu cudzoziemki.
Śmieszność ta doszła do takiego stopnia, że zaszczyt, spływający na dom z pobytu w nim cudzoziemki, stopniuje się według różnych narodowości. Szwajcarka i Niemka uważane są za coś zwyczajniejszego i bardziéj powszedniego; Francuzki daleko już więcéj przynoszą domowi dystynkcyi i chluby — ale najwyższym szczytem dobrego tonu jest posiadanie Angielki.
Guwernantki Angielki są u nas arystokracyą cudzoziemek. Francuzki stanowią stan trzeci (tiers état), Szwajcarki i Niemki — plebs, wszystkie zaś razem stanowią cel pragnień przeważnéj części matek, powodowanych zmysłem naśladownictwa, pragnieniem błyszczenia byle czém.
Nie jestże to śmieszném i upokarzającém godność człowieczą i obywatelską matek naszych? Nie jest-że to jeszcze ta sama płytkość i ciasnota pojęć, ta sama gotowość poświęcania wszystkiego dla blasku i próżności, która rozstraja byt rodzinny i czyni kobietę niesposobną do zajęcia właściwego miejsca w społeczności?
Jakież mamy prawo żądać, aby kraj nasz posiadał ukształcone i doskonałe w zawodzie swym nauczycielki, kiedy sami najgorzéj wpływamy na rozwój tego zawodu?
Zwyczaj przyjmowania nauczycielek do domów prywatnych wziął początek niedawno, bo dopiéro w piérwszych dziesiątkach bieżącego stulecia.
Dawniejsze „Ochmistrzynie” znaczyły wcale co innego i przebywały tylko w magnackich lub bardzo zamożnych domach; w rodzinach mniejszéj zamożności lub średniego stanowiska społecznego matki same przekazywały córkom swoim malutki zapas wiedzy, jaki był wówczas wymaganym od kobiet, a w najlepszym razie, dziewczęta słuchały lekcyi, wykładanych ich braciom, przez tak zwanych bakałarzy.
Odkąd zaś, przejęty od zagranicy i sprowadzony przez potrzeby czasu, powstał u nas zwyczaj przyjmowania do prywatnych domów stałych nauczycielek, cudzoziemki zaczęły być pożądanemi i sprowadzanemi. Tłumiło to odrazu miejscowy rozwój nauczycielskiego zawodu, sprowadzało krajowe nauczycielki do najniższego stopnia płacy i znaczenia, a przez to poniżało ich skalę moralną.
Błąd ten mógł zrazu znaléźć tłómaczenie, tak w ogólnéj, przez pewien czas panującéj u nas manii cudzoziemszczyzny, tak téż i w tém, że cudzoziemki, dawniéj niż nasze kobiety, sposobiąc się na nauczycielki, mogły przedstawiać większą rękojmię wprawy i uzdolnienia w swym zawodzie. Ale dziś, gdy bezwzględne uwielbienie wszystkiego, co zagraniczne, stało się przestarzałą śmiesznością, a zkądinąd nawet występkiem, gdy zawód nauczycielki przez długi czas istnienia wyrobił już sobie u nas prawo obywatelstwa, a kobiety, kończące w kraju zakłady naukowe lub artystyczne, przypuszczane bywają do zdawania examinów z różnych gałęzi nauk i sztuk, powody, które skłaniały przedkilkudziesięcioletnią społeczność ku cudzoziemkom, — istniéć już przestały.
Dziś guwernantki cudzoziemki, nietylko nie są doskonalsze od tych, jakie w kraju miéć możemy, ale bardzo często, z Paryża mianowicie, przybywają do nas bez żadnéj innéj kwalifikacyi, jak paryzki akcent mówienia, i zdarzały się fakta, że rodzice z największém zdumieniem i oburzeniem dowiadywali się, iż zamiast uczennicy sławnych zakładów Sacré Coeur lub St. Claire, zamiast kobiety, z powołania usposobionéj do nauczycielstwa, posiadają w swym domu paryzką ex-praczkę lub ex-baletniczkę de bas étage, któréj, gdy ręce od prania albo nogi od tańczenia zabolały, przyszło na myśl wyjechać do nas dla kształcenia młodego pokolenia i otrzymywania wzamian, za akcent właściwy nawet paryzkim gamenom, wysokiéj płacy i niemniéj wysokiego poważania.
Tymczasem kobieta miejscowa, która sumiennie i pracowicie kształciła się na nauczycielkę, która umié, niewiele może, ale wszystko, czego dziś przy najświetniejszém wychowaniu uczą się kobiety, z trudnością zdobywa możność pracowania za płacę wynoszącą czwartą część lub połowę téj, jaką otrzymuje paryżanka ex-praczka.
Raz jeszcze: nie jest-że to śmieszném i upokarzającém? Jest to także niezmiernie zgubném dla oświaty ogólnéj, bo dopóki stan nauczycielki nie podniesie się wysoko w wartości swéj i uznaniu publiczném, dopóty wychowanie młodych pokoleń będzie błędném i niedostateczném, a stać się to nie może przy ogromnéj konkurencyi, jaką sprowadzają tłumem przybywające do nas cudzoziemki.
Ponieważ jednak wielu rodzicom, wolnym od wad próżności i naśladownictwa, może w istocie iść o to, aby ich dzieci biegle mówiły którymkolwiek z obcych języków, co, jeśli nie przychodzi ze szkodą innych stron wychowania, bardzo jest pożyteczném i przyjemném, należy przyznać użyteczność cudzoziemek — bon, piastujących dzieci od samego wyjścia ich z niemowlęctwa. Nigdy dziecię z taką łatwością nie wprawi się w obcą mowę, jak w téj pierwotnéj porze swego życia, i jeśli umiejętność ta wchodzi koniecznie w program wychowania, to wczesne uczenie oszczędza nawet dziecku wielu trudów i zmarnowanego czasu w przyszłości.
Bony więc cudzoziemki, jeśli są starannie wybrane i doglądane przez same matki w sposobie zajmowania się dziećmi, nietylko nie są szkodliwe, ale nawet mogą być pożyteczne, chociaż znowu nigdy tak koniecznie, aby niezbędnemi się stawały. Nie wspominamy tu o wypadkach, w których rodzice pozwalają, aby dzieci, powierzone bonom cudzoziemkom, zapominały ojczystego języka; wypadki te są i bardzo rzadkie u nas, i tak pogardy godne, że im wspomnienia nawet poświęcać nie warto. Ale skoro umysł dziecka z nawpół-sennego życia, budzi się i otwiera dla pojęć, mających być podstawą przyszłego wychowania, skoro bona ma być zastąpiona przez nauczycielkę, — wtedy przyjmowanie cudzoziemek do domów, zamiast dobrze usposobionych krajowych guwernantek, staje się śmiesznością, złym wpływem na młode pokolenie i grzechem, popełnianym przeciwko rozwojowi jednéj gałęzi miejscowéj pracy kobiecéj, a zatém jednéj gałęzi miejscowéj oświaty.
To samo prawie powiedziéć-by można o piérwszeństwie, dawaném przez rodziców, zamieszkujących po miastach, nauczycielom nad nauczycielkami. To przyznanie piérwszeństwa mężczyznom nie zawsze ma za podstawę przekonanie o doskonalszém ich nauczycielskiém usposobieniu.
Jak w kwestyi cudzoziemek, tak i w tym razie, przeważną rolę gra próżność i naśladownictwo. Mężczyzna nauczyciel, jak guwernantka cudzoziemka, uważany jest za rodzaj zaszczytu dla domu i uświetnienia edukacyi dzieci.
Nie można zaprzeczyć, że są pewne gałęzie nauk, w których kobiety nauczycielki, oprócz rzadkich wyjątków, o wiele nie doścignęły mężczyzn profesorów. Takiemi są mianowicie matematyka, nauki przyrodnicze, filozofia, dzieje rozumowane. Lecz iluż jest ojców lub matek, któreby tych właśnie nauk dla córek swych pragnęły?
Niezmiernie mała jest liczba rodziców, którzyby sprowadzali do domów swych nauczycieli, w celu uczenia swych córek matematyki, nauk przyrodniczych, filozofii i t. d.; najczęściéj idzie tu o języki obce i sztuki piękne, a w znajomości tych przedmiotów, jako stanowiących jedyną osnowę wychowania kobiet, nauczycielki zawsze prawie dorównywają nauczycielom, usuwane zaś są przez rodziców tylko przez próżność i chęć chlubienia się nauczycielem, tak jak inni chlubią się guwernantką cudzoziemką. Byłoby niedorzecznością i grzechem przeciwko młodemu pokoleniu, gdyby rodzice zrzekali się korzyści, jakie dać może ich dzieciom nauczanie mężczyzny, dlatego tylko, aby ułatwić zarobek kobiecie i protegować wyłącznie płeć osoby nauczającéj. Ale właśnie chodzi o to, aby płeć nie wchodziła wcale w uwagę, nie służyła ani do podwyższenia, ani do zniżenia ceny i poważania udzielanéj nauki. Jeżeli przedmiot żądanych lekcyi wchodzi w zakres niedostępnych lub mało dostępnych kobietom nauk, bardzo jest naturalném i chwalebném, że rodzice wzywają mężczyzn, stosownie w naukach tych wykształconych.
Ale gdy treścią lekcyi mają być nauki lub sztuki, wchodzące w programat naukowych lub artystycznych zakładów i examinów kobiecych, wtedy bezwzględne i oparte na próżności i rutynie piérwszeństwo, oddawane mężczyznom, jest niedorzecznością, niesprawiedliwością i tłumieniem rozwoju nauczycielskiego zawodu kobiet.
Takież samo prawie jest stanowisko nauczycielek, dających lekcye po naukowych żeńskich zakładach, względnie do stanowiska nauczycieli. Kobieta, która zdała egzamin z pewnéj nauki i posiada dyplom na udzielanie jéj innym, w teoryi uważa się za tak samo kompetentną do dawania lekcyi na pensyach, jak mężczyzna, takim samym dyplomem opatrzony.
W praktyce jednak cena pracy kobiecéj i męzkiéj pozostaje ogromnie różną, jak i łatwość w jéj otrzymaniu. Kiedy profesorowie poszukiwani są i zapraszani przez przełożone pensyi, nauczycielki muszą same starać się o lekcye, a często całe miesiące zostawać bez zajęcia. Pochodzi to ztąd, że przełożone zakładów stosują się do opinii rodziców swoich uczennic, a ci rodzice za najlepszą pensyą uważają taką, w któréj jak najwięcéj nauk wykładają mężczyzni.
Stosowanie się to jest wielką nielogicznością u kobiet, które, same stojąc na czele naukowych zakładów i godnie odpowiadając swemu zadaniu, przez to samo już dowodzą, że wykształcenie naukowe możebném jest dla kobiety, bo jeśli-by one były niezdolne do wykładania lekcyi w jednym przedmiocie, jakże-by mogły obejmować kierunek całym zakładem, wymagający znajomości wszystkich wykładanych nauk, a zarazem i wielu innych umysłowych przymiotów? Przełożone zakładów naukowych, jako najlepiéj wiedzące, do jakiéj miary przy trafném kształceniu się może dojść umysł kobiety, jako główne przewodniczki młodego pokolenia i najczęściéj bardzo oświecone osoby, powinny wziąć inicyatywę w dziele utworzenia zupełnéj równości między nauczycielami obu płci.
Raz jeszcze powtórzyć należy, iż bynajmniéj niepotrzebném jest w téj sprawie protegowanie jednéj płci na niekorzyść drugiéj: przeciwnie, idzie tu właśnie o zniesienie protekcyi, która teraz jest po stronie mężczyzn.
Nie płeć, ale zdolność osoby nauczającéj powinna być normą udzielanéj jéj nagrody i szacunku.
Z powodu rozleglejszego programatu naukowego kształcenia się mężczyzn i rozlicznych przesądów, utrudniających kobietom nawet samodzielne kształcenie się w pewnych gałęziach nauk, długo jeszcze zapewne mężczyźni pozostaną sami jedni zdolnymi do wykładania wielu umysłowych przedmiotów. Ale w téj dziedzinie umysłowości, w któréj postęp jednako już jest możebny, tak dla kobiet jak dla mężczyzn, piérwsze mają prawo dopominać się o zupełną równość wobec opinii publicznéj i nagrodę za pracę, — równość, któréj na przeszkodzie stoi rutyna i chęć popisania się nauczycielem.
Kobiety, sposobiące się na tanie nauczycielki początków, nieuważające nauczycielskiego zawodu za ciężką tylko chwilę przejścia, którą coprędzéj i jakkolwiek przebyć-by chciały, ale sumiennie przygotowane do swego zadania i czujące całą jego ważność, posiadają pełną możność dorównania mężczyznom w znajomości języków, literatury i sztuk pięknych; nabyciu téj znajomości nie przeszkadza ani przesąd, ani brak odpowiednich zakładów, jak się to ma z matematyką i naukami przyrodniczemi.
To téż w szczupłym wprawdzie tym zakresie, umysłowość kobiet ma się do umysłowości mężczyzn zupełnie tak, jak jeden do jednego, albo sto do stu, i niéma najmniejszego powodu przesądzania, że kobieta, posiadająca dyplom na wykładanie języków, literatury, sztuk pięknych, gorzéj je wykładać będzie niż mężczyzna, z takimże dyplomem przystępujący do pracy.
Jak nauczyciel może być człowiekiem wysoko oświeconym i w pracy swéj sumiennym, tak oświeconą i sumienną może być nauczycielka, i również pierwszy jak druga, mogą, mimo posiadanych dyplomów, nie odpowiadać godnie swemu zadaniu.
Zdolność więc tylko, talent, sumienność i pracowitość, w większéj objawione sile, mogą słusznie mężczyznę nauczyciela podnieść nad kobietę nauczycielkę, ale i nawzajem, ona, bez względu na to, że jest kobietą, większą siłą zdolności, talentu, sumienności i pracowitości, jeśli je posiada, wzbudzać powinna w publiczności sprawiedliwe uznanie, i tak w opinii, jak w nagrodzie za pracę, prześcignąć mniéj zdolnego i zasłużonego mężczyznę.
Taka tylko miara porównania została przyjętą pomiędzy różnemi klasami oświeconych narodów, i na takiéj tylko opartą jest polityczna równość obywateli. Pozostaje jeszcze zastosować ją do ogólnego stosunku dwóch płci i stanowiska ich wobec prawa i świata, a w szczególności przyjąć ją do oceny pracy kobiecéj i męzkiéj w zawodzie nauczycielskim, przez co podniesioną zostanie intellektualna i moralna skala kobiet oddających się temu zawodowi, materyalny ich byt zyska pewniejsze rękojmie a młodemu pokoleniu przybędzie światłych i zacnych przewodniczek.
Ale jeżeli kobiety nauczycielki pragną zapewnić sobie i swoim następczyniom wysokie moralne stanowisko i łatwość w zdobywaniu materyalnego bytu, powinny same przeważny wpływ na swe losy wywierać, nabywając takiéj sumy światła i cnót, koniecznie do zawodu, jakiemu się oddały, potrzebnych, aby one zdobyły im zaszczytne i wygodne miejsce pod słońcem.
Ciągłe wzrastanie umysłowe, sumienność i obywatelskość, są zaletami, jakie koniecznie, odznaczać powinny nauczycielkę, pragnącą godnie odpowiedziéć swemu zadaniu.
Często się zdarza, że młoda osoba, usposobiona na nauczycielkę w domu rodziców albo w stosownym zakładzie naukowym, skończywszy wychowanie, poprzestaje na szczupłym zapasie nabytéj wiedzy i, czy to przez lenistwo ducha, czy przez zarozumiałość, czy przez niepojęcie obowiązków ogólnie ludzkich i wyłącznie z zawodu jéj wynikających, zaprzestaje kształcić się daléj i samodzielną pracą postępować coraz wyżéj. Kto nie postępuje, ten się cofa, i Człowiek powinien doskonalić się przez całe życie, — są to dwie, zbyt często powtarzane prawdy, ale zawierające w sobie zawsze świeżą, bo do każdego pojedyńczego istnienia dającą się zastosować, mądrość.
Szczególniéj zaś kobieta, któréj choćby najświetniejsze stosunkowo wychowanie, wskutek ciasnego obrębu, zakreślonego dla nauki kobiecéj, nigdy zupełnie dostateczném być nie może, a która oprócz tego podjęła się rozszerzać ten ścieśniony zakres dla młodego pokolenia, nie powinna na tém poprzestawać, co wyniosła z domu rodziców lub zakładu naukowego, ale ciągle a silnie samodzielną pracą dorabiać się coraz większéj wiedzy. Nie znajomość samych suchych teoryi naukowych, tych — można wyrazić się — skieletów nauk, uczyni z niéj dobrą nauczycielkę; ale pojęcia, jakie ona zdoła wysnuć z tych nauk, ale systemat w jaki je ułoży, aby nie stawały się próżnym ciężarem dla mózgu jéj uczennic, lecz wyrabiały w nich silną i jasną intelligencyą.
Aby tego dokonać, trzeba nietylko umiéć, ale umiéć uczyć, a tę umiejętność nauczania może dać tylko praca umysłowa popensyonarska, samodzielna i cel swój znająca praca dojrzałego umysłu.
Przez taką pracę siły umysłowe rosną z szybkością matematycznego kwadratu, i dlatego może najrozumniejsi są ludzie, którzy rozumu dorobili się o własnych siłach, lubo to dorabianie się przychodzi z nieocenionym trudem i nie dla każdego jest możebném.
W ogóle zaś powiedziéć można, że ta tylko nauczycielka dobrą i pożyteczną być może, która sama ciągle się uczy.
Ta praca, wnikająca w coraz nowe światy umysłowości, wzbudzić musi koniecznie ciekawość umysłową, a przeto wleje w pracownicę zamiłowanie w obranym nauczycielskim zawodzie, które pomoże jéj do sumiennego spełnienia połączonych z nim obowiązków.
Po większéj części nauczycielki oddają się zawodowi swemu dorywczo tylko i tymczasowo, mając ciągle w perspektywie zmianę położenia — wyjście za mąż. Ztąd pochodzi, że niechętnie i niedbale czynią zadość zadaniu, które uważają dla siebie za chwilowe nieszczęście i którego rade-by pozbyć się co najprędzéj.
Szkody, wynikające ztąd, już nietylko dla młodego pokolenia, ale dla położenia społecznego samego stanu nauczycielskiego, są nieobliczone. Niesumienność w pracy, odbywanie obowiązkowych godzin byle jak, a zajmowanie następnie całego pozostającego czasu marzeniami o zmianie położenia, najbardziéj dyskredytuje nauczycielki w opinii publicznéj i wraz z przesądem i innemi powodami wpływa na zniżenie ceny ich pracy.
Mężczyzna, przynoszący do szkoły lub domu swych uczennic umysł trzeźwy i przejęty wielkością zadania, jakie mu spełniać przychodzi, mężczyzna, który czas pozostający mu od obowiązkowych zatrudnień zapełnia ciągłém uczeniem się i zdobywaniem coraz większéj wiedzy, musi koniecznie być lepszym nauczycielem niż kobieta, która, raz nauczywszy się gramatyki i zapamiętawszy szereg historycznych imion, zostawiła swe umysłowe pole odłogiem, pozwalając, aby, zamiast zdrowego drzewa wiedzy, wzrastały na niém bujne chwasty wszelakich marzeń.
To wszystko bynajmniéj się nie sprzeciwia temu, cośmy wyżéj powiedzieli o niesłuszném często oddawaniu pierwszeństwa nauczycielom przed nauczycielkami. Bo chociaż jest rzeczą zupełnie naturalną, iż trzeźwy i sumienny mężczyzna wyższą dla swéj pracy znajduje moralną i materyalną ocenę, niż rozmarzona i niedbale pracująca kobieta, toć jednak niemniéj jest prawdziwém, że nie każdy mężczyzna odpowiada ideałowi nauczyciela, i że niejedna z kobiet nauczycielek, godna najlepszego losu i uznania, bezwiednie doświadcza lekceważenia i popada w niedostatek.
Trudnym zapewne i wielu najeżonym cierniami jest zawód nauczycielski, obowiązki przywiązane do niego suche są częstokroć, monotonne, męczące nawet fizyczną stronę organizmu. Trudniejszém jeszcze jest dla kobiety, mianowicie dla kobiety wychowanéj według ogólnie przyjętego, rozmarzającego systematu, otrząść się z marzeń o przyszłości, łatwiejszéj i rozjaśnionéj wymarzoném szczęściem.
A i nic dziwnego, że kobieta, nieprzygotowana najczęściéj do samotnego życia, pomiędzy obcych ludzi rzucona, spotykająca na drodze swéj tysiące trudności i przykrości, pragnie zmiany położenia, rodzinnego ogniska, własnego dachu.
Łatwo pojąć, że cierpienie i tęsknota wiążą się z życiem samotnéj pracownicy, i że życie rodzinne, wabiąc jéj serce i wyobraźnią, uśmiechać się do niéj musi.
Ale jako obrona przeciwko zepsuciu się charakteru i umysłowemu upadkowi w walkach i trudnościach, jako niezmierna pociecha w cierpieniach, jako wielkie wsparcie uginających się sił moralnych, służyć może nauczycielce przejęcie się obywatelskiém znaczeniem jéj zawodu. Niechaj rozumny wzrok jéj minie ciasny widnokrąg osobistych cierpień i pragnień, a szeroko rozejrzy się po świecie.
Spojrzenie to ukaże jéj, jaką nieskończoną dla społeczności wagę ma praca i oświata; a gdy, sama pracując, budzić będzie do światła umysły młodych pokoleń, ujrzy siebie jednym z głównych motorów Opatrzności w popychaniu na przód społeczeństw na drodze postępu.
W jasném pojęciu tego, co czyni, poczuje się dumną i szczęśliwą spokojném szczęściem, nie z zewnętrznych okoliczności czerpaném, ale wytworzoném wewnątrz siebie myślą i miłością.
Ta duma, z wielkości spełnionego zadania płynąca, to bogactwo wewnętrznego jéj świata, pomoże jéj dźwigać ciężar choćby dotkliwych cierpień, łamać się z buntującemi się porywami serca i wyobraźni, cierpienia i pragnienia składając na ołtarz umiłowanéj i wysoce zrozumianéj idei.
W naszéj społeczności obywatelskie poczucia znajdą wysoką ocenę i poważanie: nauczycielkę więc, która, nie bezmyślnie, nie z niechęcią i wyrzekaniem, ale z męztwem, miłością i spokojem zadanie swe pełni, prędzéj czy późniéj otoczy szacunek ogólny.
Może nie doświadczy ona w życiu tych wielkich radości, wstrząsających serce do gruntu; ale za to głęboką będzie jéj radość i wielką duma, gdy wkoło niéj zajaśnieją światłem umysły przez nią ukształcone, rozkwitną cnoty przez nią przywołane do życia.
Cicha, spokojna, ze wzrokiem utkwionym w gwiazdę swéj idei, pracownica-obywatelka przejdzie przez ziemię, światłem i cnotami znacząc drogę swego przejścia; a gdy, doszedłszy do schyłku dni swoich, obejrzy się po za siebie, ujrzy swą przeszłość, usypaną dyamentami zacnych czynów, które rzucą blask na jéj zwiędłe oblicze od pracy i zmęczoną głowę otoczą koroną prawdziwéj świętości.

III.

Pomiędzy najwyższemi i najniższemi szczeblami pracy ludzkiéj są zawody pośrednie, zupełnie możebne i przystępne dla kobiet, a zaniedbane u nas i przez mężczyzn, i przez kobiety, pomimo, że przedstawiają dość szerokie pole działalności, pożytecznéj i dla ogółu, i dla jednostek.
Zawodami temi są: rzemiosło i handel.
Jest zapewne wiele rzemiosł, zupełnie dla kobiet nieprzystępnych, z powodu wielkiéj siły fizycznéj, jakiéj oddanie się im wymaga. Niepodobna wyobrazić sobie kobiety kowala, cieśli i t. p. ale nawzajem są i takie rzemiosła, które najzupełniéj odpowiadają własnościom kobiecego organizmu, a które, niezbędnie potrzebne w każdéj społeczności, u nas, mianowicie na prowincyi, zostają w niezrównaném zaniedbaniu.
Z tych głównemi i najniezbędniejszemi są: krawiectwo, szewctwo i rękawicznictwo.
Pominąwszy Warszawę i parę innych miast królestwa, we wszystkich, tak większych, jak mniejszych miastach prowincyonalnych, oprócz kilku nic nieznaczących wyjątków, krawiectwo i szewctwo spoczywają całkiem w ręku izraelskiego proletaryatu, który, nie widząc żadnéj dla siebie konkurencyi, nieumiejętnie najczęściéj i nierzetelnie spełnia powierzane sobie roboty.
Miejscowości, posiadające ułatwioną komunikacyą z Warszawą dla większéj części dostatniejszych mieszkanek swoich sprowadzają obuwie z tego miasta lub z zagranicy, w okolicach zaś mniéj szczęśliwie położonych pod względem komunikacyi dostarczenie sobie mocnego i zgrabnego obuwia jest prawie niepodobném, a w najlepszym razie kosztuje bardzo drogo, z powodu odległości miejsca, trudności transportu i mnóztwa rąk, przez które wyrobiony w Warszawie lub zagranicą przedmiot przechodzić musi, nim się kupującemu dostanie.
Z krawiectwem gorzéj się ma jeszcze, bo ponieważ gotowych sukni kobiecych sprowadzać niepodobna, tak jak się sprowadza gotowe obuwie, są więc miejscowości, w których suknia doskonale uszyta do osobliwości należy, a najstaranniejsze tylko o swoje toalety i najdostatniejsze panie posyłają krawcom albo modniarkom warszawskim miary swoje i materyały na suknie, co nie obchodzi się bez znacznych kosztów i trudności.
Ale jeżeli sporządzaniem odzieży i obuwia kobiecego, choć nieumiejętnie i nierzetelnie, zajmują się jednak po prowincyach Izraelici, to już rękawicznictwem nikt, wcale nikt, się nie zajmuje. Fabryki rękawiczek na prowincyach nie istnieją wcale, a jeśli jaki biedny Izraelita lub Izraelitka trudni się gdziekolwiek w jakiéj brudnéj i ciasnéj izbie sporządzaniem rękawiczek, to wyroby, wychodzące z tych parodyi fabryk, są tak nędzne i nieliczne, że o nich nawet wspominać niewarto.
Z tego niedostatku przedmiotów najpotrzebniejszych dla codziennego użytku wpływają wielkie dla mieszkanek prowincyi straty i niedogodności. Część ich uboższa, lub powściągliwsza w wydatkach, zmuszona jest używać źle sporządzonych sukni, niezgrabnego obuwia i rękawiczek, które ranią ręce, zamiast je ochronić, a inna, dostatniejsza lub mniéj oględna na wydatki, dostarcza sobie tych przedmiotów za nierównie większą cenę, niż gdyby one były wyrabiane na miejscu, w dodatku zaś obuwie i rękawiczki dostają się na miejsce najczęściéj nieświeże, przeleżałe w sklepach sprowadzających je i sprzedających Izraelitów.
Dla czego tak jest? Dla czego rzemiosła, tak blizkie potrzebom codziennym, na znacznéj przestrzeni kraju w podobném zostają opuszczeniu?
Powszechnie są znane historyczne przyczyny, dla których u nas mniéj niż gdzieindziéj uprawiano rzemiosła; wskutek tego dostały się one z kolei wypadków w ręce izraelskiego proletaryatu, który, nieoświecony, a przez to niezdolny do spełnienia doskonałego jakiejkolwiek czynności, ujrzał się wyłącznym panem jednéj z najszerszych gałęzi krajowego przemysłu, a nie widząc znikąd dla siebie konkurencyi, nie zadawał sobie trudów dla osiągnięcia postępu w posiadanych zawodach i pozostawił je w stanie pierwotnéj niedoskonałości ku szkodzie ogólnéj.
Zmieniły się czasy: przemysł stał się najżywotniejszą dźwignią, najsilniejszą pulsacyą nowożytnych społeczeństw, i dziś wytworzenie Izraelitom konkurencyi w dziedzinie rzemiosł jest koniecznością, tak dla dobra krajowego przemysłu, jak dla dania bodźca tym samym Izraelitom do dźwigania się ku postępowi w tém, czém się zajmują.
Najwłaściwszém się wydaje, aby w rzemiosłach, które nie przenoszą sił fizycznych kobiecych, konkurencyą tę stworzyły same kobiety.
Dowód możebności tego znajdujemy w krawieckich, szewckich i rękawiczniczych zakładach w Warszawie, w których przeważnie pracują kobiety, dostarczając wyrobów bez zarzutu, równających się doskonałością najlepszym tego rodzaju wyrobom zagranicznym.
Materyalne powodzenie kobiet, które w prowincyonalnych miastach zechcą zająć się rzemiosłami, jest niechybne.
Aby dowieść tego liczbami, weźmy za przykład jedno z tych rzemiosł: rękawicznictwo w zastosowaniu do miasta, posiadającego 20,000 mieszkańców.
Przyjmując w rachubę niekwitnący dziś wcale materyalny byt ogółu, na 20,000 mieszkańców, najmniéj przecie czwarta część, to jest 5,000, używa rękawiczek. Licząc po dwie pary rocznie na każdą jednostkę (chociaż znaczna liczba osób spotrzebowywa daleko więcéj) żądanie rękawiczek w takiém mieście wyniesie par 10,000.
Ceniąc każdą parę po najumiarkowańszéj cenie, to jest po kop. 50, wyprzedaż roczna rękawiczek zrównoważy sumę 5,000 rs.
Jeżeli jeszcze przyjmiemy w rachunek liczne żądania wyrobu przez wsie poblizkie miastu, to zobaczymy, że przy stosunkowo tanich kosztach, tak lokalu, jak innych warunków życia w prowincyonalném mieście, założycielka fabryki mogłaby miéć wcale przyzwoity zarobek.
Należy wziąć pod uwagę, że przytoczone liczby przedstawiają minimum tak żądania, jak ceny wyrobu. Im bardziéj wyrób zbliżałby się do doskonałości, tém obfitszy zbyt musiałby posiadać przy umiarkowanych cenach, a gdzie zbyt zapewniony, tam korzyść niemylna.
Dziś nawet, gdy rękawiczki, sprowadzane z Warszawy, sprzedawane bywają na prowincyi po półtora albo po dwa razy większéj cenie, niż-by być mogła cena miejscowa, trudniący się sprzedażą tą Izraelici mają zbyt i korzyści.
Tak samo rzecz ma się z szewctwem.
W miastach gubernialnych istnieją sklepy, sprzedające obuwie żeńskie sprowadzane z Warszawy i z za granicy po wygórowanych cenach, spowodowanych częścią kosztami transportu, częścią niesumiennością sprzedających.
W sklepach tych para obuwia, kosztująca w Warszawie rubli dwa, sprzedawaną bywa za rubli trzy i tym podobnie; a jednak sklepy te, których w każdém gubernialném mieście istnieje kilka, rozprzedają po parę tysięcy par rocznie. Ileż-by więc rozprzedawały ich fabryki miejscowe, będące w możności tańszego zbywania wyrobu?
Przypuszczając nawet, że zbyt nie stałby się obfitszym, już i ten, jaki istnieje dziś dla sklepów sprowadzonego obuwia, zapewniłby niechybne powodzenie miejscowemu przedsiębierstwu.
Krawiectwem żeńskiém w miastach gubernialnych zajmują się modniarki i mają tyle ofiarowanéj roboty, że wiele żądań odrzucać muszą, a odrzuceni widzą się oddanymi na łaskę i niełaskę nieumiejętnych krawców Izraelitów.
Jednakże krawczynie mniéj-by już były potrzebne po miastach gubernialnych, niż powiatowych, gdzie stanowczo niepodobna jest miéć doskonałe sporządzonéj sukni.
Krawiectwo, tak jak i szewctwo, mniéj, niż wszelkie inne rzemiosła, tracić może na zubożeniu ogólném, bo jakkolwiek-by kto oszczędnym był w wydatkach, obuwia i sukni zawsze potrzebować będzie, i między nieumiejętnym Izraelitą krawcem a zręczną i pełną smaku krawczynią, niezawodnie ostatnią wybierze. Kobieta, któraby się oddała zawodowi krawieckiemu w którémkolwiek z miast powiatowych, miałaby, tak od mieszkanek tego miasta, jak i ze wsi okolicznych, pracę ofiarowaną w takiéj ilości iżby jéj ta praca zapewniła byt dostateczny.
Oprócz tych trzech głównych rzemiosł, obiecujących najniezawodniejsze korzyści i mogących dać zatrudnienie znacznéj ilości kobiet, są jeszcze pomiędzy przystępnemi dla kobiet rzemiosłami pomniejsze, nie tak niezbędne przedmioty mające na celu, niemniéj jednak godne także uwagi.
Takiemi są: introligatorstwo, złotnictwo i wyrabianie przedmiotów galanteryjnych z drzewa lub kości słoniowéj.
Introligatorów dobrych na prowincyi wcale niéma, a jeżeli z wielką osobliwością znajdzie się jaki, posiadający więcéj od innych smaku i zręczności, pracę swoję ceni nad wszelką miarę wysoko.
Najczęściéj zaś, chcąc miéć porządnie oprawioną książkę, trzeba posyłać ją do Warszawy, a o starannych i smakownych oprawach pugilaresów, albumów i tym podobnych przedmiotów, o piękném naklejaniu ram do obrazów, o wyrabianiu ozdobnych pudełek i cacek toaletowych i mowy niéma w żadném z miast prowincyonalnych.
Wszystko to z Warszawy lub z za granicy sprowadzają sklepy galanteryjne, i sprzedają po niesłychanéj cenie. Sam ten fakt jednak, że sklepy takie utrzymują się, mnożą i mają obfity zbyt sprowadzanych towarów, mimo nierzetelności, z jaką je sprzedają, świadczy o tém, jakie powodzenie mogłyby miéć miejscowe, umiejętnie, smakownie wyrabiane i za sumienną cenę zbywane, introligatorskie prace.
Złotnictwo, przy zubożeniu ogólném, najmniéj ma rękojmi powodzenia. Jednakże w większych i zamożniejszych miastach prowincyonalnych brak zręcznych i sumiennych jubilerów daje się czuć bogatszym klasom ludności. I tu, jak w wyżéj przytoczonych gałęziach rzemiosł, jedynym środkiem otrzymania pięknego wyrobu ze złota lub srebra jest sprowadzenie go z Warszawy lub z za granicy, albo nabycie za podwójnie wyższą od rzetelnéj cenę w sklepach, zaopatrujących się w podobny sposób i nic a nic nie posiłkowanych miejscowym przemysłem.
A jednak roboty jubilerskie bardzo są przystępne i właściwe kobietom, jako wymagające wiele delikatnego smaku a mało fizycznéj siły, i wiemy z pewnością, że ta gałąź przemysłu we Francyi i Anglii bardzo wiele zatrudnia kobiet, więcéj nawet, niż mężczyzn.
Wyrabianie galanteryjnych przedmiotów z drzewa, kości słoniowéj i kilku innych podobnych materyałów, mogłoby znaléźć zastosowanie szersze, niźli złotnictwo, a nawet może i introligatorstwo. Przedmioty tego rzemiosła są bardzo liczne: wachlarze, cygarnice, bombonierki, pudełka do robót i toaletowe, brosze, kolczyki, bransolety, ramy do fotografii i obrazów, świeczniki, obsadzki do piór, noże do rozcinania kart, sztućce deserowe i t. d. Z tych niektóre nie należą nawet ściśle do zbytkownych i powszechnie są używane, jak: ramy do fotografii, cygarnice, świeczniki, przyrządy do pisania; inne, jak wachlarze, brosze, pudełka do robót, mogą być bardzo użyteczne i przy umiarkowanych cenach pokupne.
Bombonierki miałyby zbyt znaczny w prowincyonalnych cukierniach. Wszelkie tego rodzaju wyroby przychodzą do nas z za granicy, po większéj części z Francyi, a wiadomo powszechnie, że we Francyi trudnią się ich sporządzaniem wyłącznie prawie kobiety.
Widzimy po sklepach naszych mnóztwo tych ślicznie wyrobionych zagranicznych cacek i rozkupujemy je chętnie. Dlaczegóż-by miejscowe kobiety, tak bardzo potrzebujące pracy, nie miały wziąć się do tak im właściwego, do tak estetycznego rzemiosła, i przez to zapewniać sobie byt materyalny, a społeczności produkcyą wyrobów pięknych i częstokroć nawet bardzo pożytecznych, za daleko mniejszą cenę, niż dzisiejsze sklepowe, podniesione kosztami dalekiego transportu, niepomiarkowaną żądzą zysku sprzedających i urokiem, przywiązywanym dotąd do zagranicznych wyrobów?
W trzecim rzędzie rzemiosł, dostępnych kobietom, mniéj daleko obiecujące korzyści, niż piérwsze i drugie, zawsze jednak mogące pożytecznie zatrudnić pewną ilość kobiet, są tapicerstwo i tokarstwo. Piérwsze rozumiemy głównie jako sztukę trwałego i gustownego obijania mebli; może ono bardzo zastosować się tam, gdzie istnieją obszerne fabryki stolarskie.
Tokarstwo więcéj niż tapicerstwo może dać pola do pracy. Głównie rozpowszechnionemi i pokupnemi przedmiotami tego rzemiosła są: zabawki dziecięce, szachy, spinki, ozdoby do ram i pudełek, cygarnice, świeczniki i t. d. Lubo tokarstwo potrzebuje więcéj fizycznéj siły, niż wyżéj przytoczone rzemiosła, niemniéj jednak dla kobiety, młodéj jeszcze a zdrowéj, jest zupełnie możebném. Przed niewielu laty w jedném z małych miasteczek na Litwie, znano młode dziewczynki, córki tokarza, które, wyuczone przez ojca tego rzemiosła, po śmierci jego utrzymywały się uczciwie i dostatnio z pracy, na tém polu podejmowanéj. Piękne, kunsztowne niemal ich wyroby, mianowicie: szachy, spinki i zabawki dziecięce, w znacznéj ilości rozchodziły się po całéj prowincyi. Praca przy warsztacie bynajmniéj sił ich nie nadwerężała, a można wnioskować, jak bardzo wzmacniała moralne siły dziewcząt ubogich i sierot, które bez niéj mogłyby były uledz smutnemu losowi nędzy lub upadku.
Warsztaty tokarskie, niezbyt wprawdzie liczne, ale mogłyby istniéć w prowincyonalnych miastach i miéć powodzenie.
O szwaczkach i utrzymujących magazyny mód nie wspominamy tutaj, bo tych wszędzie jest dostateczna, a niekiedy i zbyteczna, liczba.
Po zawodzie nauczycielek zawody szwaczek i modniarek, a szczególniéj tych ostatnich, najwięcéj przyciągają kobiet, chcących pracować.
Jeżeli uboga kobieta dla jakichś przyczyn nie może być nauczycielką, nie widzi najczęściéj przed sobą innéj drogi, jak zostać modniarką. Ztąd téż każde prawie miasto prowincyonalne zapełnione jest magazynami mód, sporządzającemi wyłącznie damskie kapelusze i stroiki na głowę, zaledwie zaś jeden na kilka podobnych magazynów zajmuje się także i szyciem ubiorów. Jak na każdém polu pracy zbyt przepełnioném, tak i tu więcéj jest zawodów i biedy, niż pożytku i spokoju.
Jak przez zbytni natłok do nauczycielskiego zawodu, istnieją nauczycielki tak zwane tanie, będące moralnie i materyalnie najbiedniejszemi w świecie istotami, tak i między modniarkami znajduje się z tegoż samego powodu bardzo wiele cierpiących niedostatek i do żadnych korzystnych rezultatów niedochodzących, ani dla siebie, ani dla innych.
Jeżeli w prowincyonalném mieście średniéj wielkości jest kilka magazynów mód, najczęściéj połowa ich właścicielek nie znajdując dostatecznego popytu na kapelusze i stroiki, po krótkim upływie czasu bankrutuje.
Wszakże na miejsce upadłych zakładów powstają wnet inne, aby równie prędko takiego samego losu doświadczyć, lub pogrążyć weń tamte, które tryumfowały wprzódy.
Nie ujmuje to wcale wartości i godności magazynierek. Każda uczciwa praca, w jakimkolwiek kierunku podjęta i jakiémkolwiek obdarzona powodzeniem, godną jest szacunku i uznania, a témbardziéj, jeśli kobieta, torując nieutartą jeszcze drogę, wybiera za pole do pracy którąkolwiek gałąź przemysłu: już same dobre chęci i odwaga, jaką spotrzebować na to musi, zaszczyt jéj przynoszą.
Wszakże, jak nauczycielkom, niemogącym stanąć na wysokości swego powołania, życzyć-by należało, aby obierały sobie inne drogi pracy, tak i magazynierki, których pole czynności zapełnione jest, jeśli nie przepełnione, więcéj korzyści przyniosłyby sobie i innym, gdyby w znacznéj części zwróciły się do innych rzemiosł, mało dotąd uprawianych, albo nieuprawianych wcale. Ileż razy mieszkanka prowincyonalnego miasta, potrzebująca obuwia, rękawiczek, pudełka do roboty, książki porządnie oprawnéj lub jakiegokolwiek z podobnie potrzebnych lub niezbędnych przedmiotów, a zmuszona do nabywania ich za wysokie stosunkowo ceny, z westchnieniem mija liczne wystawy magazynów, pełne kapeluszy i stroików i z żalem myśli: czemu téż-to połowa przynajmniéj tych pań nie zajmie się szewctwem, rękawicznictwem, introligatorstwem i t. p.!
Handel bardziéj jeszcze niż rzemiosła oddany jest na prowincyi w ręce Izraelitów.
Jak każdy monopol, przynosi to niezmierne straty i dla ogółu, i nawet dla tych, którzy na pozór z monopolu tego zdają się odnosić korzyści. Brak konkurencyi zradza w handlu, tak jak i w rzemiosłach, niesumienność sprzedających, na którą ze wszech stron słyszéć można narzekania ogólne.
Czy nie należałoby do kobiet, tak licznie a przeróżnie cierpiących z braku pola do pracy, stworzyć te zbawienną konkurencyą tak w handlu, jak i w rzemiosłach? Zdarza się nieraz słyszéć zdanie, że w handlu konkurencya z Izraelitami jest niepodobną, że każdy sklep, powstający obok izraelskich, prędzéj lub późniéj upaść musi. Zdanie to, zupełnie błędne, wyrobiło się w społeczności winą tych, którzy kiedykolwiek dotąd probowali tworzyć tę konkurencyą, biorąc się do tego nieumiejętnie albo nieuczciwie. Jako dowód zaś niezmiernego pożytku konkurencyi takiéj, przedstawia się mnóztwo razy powtórzony fakt, że wraz z powstaniem świeżego zakładu handlowego, w zakładach izraelskich ceny wprzódy wygórowane zniżały się; ale jeśli sklep nowo powstały umiejętnością prowadzenia interesów nie dorówna dawnym i ceny przedawanych przedmiotów podniesie o wiele wyżéj nad ich słuszną wartość, to rzecz bardzo prosta, że konkurencyi ze sklepami izraelskiemi nie wytrzyma i upadnie, — upadek jednak ten nie czemu innemu publiczność przypisać winna, jak brakowi w przedsiębiercy umiejętności i sumienności. Ile zaś razy sklep, założony pomiędzy izraelskiemi sklepami, umiejętnie i sumiennie prowadził swe interesa, tyle razy utrzymał się i doświadczał powodzenia; na nieszczęście tylko, wypadki podobne zdarzają się na prowincyach bardzo rzadko. Są to wszystko fakta, które każdy mieszkaniec prowincyi zna dobrze i potwierdzić może.
Korzenne i galanteryjne sklepy najpiérwéj pociągnąć powinny kobiety, któreby miały chęć pracowania na polu handlowém, bo samo założenie sklepu korzennego lub galanteryjnego daleko mniéj potrzebuje zakładowego kapitału, niż założenie sklepu towarów łokciowych, który wtedy tylko może miéć znaczne powodzenie w większém cokolwiek mieście, gdy jest stosunkowo do miejscowości na wielką skalę założony.
Po miastach gubernialnych widzimy wiele korzennych i galanteryjnych sklepów, które, założone przez Izraelitów zrazu na bardzo małą skalę, z obrotowym kapitałem, wynoszącym zaledwie kilkaset rubli, w przeciągu kilku lat rozrastają się i przychodzą do znacznych obrotów handlowych. Dla czegóż-by kobieta, posiadająca za cały fundusz kilkaset lub tysiąc rubli, nie miała użyć tego małego kapitaliku na założenie w którémkolwiek z miast prowincyonalnych sklepu przedmiotów galanteryjnych lub korzennych, aby, umiejętnie i sumiennie prowadząc podobny zakład, dojść po krótkim stosunkowo upływie czasu do pomyślnych rezultatów finansowych?
Powié kto może, iż kobieta, posiadająca jakikolwiek fundusik, choćby bardzo szczupły, stosowniéj uczyni, jeśli, zamiast zostania handlarką, użyje swoich niewielkich zasobów ku dostarczeniu sobie błogiego farniente, ozdobionego pięknemi strojami i oczekiwaniem na męża, mającego spłynąć ku niéj wraz z nieznaną przyszłością; albo, jeśli zwróci się na doskonale przynajmniéj utartą, a powszechnie przyjętą drogę, zostając choćby najmierniejszą z miernych nauczycielką.
Na taki zarzut odpowiedziéć można, iż podawana tu rada wstępowania na drogę rzemiosł i handlu odnosi się tylko do kobiet zanadto rozsądnych i dumnych, aby miały się zgodzić na smutną rolę oczekiwania z założonemi rękoma i rozmarzoną głową Mesyasza — męża — i zanadto uczciwych, aby, bez wyraźnego powołania i stosownego wykształcenia, mogły przyjmować na siebie ważne role przewodniczek młodych pokoleń.
W innych krajach, kobiety częściowo przynajmniéj osiągnęły już prawo i możność oddawania się zawodom, stojącym na czele działalności ludzkiéj. Stany Zjednoczone posiadają już dziś czterysta przeszło kobiet doktorów i bardzo liczny zastęp profesorów płci żeńskiéj, nauczających z katedry nawet płeć męzką; we Francyi kobiety są urzędnikami poczt, archiwów, telegrafów; w Anglii Stuart Mill i całe stronnictwo, któremu on przewodził, dopomina się dla kobiet o prawo głosowania na członków parlamentu, zkąd już niedaleko do zostania jednéj z wyborczyń jednym z członków tego prześwietnego zgromadzenia; a z tego znowu miejsca, w logicznéj konsekwencyi, odkrywa się zdolnościom i pracy kobiecéj perspektywa teki ministeryalnéj...
Są to wszystko olbrzymie próby, dokonywane przez społeczeństwa, wysoko rozwinięte intelektualnie, politycznie i ekonomicznie, próby, w których wiele otrzymało już najzupełniejsze powodzenie.
Jak powiedzieliśmy wyżéj, próby takie u nas są albo zupełnie niepodobne, albo nadzwyczaj trudne i rzadkim zaledwie możebne wyjątkom; ale uczestniczenie kobiet w pracy około rzemiosł i handlu jest już w innych krajach wypróbowaném i stało się faktem zupełnie przyjętym i dokonanym.
U nas także fakt ten przyjętym i dokonanym został, ale w rzadkich tylko miejscowościach, głównie i wyłącznie prawie w Warszawie.
Śmiało twierdzić można, że jeżeli pominiemy kobiety izraelskie na całéj przestrzeni kraju, rzemiosło i handel ani tknięte jeszcze nie zostały przez nasze kobiety. A jednak w rozległych i nawiedzanych przeróżnemi materyalnemi klęskami prowincyach, spoczywa cała waga tak ubóstwa kobiet, jak kwestyi ich pracy. Tu jeszcze pole odłogiem pozostawione ukrywa w sobie skarby, któreby mogły nakarmić tyle zgłodniałych i podźwignąć z niedołężnéj bierności tyle strapionych! Nikt dotąd nie pomyślał o tém, nikt pod tym względem nic dla prowincyi nie zrobił, a jednak tu spoczywa główny węzeł zagadnienia.
Warszawa posiada szlachetnego ducha inicyatywy w tworzeniu zakładów, jakich potrzeby czasu wymagają; przykładem tego może być Instytut Gimnastyczny, od wielu lat tam istniejący, i mnożące się coraz, tak świeże dla całéj Europy, a tak zbawienne dla młodych pokoleń zakłady, urządzane według metody Froebla.
Najświeższym zaś i najświetniejszym przykładem tego rodzaju jest nowo założona szkoła rzemieślnicza dla kobiet.
Ale obok ducha inicyatywy Warszawa posiada także ducha lokalizacyi, to jest urządzania zakładów, ściśle stosowanych do potrzeb miejscowéj, warszawskiéj ludności.
Nie chcemy przez to bynajmniéj czynić wyrzutu Warszawie, ani umniejszać w czémkolwiek zasługi ludzi, którzy dźwigają w niéj pojęcia do wysokości czynów i faktów.
Jest to powszechna cecha miast wielkich, mało znających to, co się dzieje po-za obrębem ich domowego gospodarstwa, jest to bardzo ogólny i naturalny egoizm stolic, zakochanych w sobie.
Niemniéj jednak wychodzi to często na szkodę sprawie i zakładom, które ją popierać mają.
Tak naprzykład, szkoła rzemieślnicza, świeżo założona w Warszawie, urodziła się już ze wszystkiemi cechami lokalizacyi; jest ściśle do lokalnych potrzeb zastosowaną, lubo nie wyczerpuje ich zupełnie.
W szkole téj, wyłączywszy rachunkowość i introligatorstwo, wszystkie inne działy mają za przedmiot sztuki lub rzemiosła, mogące być praktykowanemi tylko w wielkiém mieście, a na nic nieprzydatne prowincyom; jak naprzykład: zecerstwo, drzeworytnictwo. Nie utrzymujemy wcale, aby działy te były niepotrzebne: owszem, zawody, których nauczają, mogą być pożyteczne, ale jedynie w Warszawie; na prowincyi chleba nie dadzą, cóż bowiem zecerka albo drzeworytniczka miałaby do roboty w miastach, gdzie mało albo nic wcale nie drukują i gdzie nie wydają ani pism, ani książek illustrowanych?
Od samego początku istnienia w Warszawie szkoły rzemieślniczéj dla kobiet pisma peryodyczne warszawskie nie przestają podawać liczb, przedstawiających smutny obraz jéj prowadzenia. Zaprawdę, ze zdziwieniem przychodzi widziéć, jak mała ilość uczennic, stosownie do miejscowéj ludności, korzysta z tak zbawiennego i wzorowo podobno urządzonego zakładu!
Najwybitniéj przedstawia się fakt, że najbardziéj, lubo zawsze niedostatecznie, zapełniony jest ten dział, który ma za przedmiot introligatorstwo, to jest rzemiosło, obejmujące najpewniejsze i najrychlejsze korzyści praktyczne. Czy nie nasuwa to przypuszczenia, azali szkoła rzemieślnicza, jako instytucya nowa u nas i potrzebująca wzbudzić dopiéro dla siebie uznanie i zaufanie, azali szkoła ta nie miałaby odrazu większego powodzenia, gdyby zawarła w sobie więcéj podobnie praktycznych działów, szewctwo naprzykład, rękawicznictwo, szmuklerstwo, tokarstwo, tapicerstwo, złotnictwo, rzeźbę na drzewie i kości słoniowéj i tym podobne rzemiosła, związane ściśle z codziennemi potrzebami mieszkańców, nietylko Warszawy, ale całego kraju?
Czy nie liczniéj i śpieszniéj uczennice wstępowałyby do zakładu, gdyby wiedziały, że po skończeniu go nie zostaną specyalnością swoją na zawsze związane z Warszawą, ale że będą mogły rozwijać swą działalność wszędzie, gdzie ona pokaże się im najzyskowniejszą i gdzie jéj ludzie najbardziéj potrzebować będą? Czy ilość uczennic w szkole rzemieślniczéj nie zdwoiłaby się osobami, przybywającemi z prowincyi dla wyuczenia się rzemiosła, nieuprawianego wcale, albo źle uprawianego w stronach, z których pochodzą?
Czy wielka ilość rodziców, mieszkających na wsi, zamiast oddawać córki swoje do lichych prowincyonalnych pensyonacików, lub chować je przy tanich guwernantkach, nie powierzyłaby ich szkole rzemieślniczéj, gdyby nie pewność, że zecerka i drzeworytniczka, nie mogąc lub nie chcąc pozostać w Warszawie, wszędzie indziéj na nic się nie przyda?
Nie poważamy się stanowczo kwestyi tych rozsądzać, i dla tego przy każdéj z nich położyliśmy znak zapytania. To jednak wydaje się nam pewném, że skoro obecnie założona szkoła rzemieślnicza nie może rozszerzyć swego programatu tak, aby nim objąć rzemiosła praktyczne, że się tak wyrazimy, codzienne i powszechne, to już obok niéj wznieść się powinna druga, rzemiosła te za cel mająca.
Bez tego szlachetna instytucya, mająca pragnienie szerzyć między kobietami propagandę pracy, nie dopnie swego celu, albo dopnie go w sposób ciasny i wyjątkom tylko pożyteczny. Nie dość na tém: szkoły rzemieślnicze potrzebne są na całéj przestrzeni kraju; każde większe prowincyonalne miasto posiadać je powinno, tak jak posiada żeńskie gimnazya i pensyonaty, i stan społeczności kobiecéj byłby innym, gdyby każda uczennica, kończąca te gimnazya i pensyonaty, a nieczująca w sobie dość sił i uzdolnienia do sięgania po zaszczyty i powinności nauczycielskiego zawodu, znajdowała tuż obok siebie szkołę rzemieślniczą, ofiarującą jéj możność przygotowania sobie w inny sposób spokojnéj i wygodnéj przyszłości.
Powstawaniu zakładów takich nic nie stoi na przeszkodzie; mają być one tylko wynikiem silnie poczutych potrzeb społecznych, uwolnionych od przesądów, wynikiem szlachetnéj a gorącéj inicyatywy ludzi dobréj wiary i woli.
Dla utorowania nowych dróg pracy kobiecéj potrzebną jest przedewszystkiém inicyatywa rodziców, pragnących córki swe sposobić na przyszłe pracownice, i kobiet, które samodzielnie szukają dla siebie sposobów pracowania.
Dziś rzemieślnicy, urzędnicy, niemogący zapewnić córkom swoim posagu, mało zamożni a liczném potomstwem obdarzeni właściciele ziemscy, albo sposobią córki swe na nauczycielki, albo téż, i po największéj części, nie uczą ich żadnéj pracy, ale, dawszy im tak zwaną edukacyą, zasadzającą się na francuzkim języku i grze na fortepianie, puszczają się na pełną trudów i niepowodzeń karyerę poszukiwania zięciów. Jak często poszukiwania te bywają zawiedzionemi, ile przez podobne postępowanie rodziców wytwarza się szkód społecznych, świadczy o tém wielka ilość panien, które, nie wyszedłszy wcale za mąż, stają się tak powszechnie wyśmiewanemi i unikanemi staremi pannami, i mnóztwo przykładów innych kobiet, które, wyszedłszy za mąż dla tego tylko, aby wyjść, z obawy niedostatku, lub z powodu chwilowéj zachcianki, stają się same nieszczęśliwemi żonami i unieszczęśliwiają swoich mężów.
Inaczéj-by wcale było, gdyby niebogaci rodzice kształcili córki swoje do zawodów rzemieślniczych lub handlowych.
Naturalnie, że nie należy i niepodobna nalegać na to, aby zawód nauczycielski został zupełnie opuszczonym, ale w rodzeństwie, złożoném z kilku sióstr, rzadko wszystkie mogą miéć i powołanie, i stosowne środki do ukształcenia się na nauczycielki.
Dziś jednak całe rodzeństwa rzucają się do nauczycielskiego zawodu; a rodzice zdają się oprócz nauczycielstwa nie widziéć dla nich żadnéj innéj drogi.
Trudno pojąć, dla czego-by urzędnik lub posiadacz ziemi, zamiast w lichym pensyonaciku kształcić córki swe na liche guwernantki, nie chciał posyłać ich do jakiego rzemieślniczego zakładu, aby tam uczyły się pożytecznego i chlebodajnego zawodu?
Trudniéj jeszcze pojąć, dla czego-by ojciec krawiec, szewc, introligator, zegarmistrz, jubiler, nie miał z córki swéj uczynić z razu pomocnicy w swych pracach, a następnie spadkobierczyni swego zawodu i zakładu?
Dla czego kupiec, handlujący łokciowemi, korzennemi, galanteryjnemi przedmiotami, nie mógłby córki swéj prowadzenia takiego handlu nauczyć?
Jeżeli ma synów i dla nich pragnie zakład swój w dziedzictwie zostawić, nie przeszkodzi temu bynajmniéj, jeśli i córki jego razem z synami wyuczą się rzemiosł lub handlu. Będą one mogły późniéj stać się pomocnicami swych braci, albo w innéj miejscowości rozpocząć taką samę pracę na własną rękę z pomocą schedy, która przecie i córkom wydziela się z ojcowskiego dobra. Zresztą synowie rzemieślników rzadko oddają się zawodom, którym oddawali się ich ojcowie; najczęściéj zostają urzędnikami, doktorami, prawnikami, rolnikami i t. p. Córka zaś, która niczém z tego wszystkiego być nie może, odniosłaby prawdziwą korzyść z posiadania umiejętności ojcowskiéj.
W tym zaś, czy innym razie objęcie rzemieślniczego zawodu przez siostrę nie może w niczém przynosić szkody bratu, zwłaszcza, jeśli rzemieślniczki zwrócą głównie działalność swą na prowincye, które najbardziéj jéj potrzebują.
Urzeczywistnienie téj myśli spotyka ważną przeszkodę w bałamutnych pojęciach rodziców o podwyższeniu i poniżeniu przyszłego stanowiska dzieci. Urzędnicy i właściciele ziemscy nie chcą poniżyć swych córek, sposobiąc je na rzemieślniczki lub handlarki; rzemieślnicy i kupcy chcą je wywyższyć, kształcąc na nauczycielki, choćby mierne, albo na próżnujące panny.
O ile rodzice tak pojmujący rzeczy nie dościgają swego celu, świadczy o tém upokarzające stanowisko w świecie miernéj nauczycielki, a nietylko już upokarzająca, ale głęboko poniżająca, rola panny, która, myśląc tylko o strojach i zabawach, jak zbawienia oczekuje męża, a jeśli się go nie doczeka, zostaje starą panną, rezydentką na łasce jakich krewnych lub przyjaciół, albo nędznie żyjącą ze szczupłego fundusiku i wyrzekającą na cały świat istotą.
Powinniśmy przecie raz przyjąć za zasadę wychowywania dzieci tę elementarną prawdę, któréj tak trudno jednak nauczyć się ludziom, że nic tak nie wywyższa człowieka, jak jakakolwiek, byle sumiennie podejmowana, praca; nic go tak nie poniża, jak próżniactwo, spuszczanie się na cudzą pracę, żebranina przy zdrowych rękach i głowie.
Ale są i tacy rodzice, którzy, odsuwając swe córki od rzemieślniczego zawodu, powodują się szlachetniejszą, lubo z najmylniejszego punktu widzenia powziętą, przyczyną. Pragną oni dać córkom swoim umysłowe światło, nie rozumiejąc dobrze światła tego istoty. Ztąd, zarówno jak z przyczyn próżności i rutyny, widzimy owo rwanie się niemajętnych rodziców do wyuczania córek swych tego, czego powszechnie uczą się kobiety, to jest: obcych języków i muzyki na fortepianie. Przeważna część rodziców w dobréj wierze uznaje umiejętności te, za rzeczywiste umysłowe światło, na nich buduje materyalną i moralną przyszłość swych córek.
Nie ulega wątpliwości, że kobieta, mająca zostać rzemieślniczką, nie potrzebuje ściśle znajomości obcych języków i muzyki, chociaż i ta w przyszłym zawodzie bynajmniéj wadzić jéj nie może.
Ale co do umysłowego wykształcenia, polegającego na zdrowych i jasnych pojęciach, które znowu wynikają ze zdrowéj obszernéj wiedzy, to tak dobrze potrzebném jest ono rzemieślniczce, jak każdéj innéj kobiecie, jak zresztą każdemu bez wyjątku człowiekowi.
I owszem, kobieta, nim zostanie rzemieślniczką, powinna koniecznie być człowiekiem, a im z oświeceńszym i silniejszym umysłem przystąpi do swych prac specyalnych, tém większy pożytek prace te przyniosą jéj i ogółowi.
Wyuczenie się rzemiosła nie potrzebuje długich lat, mozolnych studyów.
Jeśli kobieta do lat 18 będzie zdobywała ogólną wiedzę, potrzebną dla uczynienia z niéj człowieka, a następnie dwóch lub trzech lat użyje na kształcenie się w rzemiośle, to przy wejściu w życie czynne i samoistne, ujrzy siebie i oświeconym człowiekiem, i umiejętną rzemieślniczką. A nawet jeśliby kobieta, przez brak materyalnych środków dla zdobycia obszernéj wiedzy, albo przez naglącą konieczność zajęcia się specyalnym zawodem, w bardzo wczesnych latach swego życia przystąpiła do nauki rzemiosła, z elementarną tylko wiedzą i bardzo szczupłym zapasem umysłowego światła, już samo gruntowne wyuczenie się jednéj obranéj gałęzi pracy będzie dla niéj na przyszłość rękojmią, daleko pewniejszą, niż owa karłowata edukacya, polegająca na fraszkach i błyskotkach.
Ta specyalna i gruntowna umiejętność pracowania, nietylko zapewni jéj byt materyalny, ale, przez poczucie samodzielności i własnéj za siebie odpowiedzialności, podniesie, wzmocni i uszlachetni ją moralnie.
Zarówno jak od rodziców, wychowujących córki, tak i od kobiet, które już same przez się działać mogą, sprawa otworzenia nowych dróg dla pracy kobiecéj potrzebuje poparcia i inicyatywy.
Rozważmy, jakie właściwie kobiety najłatwiéj mogą i najbardziéj powinny inicyatywy téj się podjąć.
Udział zamężnych kobiet ograniczyć się tu musi po większéj części, tylko wpływem moralnym, za pomocą kółek towarzyskich na publiczność wywieranym, i przedewszystkiém stosowném wychowywaniem dzieci.
Prawdziwemi zaś czynnemi działaczkami w téj sprawie powinny stać się kobiety, wolne od węzłów zatrudnień rodzinnych, przeważnie panny.
Panny dzielą się u nas na trzy następne kategorye:
1) Posiadające znaczne posagi, tak zwane: panny bogate.
2) Posiadające małe posagi, tak zwane: panny niebiedne.
3) Nieposiadające wcale posagów, tak zwane: panny ubogie.
Od piérwszych niepodobna spodziewać się czynnego udziału w sprawie pracy kobiecéj, bo każda z nich, wsparta na magicznym wyrazie: posag, z zupełnym spokojem patrzy w swą przyszłość, pewna, że nie zabraknie zwolenników jéj pozłacanéj rączce, że zatém przez bramę małżeństwa przejdzie tylko z próżnowania do próżnowania, z bogactwa do bogactwa. Co stanie się z sercem i umysłem przez długie lata, spędzone w bezczynności i światowym hałasie? Zkąd weźmie się chleb codzienny, jeśli, jak się to często zdarza, bogactwo pęknie nakształt bańki mydlanéj, zostawiając po sobie wszechstronną ruinę?
O tém bogate panny nie myślą, bo do takiego myślenia bynajmniéj nie usposabia ich wychowanie błahe i psujące w nich to nawet, co z natury byłoby dobrém.
Panny bogate nie mają pojęcia o innym rodzaju pracy, jak wyszywanie na kanwie, czytanie romansu i uderzanie w klawisze.
Zresztą, według słów jednéj z autorek francuzkich, p. Daubié, „przed kim-że-by świat palił kadzidła hołdów, gdyby bogate kobiety ze swych ołtarzy zstąpiły?” Dopóki więc sposób wychowania kobiet bogatych nie ulegnie zbawiennéj przemianie, dopóty bogate panny będą straconemi dla sprawy pracy kobiecéj.
Trzecia kategorya panien: panny ubogie, pracują, ale na nieszczęście rzadko mogą dobrze i umieją prawdziwie; a choćby i chciały torować sobie nieutarte szlaki, jeśli nie mają rodziców, którzyby im z pomocą przyszli, znajdują przeszkodę prawie nie do przełamania w zupełnym braku materyalnych zasobów.
Panna zupełnie uboga, będąca najczęściéj mierną, tak zwaną tanią nauczycielką, albo sierotą, zostającą pod opieką krewnych, choćby najjaśniéj pojmowała zbawienną myśl rozszerzania pola dla pracy kobiecéj, czynem jéj poprzéć nie może; posiada ona tylko kawałek chleba, zapracowany z dnia na dzień, albo jako jałmużnę podany; jutra dla niéj niéma; ze smutnéj drogi, na któréj stoi, przerzucić się na inną zbyt trudno dla niéj, bo w czasie przejścia mogłaby — umrzéć z głodu.
Zostają więc panny z małemi posagami, za mało bogate, aby całą przyszłość swą na posiadanym funduszu oprzéć mogły, nie tyle ubogie, aby potrzebowały w najpiérwszych, dziecięcych niemal latach swego życia zdobywać już pracą bylejaką kawałek chleba.
Takie panny — to córki urzędników, kupców, artystów, słowém: ludzi wszech zawodów, którzy pracą całego życia zaledwie niewielkie uzbierać mogli dla swych dzieci zasoby pieniężne, a także i przeważnie córki średniéj zamożności właścicieli ziemskich, którzy powszechnym obyczajem posiadaną ziemię w dziedzictwie zostawiają synom, córkom dając w posagu małe kapitaliki.
Spojrzmy, jakiém ogólnie jest położenie tych, ani bogatych, ani ubogich panien.
Wychowane w dostatku, często w zbytkach, dostarczanych im korzystną na dobie pracą ojców, przywykają do próżnowania, w strojach i obyczajach naśladując panny bogate. Zawczasu jednak powiedziano im, że gdy praca ojców, przez śmierć, starość, chorobę, lub jaki nieprzewidziany wypadek, przestanie im dostarczać dotychczasowego bytu, albo gdy każde z rodzeństwa, podzieliwszy się niewielkim funduszem rodzicielskim, weźmie swoję cząstkę, aby z nią dawać sobie radę na świecie — zasób materyalny, będący ich osobistym funduszem, będzie zbyt szczupłym, aby starczyć na ich dotąd zadowolane wymagania.
Wiedzą o téj nieuchronnéj przyszłości i jako jedyny środek uniknięcia jéj stron niedogodnych widzą wyjście za mąż, wyjście za mąż za kogoś, albo bogatego, albo mogącego pracą swoją stworzyć im byt taki, jakim dotąd otaczała je praca ojców.
Zaczynają tedy spekulować na cudzy majątek, albo na cudzą pracę, to jest w najlepszym razie czekać, w najgorszym szukać stosownie ukwalifikowanych mężów — wybawicieli.
Niepodobna bez głębokiego politowania patrzéć na mnóztwo tych nieszczęśliwych istot, które, z pustką w głowie i sercu, albo siedzą bezczynnie w rodzicielskich domach w pełném utęsknieniu i znudzeniu oczekiwaniu, albo, co gorsza, w ciągłych zabawach i podróżach szukają pożądanego losu, strojami, użytemi jako wędka na serca dobrych partyi, rujnując rodziców, i w tych poniżających małżeńskich gonitwach, w pyle próżności i wyrachowania tarzając uczciwość i dumę kobiecą!
Z tego oczekiwania i tych gonitw wynika naprzód zepsucie moralne, rozstrój umysłowy, chłód serca, wczesne rozczarowanie się do świata i uczuć, a w ostateczném następstwie jedno z dwojga: albo znalezienie dostatecznie ukwalifikowanego męża, albo nieznalezienie go.
W piérwszym razie małżeństwo, zawarte na podstawie rachuby, nie może być szczęśliwém; w drugim — panna zostaje na całe życie samotną, bez najmniejszego wsparcia w sobie saméj.
W piérwszym razie oszukuje ona człowieka, którego serce i materyalne środki udało się jéj pochwycić na wędkę spekulacyi, w drugim uważa się sama za oszukaną przez świat, los i ludzi.
Ostatni wynik, to jest pozostanie niezamężną, staje się coraz częściéj udziałem czekających i szukających małżeństwa kobiet; bo mężczyźni uczciwi, bezinteresowni i pracujący, nie mają szacunku, a więc i nie mogą powziąć miłości, dla kobiet próżnujących i poniżających swą godność kobiecą; nieuczciwi zaś, interesowni i próżniacy, wyprawiają na swoję rękę gonitwy, upędzając się za wielkiemi posagami, a o żonach, któreby, obok szczupłego zasobu majątkowego, przyniosły im wszystkie przyzwyczajenia i wymagania kobiety bogatéj, ani chcą myśléć.
W ogóle więc, czy-to w nieuczciwie zawartém małżeństwie, czy śród całkowitéj utraty nadziei wyjścia za mąż, kobiety z gonitw małżeńskich wychodzą ze złamaném sercem, steraném doświadczonemi umartwieniami zdrowiem, ze straconém najczęściéj na stroje i zabawy niewielkiém swém mieniem i ze straszném moralném ubóstwem.
A tém smutniejszemi, tém tragiczniejszemi są te zjawiska społeczne, że kobiety, tak marnie łamiące się, płaszczące i ginące, rzadko bywają z natury swéj złe lub nieudolne. Owszem, bardzo często znajdują się między niemi najlepsze serca, najzdolniejsze umysły, ale wszystko to nieuprawne, systematycznie puste i przygnębiane, psuje się zwolna i ulega w końcu zupełnéj bierności, czasem zupełnemu zepsuciu i rozproszeniu.
Polegać dziś na pracy czyjéjś, a na przyszłość spekulować znowu na czyjąś pracę lub fundusz; z założonemi bezczynnie rękoma lub z rozmarzającym romansem w dłoni, czekać na męża, jak na zwiastuna wygodnéj przyszłości, albo szukać go w podróżach i po balach z chłodem w piersi, z zalotnym uśmiechem na ustach — jakaż bolesna, poniżająca rola! Wstępować na drogę rodzinnego życia z kłamaném uczuciem na zewnątrz a rachubą w głębi, — jakiż niezmierny występek!
Pozostać samotną na zawsze, bez zdrowéj myśli, któraby zabliźniła rany, po doznanych zawodach pozostałe, bez umiejętności pracowania, któraby odżegnała niechybne ubóstwo — jakież nieopisane nieszczęście!
I tym-to właśnie kobietom, które dziś tak poniżają się i zawodzą, tak bawią się przez lat kilka, a rozpaczają przez całe życie, wypada wziąć na siebie inicyatywę w dziele rozszerzenia pola dla pracy kobiecéj.
One-to najwłaściwiéj powinny rozbudzić z letargu próżności i próżnowania umysły swych sióstr bogatszych, i stać się przewodniczkami, torującemi trudne do utorowania drogi uboższym pracownicom.
Co mają czynić młode panny, opływające dotąd w dostatkach dzięki pracy rodziców, a przewidujące, że lada dzień, po usunięciu się z nad ich głów dłoni opiekuńczéj, pozostaną samotne, własnym siłom oddane, za całe bogactwo posiadające niewielki, niestarczący na utrzymanie życia fundusz? Niech uczą się rzemiosła lub handlu i posiadany mały kapitał obrócą na założenie rzemieślniczego lub handlowego zakładu.
Co mają czynić panny, bardziéj posunięte w lata, które straciły już nawpół nadzieję wyjścia za mąż i tuż-tuż przed sobą widzą chwilę, w któréj wyczerpią się ich materyalne zasoby, a nędza, co najmniéj niedostatek, zajrzy im w oczy?
Niech uczą się rzemiosła lub handlu i ocalałéj reszty niewielkiego mienia użyją na założenie rzemieślniczego lub handlowego zakładu.
Co mają czynić córki właścicieli ziemskich, których bracia odbierają dziedzictwo po ojcu i które odtąd widzą się przeznaczonemi na tułanie się po braterskich, lub pokrewnych wprawdzie, ale zawsze po nie swoich, domach? Niech uczą się rzemiosła lub handlu i przypadłą na nie część rodzicielskiego funduszu obrócą na zakładanie rzemieślniczych albo handlowych zakładów.
Tym sposobem tylko zniknie powstały niedawno u nas proletaryat kobiecy, nieposiadający ani majątku, ani możności pracowania; tym sposobem zniknie owa, bolesny widok przedstawiająca, klasa panien na wydaniu, wyprawiających po ślizkich salonach gonitwy małżeńskie, owa klasa córek obywatelskich, spędzająca całe życie w próżnowaniu, wtedy, gdy bracia ich, słynni niegdyś z téj saméj wady, dziś coraz bardziéj poznają niezbędność pracy i oddawać się jéj zaczynają.
Z nadania nowego kierunku i silnego popędu pracy kobiecéj wypłyną nieobliczone dla całéj społeczności korzyści.
A naprzód: ilość małżeństw, zmniejszająca się u nas w zastraszający sposób, powiększy się niezawodnie. Niejeden mężczyzna, poważnie myślący i pracujący, który unika dziś wystrojonéj i rozbawionéj panny, a co najwięcéj bawi się z nią w uczucia dla chwilowéj rozrywki, o pojęciu jéj za żonę ani myśląc, ze szczęściem poda rękę na wspólną drogę kobiecie pracującéj, o któréj będzie wiedział, że mu ani nie zatruje i nie zaniepokoi życia ciągłemi zabawami, ani nie zmarnuje owoców jego pracy, przez próżnowanie i wynikłe z niego zachcianki i zbytki.
Niejedna kobieta, która dziś opływając w zbytkach, graniczących zblizka z przyszłém ubóstwem, z lekceważeniem patrzy na skromnego pracownika, mogącego zapewnić jéj tylko byt dostatni, a wcale niezbytkowny, nauczywszy się pracować i szanować pracę, inném okiem spojrzy na tego, kogo lekceważyła wprzódy: pozna go, pojmie jego uczciwe, pracowite życie, i z radością zostanie jego żoną.
I nie tylko ilość małżeństw, ale ilość dobrych małżeństw, zwiększy się wskutek rozszerzenia i rozpowszechnienia pracy kobiecéj.
Kobieta, która poważnie na życie spogląda, poważnie tylko ukochać potrafi; kobieta, która samoistnie żyje, samodzielnie téż wybierze sobie towarzysza życia; kobieta, która przez pracę zapozna się z warunkami rzeczywistego bytu, bez dziecinnego rozmarzenia przyglądać się będzie ludziom, szukając między nimi, nie bohatera romansu, ale stosownego do własnych usposobień człowieka; kobieta nakoniec, która żyje sama przez się i o któréj świadczy widoczne wszystkim jéj postępowanie, łatwiéj i gruntowniéj może być poznaną, niż panna, zostająca zawsze pod czyjąś opieką i chroniona za firankami swego budoaru, a mężczyzna, który zechce pojąć ją za żonę, będzie mógł dostatecznie rozpoznać jéj umysł i charakter, aby potém nie doświadczyć zawodu, tak często sprowadzanego złudliwym pryzmatem salonowych pozorów.
Tylko zaś takie małżeństwo, którego jedynym powodem jest szczera, wzajemna miłość, jedyną podstawą wzajemne poznanie się i szacunek, jedyną rękojmią wspólność pracy, dążeń i pojęć, może być szczęśliwém i szczęśliwych dla siebie i społeczności spodziewać się rezultatów.
A takich małżeństw ilość powiększy się wtedy tylko, gdy kobiety samoistnie żyć i pracować poczną, gdy mężczyźni będą uważali kobiety, nie jako bóstwa, anioły, kwiaty lub dzieci, ale jako ludzi; gdy ustaną wszelkie gonitwy i kobiet za mężami, i mężczyzn za żonami, a gdy natomiast kobieta i mężczyzna, pociągani do siebie siłą sympatyi, nie upędzając się za nieznanemi marami, spotykać się i znajdować będą, nietylko już w salonach, ale jeszcze, i to przeważnie, na polu wspólnych prac i dążeń.
Posiadanie przez młodą pannę zakładu rzemieślniczego lub handlowego nie przeszkadza bynajmniéj wstąpieniu jéj w życie rodzinne. Przeciwnie, jeżeli zostanie ona żoną ubogiego pracownika, pracą swą może dzielnie dopomagać utrzymaniu rodziny; jeśliby zaś, ze zmianą stanu, obowiązki macierzyńskie, lub całkowita zmiana położenia materyalnego i społecznego, nie pozwalały jéj prowadzić nadal rozpoczętego przedsięwzięcia, mogłaby z łatwością odstąpić je siostrze, krewnéj, któréjkolwiek z dotychczasowych swoich pomocnic, jakiéjkolwiek, słowem, kobiecie, rozpoczynającéj zawód przez nią opuszczany; rozstając się zaś ze swym zakładem, ujrzałaby materyalny zasób, jaki weń włożyła, nienaruszony, a może i powiększony, lecz niezawodnie już powiększony i stokrotnie pomnożony moralny kapitał energii swéj, doświadczenia i sztuki życia.
Drugim, wysoko społecznym rezultatem rozpowszechnienia pracy kobiecéj w dziedzinie przemysłu, będzie umoralnienie i pchnięcie ku oświacie pewnéj części najnieoświeceńszéj dotąd klasy Izraelitów.
Stworzona podnoszonemi przez kobiety przemysłowemi zakładami konkurencya, samą siłą rzeczy, zmusi Izraelitów-rzemieślników do staranniejszego kształcenia się w rzemiosłach, Izraelitów-handlarzy — do rzetelniejszego prowadzenia interesów handlowych. Nieumiejętny rzemieślnik i niesumienność konkurencyi z umiejętnością i sumiennością nowopowstałych zakładów współzawodniczyć nie może, i, przyprawiony o ruinę, ujrzy się partacz zmuszonym do dźwignięcia się z tradycyonalnych przywar swéj klasy.
Zrazu umoralnienie to będzie przymusowém, potém przejdzie w zwyczaj, a następnie przejdzie w przekonania, co po większéj części wyniknąć musi z saméj już koniecznéj styczności ciemnych i nierzetelnych rzemieślników i handlarzy z oświeconemi i uczciwemi kobietami, oddającemi się tym samym zawodom.
Kiedy zaś pole przemysłu w części przynajmniéj zawładnięte zostanie przez kobiety, Izraelici, ujrzawszy, że przestali być wyłącznymi jego panami, i że na tém polu ścieśniła się dla nich możność zarobkowania, zmienią wyłączny dotąd kierunek swéj pracy, szukać będą oświaty i wiedzy, aby przez nie torować sobie nowe drogi działalności.
Ale najwyższym już, najcenniejszym, najbardziéj obfitym w nieobliczone dobre następstwa rezultatem wzmożenia się pracy kobiecéj, będzie uszlachetnienie mężczyzn i nadanie im nowego, silnego ku pracy impulsu.
Powszechnie wiadomym i niezaprzeczonym jest wpływ, jaki wzajemnie wywierają na siebie obie połowy rodzaju ludzkiego, a w społecznościach, stojących na pewnym stopniu oświaty i posiadających pewien odrębny ustrój, wpływ kobiet na mężczyzn jest bodaj ważniejszym, niż mężczyzn na kobiety. Wpływ ten jest spowodowany nietylko oddziaływaniem matek na synów i żon na mężów, ale tkwi w samym towarzyskim stosunku dwóch płci.
Dzisiejsze salony i saloniki, napełnione próżnującemi a próżnemi paniami, próżnującemi a szukającemi mężów pannami, są dla młodych ludzi szkołą próżniactwa, rozmarzenia i wszelkiego rodzaju próżności.
Rzadko kiedy mężczyzna, opuszczając je, wynosi z sobą myśl zdrową lub prawdziwe uczucie, a najczęściéj wychodzi z nich ubożały moralnie, albo znudzony i zniechęcony do towarzystwa kobiet, albo rozmarzony narkotykiem rozpowszechnionéj w salonach niezdrowéj gry w uczucia.
Mężczyzna, myślący i rozumny przypatruje się życiu próżnujących i rozbawionych kobiet, a uśmiech szyderski zastępuje na jego ustach młodzieńczy wyraz uwielbienia; mężczyzna o nieustalonych jeszcze pojęciach i przekonaniach, smakuje w odurzającéj woni próżniactwa i rozmarzenia, upaja się narkotykiem gry w uczucie i mówi sobie w końcu: „róbmy tak, jak one robią, to jest: nic nie róbmy!”
Ani to bajronowskie rozczarowanie się ludzi myślących do kobiet, ani tembardziéj to naśladowanie bezczynności i rozmarzenia kobiecego przez ludzi chwiejnych i poddających się wpływom, nie wychodzi mężczyznom na dobre. Piérwsze wyziębia serca i stwarza mylne o kobietach i ich naturze uprzedzenia, drugie zabija umysł mężczyzny i odbiera mu siłę działania.
Oprócz tego jeszcze nizka skala umysłów kobiecych i bezcelowe ich życie dają najlepszą zachętę wszelkim grzesznym wyrachowaniom mężczyzn na majątki lub cześć kobiecą, rozprzestrzenianiem próżniactwa dają rozpęd wszystkim złym nałogom, zamiłowaniu mężczyzn w grze, hulankach i marzycielstwie.
Kobiety próżnujące i próżne towarzystwem swém tworzą wkoło siebie niezdrową moralnie atmosferę, w któréj wiele serc i umysłów męzkich ziębnie, albo rozmarza się, denerwuje, osłabia i ginie ostatecznie dla wszelkiego dobra.
Trzeba, aby uszlachetnione i uświęcone prawdziwą oświatą i pracą, tak rodzina, jak salon, inną niż dotąd napełniły się treścią; trzeba, aby mężczyzna czerpał z miłości, przyjaźni, towarzystwa kobiety, nie znudzenie, rozczarowanie albo niezdrowe rozmarzenie, ale, aby, dzieląc z nią ciężar myśli i prac społecznych, wspomagał ją tak, jak był przez nią wspomaganym, — w uczuciach jéj widział, nie przyjemny sposób przepędzenia czasu, ale źródło najczystszego szczęścia, — w łączeniu się z nią, nie interes pieniężny, ani zadość uczynienie chwilowéj zachciance, ale wielką spójnię serc i współkę umysłów.
Kiedy kobiety bogate podniosą o wiele skalę swych umysłów i poczną cenić nad wszystko osobistą wartość mężczyzny, polegającą na uczciwości, rozumie i pracy, posagi ich przestaną być punktem dążeń i robienia karyery dla młodych ludzi, którzy, tracąc występnie własne mienie, widzą się zawsze w możności uzyskania go przez bogate małżeństwo.
Kiedy kobiety uboższe, z pomocą oświaty i pracy, staną na wysokości zacnych pracownic i obywatelek kraju, mężczyźni, wchodzący dopiéro na drogi życia, uszanują je, umiłują, nie dla zabawy i rozrywki, ale serdecznie i szczerze, a szacunek ten — ta miłość powzięta dla pracownicy-obywatelki, stanie się dla wielu gwiazdą przewodnią, ku obywatelskiéj wiodącą pracy.
Któraż kobieta z pojętnym umysłem i szlachetném sercem, rozważywszy wysokie zadanie, jakie ma do spełnienia w społeczności rodzinnéj, zawaha się wejść na drogę, na któréj sobie i innym tyle pożytku przynieść może.
Kobiety, posiadające małe fundusze, z ich właśnie pomocą dokonać mogą wielkich rzeczy; małe posagi mogą utworzyć fundament dla olbrzymiéj budowy.
A nowe życie kobiet, które zechcą zwrócić się na drogę pracy, nie będzie bynajmniéj ani cięższém, ani smutniejszém od tego, jakie dziś wiodą.
Niech młode panny, goniące ustawicznie za zabawą i małżeństwem, zważą na szali doświadczane przez się uciechy i smutki, radości i zawody, niech po każdym balu, po każdém z tych szybko powstałych i szybko zwiędłych uczuć, które, to goszczą, to znikają w ich piersi, położą dłoń na sercu i zbadają: ile przybyło mu wesela i ciepła, a ile chłodu, goryczy, zmęczenia?
Im więcéj upływa czasu w bezczynności, rozmarzeniu i gonieniu za rozrywką lub rachubą, tém wolniéj serce w piersi uderza, tém więcéj myśli w głowie się plącze, tém ciemniejsza mgła rozczarowania na oczy zapada, a przyszłość bolesna, odarta ze złudzeń i nadziei, tém bliższa, i z nią razem zbliża się ubóstwo i gorzki chleb jałmużny.
Czyliż raz na kwiaty balowego wieńca, zdjęte ze strojnéj głowy, spadają gorące krople łez, wytoczonych z pod serca zawodem i zmęczeniem! Czyliż raz, po długich godzinach gwaru, kobieta, ujrzawszy się samotną, widzi oczyma ducha ulatującą od niéj młodość wdzięków i serca, a natomiast zbliżającą się ciemną, odartą, bladą marę swéj przyszłości, i drżąca z obawy, woła do Boga: ratunku!
Ratunku tego niech szuka, obok modlitwy, we własnych siłach, we własnéj głowie i rękach; ratunkiem dla niéj od zepsucia, sprzedania się, ubóztwa i rozpaczy — praca.
Przyjmując surowy ten rachunek, trzeba zapewne wiele porzucić, wiele zwyciężyć w sobie i w około siebie, wiele przemyśléć i wiele umiłować. Droga to nie bez cierni, nie bez bólów i zawodów; ale także czyliż boleści, cierni i zawodów niéma i na tamtéj drodze, na pozór, lecz tylko na pozór, usłanéj różami?
Za to głęboko umiłowana i dobrze pojęta praca posiada w sobie takie źródła spokoju i szczęścia, o jakich i wyobrażenia nie mają ci, co jéj się wyrzekli.
A przecież lepiéj jest, uczciwiéj i rozumniéj, podjąć z odwagą ciężar trosk i trudów, przywiązanych do pracowitego istnienia, a czuć się samodzielną, spokojną o zapracowany byt codzienny, spełniającą człowiecze i obywatelskie zadania, niż spędzić część życia w zabawach i łatwych dostatkach, a na całą przyszłość zyskać ubóstwo i nieszczęście, gorzki chleb jałmużny i łzy próżnych żałości?

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eliza Orzeszkowa.