O pracy unijnej w Polsce

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Henryk Przeździecki
Tytuł O pracy unijnej w Polsce
Wydawca Katolicka Agencja Prasowa
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia Społeczna
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
O PRACY UNIJNEJ
W POLSCE

LIST PASTERSKI
J. E. ks. dr. Henryka Przeździeckiego
Biskupa Podlaskiego.
WARSZAWA 1932.
NAKŁADEM POLSKIEJ KATOLICKIEJ
AGENCJI PRASOWEJ UL. (MIODOWA 17).








Drukarnia Społeczna, Pl. Grzybowski 3/5. Tel. 205-80.







Henryk Przeździecki
z Bożego zmiłowania
i Stolicy Apostolskiej łaski
Biskup Siedlecki czyli Podlaski
Dr. Św. T.
Wielebnemu Duchowieństwu diecezji pozdrowienie w Panu i błogosławieństwo pasterskie.

Najmilsi, powodowany tem, co się u nas mówi i pisze o sprawie unijnej, uważam za swój obowiązek jeszcze raz streścić to, co Wam w tej sprawie czy to ustnie, czy też na piśmie wyjaśniałem i polecałem.

I.

Chrystusa Pana na krzyż wprowadziła przewrotna polityka, jej najstraszniejszy objaw, wybujały, niezdrowy nacjonalizm, oraz zazdrość.
Żydzi wyobrażali sobie Mesjasza, jako wybawiciela ich z niewoli i zdobywcę wszystkich narodów pod panowanie żydowskie. Jezus zawiódł ich oczekiwania, mówił bowiem nie o królestwie ziemskiem, lecz o królestwie Bożem, uczył, że królestwo Jego nie jest z tego świata, że Bóg Ojcem wszystkich, że wszystkich należy miłować, obcował z Samarytanami i poganami. Nadto przywódcy narodu Żydowskiego lękali się, że naród pójdzie za Chrystusem, a oni zostaną bez władzy, bez wpływu.
Zła, przewrotna polityka nie przebiera w środkach. Pragnąc panowania nad światem płaszczy się przed Starostą, przysłanym przez zaborców, nie waha się oświadczyć, że nie chce samego króla, bo ma cesarza, byle tylko ten, który zawiódł jej oczekiwania i za którym poszły rzesze ludu, zginął i to śmiercią haniebną.
Ta zła, przewrotna polityka niezdrowego nacjonalizmu, ta żądza władzy dźwignęła Krzyż na Golgocie. Pokonana przez Zmartwychwstanie nie ustaje w swych wysiłkach i przez wszystkie wieki stara się z Chrystusa i Jego Kościoła uczynić swe narzędzie zaborcze panowania nad jednostkami i narodami.
Wdziera się ona nawet już do pierwotnego Kościoła za czasów Apostolskich. Tendencje narzucania zwyczajów żydowskich wyznawcom Chrystusa wywołują niepokój i spory wśród wiernych. Dopiero niezłomna energja Pawła Apostoła, nawróconego zagorzałego nacjonalisty żydowskiego, i pierwszy Sobór w Jerozolimie kładą kres tym niezgodom.
Niestety, ta zła, przewrotna polityka nie umiera. W dziejach świata raz słabiej, to znów silniej, nieraz jak huragan wybucha. Stawia szubienice, katuje, przepełnia więzienia, wywołuje wojny. I gdyby dzisiaj Chrystus przyszedł na ziemię, nie wahałaby się ani chwili i krzyczałaby: ukrzyżuj!
To słowo „ukrzyżuj!“ wybucha wszędzie przeciwko Kościołowi Chrystusowemu, gdy Kościół pędzi precz od progów swych tę politykę, gdy jej nie chce się poddać, jej służyć.
Ukrzyżuj!! wołają, wskazując na Kościół, bo on nas zdradza, nie chce razem z nami innym narodom wydzierać ich języka macierzystego, gwałcić ich zwyczaje, tradycje, przywiązania.
Gdzieindziej ta polityka woła: Niech misjonarze idą do pogan, niech cierpią, niech umierają, to ich zadanie, byle torowali drogę naszemu handlowi, a następnie panowaniu.
Ślepi tylko nie widzą, ile ta wstrętna polityka przynosi szkody ich krajom ojczystym i całemu światu.
My, Polacy, przez długie lata byliśmy wolni od tej zarazy. Byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa. Nie szczędzili przodkowie nasi w obronie chrześcijaństwa mienia, zdrowia, życia. Cześć ojcom i dziadom naszym! Złotą glorją opromienili imię Polski.
Przyszły lata osłabienia duchowego, niezgody wewnętrznej, wybujałego indywidualizmu, a z niemi rozbiór Rzeczypospolitej i długa niewola.
W niewoli naszą siłą była wiara w Chrystusa Pana i łączność z Kościołem Jego. To nas podtrzymywało w godzinach ciężkich, to nam uratowało naszą narodowość. W te godziny nadzwyczaj bolesne nauczyliśmy się coraz bardziej cenić wiarę naszą, mowę naszą, gdy nam jedną i drugą chciano wydrzeć, zniszczyć.
Świat cały oburzał się razem z nami, gdy słyszał i czytał o szubienicach, na których ginęli bohaterzy nasi, o więzieniach przepełnionych obrońcami wiary i narodowości, o drogach syberyjskich pokrytych trupami wygnańców naszych, o katowaniu i mordowaniu unitów, o kasowanych diecezjach, parafjach, o zaborze świątyń, o wtłaczaniu w usta dzieci „Ojcze nasz“ i „Vater Unser“, o chłoście dzieci polskich, chcących modlić się w swym języku.
Dla świata były to tylko opowieści, a dla nas rzeczywistość, którąśmy przeżywali. Świat ubolewał, ale myśmy tę ohydę całą naszą istotą odczuwali i przecierpieli.
I czyż już na tem koniec? czy te wszystkie nasze przejścia mają jedynie pozostać w książkach, jako martwa litera? czy z tych cierpień nic się niema narodzić? czy te cierpienia nie mają wydać owocu?
Boże, czy nie żądasz od nas, którzy wiemy, jak boli wszelki ucisk, abyśmy stali się skałą pokoju i miłości i u siebie w domu i pomiędzy narodami? abyśmy się stali źródłem, skądby odrodzenie na cały świat popłynęło?
Ufam, że tak. Zresztą myśmy już to zapoczątkowali.
Mordowani, ścigani, więzieni szli w kajdanach ojcowie nasi w głąb Rosji Europejskiej i Azjatyckiej. Nieśli tam imię Polski. Budowali ludność tamtejszą swojem zachowaniem, pracą, miłością ojczyzny, ludzkości całej, swą wiarą. Rosja zamknięta przed Kościołem Katolickim, została dla niego otwarta po rozbiorze Polski. Powstało na terenach Rosji do tysiąca katolickich świątyń, dźwigniętych groszem i pracą naszych rodaków.
Gdy dzieci polskie katowano w zaborze Pruskim za to, że nie chciały mówić pacierza po niemiecku, myśmy w Łodzi z katolikami, mówiącymi po niemiecku, modlili się w ich języku macierzystym i w tym języku głosili słowo Boże, chociaż to nieraz narażało nas na wielkie wysiłki, należało bowiem przemów wprost na pamięć się uczyć.
W ten sposób spełnialiśmy zakon miłości Chrystusowej, staraliśmy się być wszystkiem dla wszystkich.

A czy to nasze postępowanie szkodziło Matce—Ojczyźnie? Nie. — Owszem ono jej bardzo dopomagało, bo wiązało z nią węzłem wdzięczności. Ten najlepiej służy ojczyźnie, kto z nią łączy wszystkie narodowości, na jej terenie mieszkające, miłością a nie siłą, uciskiem.
II.

Kajdany niewoli opadły. Ojczyzna wolna. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy pracowali i to bardzo usilnie nad tem, by na ziemiach naszych panowały pokój i zgoda, aby jedność kościelna złączyły wszystkich węzłem Chrystusowej miłości.
Z woli Bożej już w roku 1918 zostałem pasterzem diecezji Podlaskiej. Zaraz po nominacji pisałem do ś. p. Papieża Benedykta XV: „Pochodzę z rodziny, początek swój mającej na Podlasiu, i dlatego już jako dziecko nasłuchałem się o podlaskich męczennikach za wiarę świętą. Serce dziecka, następnie kleryka, wreszcie kapłana ustawicznie złączone było z bohaterskimi wyznawcami Kościoła, a mymi współziomkami“. Przeto nikt nie będzie się dziwił, że, gdym w dniu ingresu zbliżył się do drzwi świątyni w Janowie, zanim przekroczyłem jej próg, klęknąłem i ucałowałem ziemię zroszoną krwią męczenników podlaskich.
Najmilsi, pamiętacie pierwsze wizytacje kanoniczne zimową porą w 1919 roku, gdyśmy nawiedzali parafje najbardziej prześladowane za wiarę świętą. Modliliśmy się wspólnie za tych, którzy prześladowali. Zachęcaliśmy do zgody i miłości z braćmi, nie będącymi z nami w jedności. Dzieliliśmy się groszem ze wszystkimi potrzebującymi pomocy, bez różnicy wyznania. Bóg błogosławił. Duch wzajemnej miłości począł płonąć. Wielu prawosławnych wróciło do jedności kościelnej.
Rok 1920. Nawała bolszewicka. Dopiero w roku następnym mogłem w dalszym ciągu wizytować parafje.
Ustawicznie prosiłem i proszę Boga, aby na Podlasiu tak, jak dawniej, była jedność kościelna, aby każdy w obrządku, w jakim pragnie, chwalił Boga i żył według zakonu Chrystusowego.
Coraz częściej zaczęto zwracać się do mnie o przyjęcie do Kościoła. Rozmawiający ze mną, prosili, aby mogli modlić się w swym obrządku i aby kapłan ich obrządku był dla nich duszpasterzem.
Sądziłem, że mówią o obrządku grecko-katolickim, lecz petenci wytłumaczyli mi, że im chodzi o ten obrządek, jaki obecnie posiadają. Chociaż stałem i stoję niewzruszenie na stanowisku, że nikomu nie wolno narzucać obrządku, uważałem, że tej sprawy nie powinienem sam rozstrzygać, i dlatego w r. 1923 udałem się do Rzymu.
Ojciec Święty Pius XI, który jako Wizytator Apostolski i Nuncjusz pracował u nas, zna nas bardzo dobrze, wtajemniczony jest w warunki naszego życia. Podczas łaskawie udzielonej mi audjencji, wysłuchał mojej relacji o rozpoczynającym się ruchu unijnym, o życzeniach wracających do jedności kościelnej, o współpracy zakonów w pracy unijnej, które mogą wiele w tym kierunku zdziałać, o ile, jakto już Ojciec Święty zapoczątkował, będą miały oprócz zachodniej gałęzi i gałęź wschodnią, nie tracąc jednak nic ze swej reguły zakonnej, nie odrywając się od pnia macierzystego.
Papież po licznych zapytaniach, na które dawałem wyjaśnienia, pobłogosławił i polecił poczekać na ostateczną decyzję. Decyzja ta nastąpiła dnia 10 grudnia 1923 r., gdy otrzymałem instrukcję, jak pracę unijną przeprowadzać, dnia zaś 21 stycznia 1924 r. dekret z odpowiedniem pełnomocnictwem.
W międzyczasie rozmawiałem z Generałem Ojców Jezuitów, ks. Włodzimierzem Ledóchowskim. Przedstawiłem mu, jakby była pożyteczna praca Ojców jego zgromadzenia w obrządku wschodnim, wyjaśniając z całą szczerością trudności, jakie mogą napotkać na swej drodze. Ojciec Generał zasadniczo myśl tę zaakceptował. Następnie zostały omówione szczegóły tej pracy. W Zgromadzeniu Jezusowem powstała gałęź wschodnia. Pierwsi pracownicy udali się na Podlasie w okolice Włodawy a następnie za moją zgodą przenieśli się do bardziej odpowiedniej miejscowości, do Albertyna.
W roku 1924, w miesiącu kwietniu, Biskupi Wileński, Miński, Lubelski i Łucki otrzymali te same upoważnienia, które ja uprzednio otrzymałem w Rzymie. Na terenie diecezji: Podlaskiej, Wileńskiej, Mińskiej i Łuckiej zaczęły powstawać od roku 1924 parafje obrządku wschodnio-słowiańskiego, który następnie został nazwany bizantyńsko-słowiańskim, a to dla bliższego podkreślenia początku tego obrządku z Bizancjum, od jego twórców, Wielkich Ojców Kościoła: Św. Jana Chryzostoma i Św. Bazylego.
Kto nie zna Polski, jej bólów i cierpień w czasie niewoli, ten będzie zapewne gorszył się, że praca unijna w obrządku wschodnim nie spotkała się u nas z entuzjastycznem uznaniem, i owszem spotkała się z pewnego rodzaju nieufnością, oporem. Wyjaśnieniem tego faktu niech będą dwa pogrzeby w r 1926: ś. p. Kardynała Edmunda Dalbora w Poznaniu i ś. p. Arcybiskupa Jana Cieplaka w Wilnie.
Gdy orszak pogrzebowy wyruszył z katedry ze zwłokami Kardynała Dalbora, w grupie robotników stojących z boku mówiono: na taki pogrzeb zasłużył zmarły, lecz poco tutaj są pastorzy protestantcy? Mówiący uważali za pastorów profesorów uniwersytetu poznańskiego ubranych w togi profesorskie. Skąd ta niechęć do pastorów? Oto stąd, że w byłym zaborze Pruskim w umyśle polaka protestantyzm połączył się z prześladowaniem polskości.
Gdy w Wilnie w bazylice duchowieństwo grecko-katolickie odprawiało nabożeństwo przy zwłokach Arcybiskupa Cieplaka, powstało pewnego rodzaju zdziwienie, a nawet lęk. Dlaczego? Oto dlatego że w byłym zaborze Rosyjskim wszystko co wschodnie łączy się w umysłach ludności z myślą o prześladowaniu za wiarę, za polskość.
O tem nie wolno zapominać. Z faktem wiekowego bólu należy się liczyć.
Czas, a nadewszystko szlachetna, przebaczająca, obca uczuciu mściwości dusza polska dopomogą, że wschodni obrządek nie będzie spotykał się u nas z nieufnością, i owszem będzie uważany za brata tak, jak to dawniej na naszej ziemi było. Cierpliwości.
Już nawet na tej najbardziej męczeńskiej ziemi na Podlasiu mamy tego liczne dowody. Wspomnijmy, Najmilsi, one zaiste wielkie chwile, gdyśmy w uroczystym pochodzie prowadzili cudowny obraz Matki Boskiej do Kodnia. Wspomnijmy ten dzień, gdyśmy weszli z cudownym obrazem do świątyni obrządku wschodniego w Terespolu. Jakie tam, dzięki Ci, o Boże, było zjednoczenie wiernych jednego i drugiego obrządku!
Jeżeli rozumiemy nastrój mas i, rozumiejąc, usprawiedliwiamy, to tego samego nie możemy powiedzieć o rozmaitych działaczach społecznych, politycznych, mówcach, pisarzach, występujących przeciwko pracy unijnej. Przecież punktem wyjścia dla ich rozumowań powinny być lata niewoli, gdy wydzieranie języka macierzystego, kasowanie parafij, diecezyj, niszczenie unji nazywali zbrodnią. Czy o tem zapomnieli? — A jeżeli są katolikami, to czyż nie powinni słuchać Chrystusa Pana i Jego Kościoła?

III.

Najmilsi, przejdźmy obecnie do rozważenia niektórych twierdzeń przeciwników pracy unijnej, ujętych w najbardziej ogólnej formie. Rzeczy to Wam znane, nie zaszkodzi jednak zastanowić się nad niemi, aby w razie potrzeby tem swobodniej i pewniej móc o tych sprawach mówić.
1. Są, którzy uważają, że cała praca unijna jest niepotrzebna, że wywołuje zamieszanie, niepokoje, niech każdy, mówią, chwali Boga, jak chce.
Nie możemy się zgodzić z tem twierdzeniem, ponieważ Jezus Chrystus inaczej uczył, co innego nakazywał. My tę wolę Odkupiciela Świata święcie spełniać będziemy.
Chrystus Pan mówi: „Jako mię zna Ojciec, a ja znam Ojca, a duszę moją kładę za owce moje. I drugie owce mam, które nie są z tej owczarni, i one potrzeba, abym przywiódł, i słuchać będą głosu mego, i stanie się jedna owczarnia i jeden pasterz” (Jan X. 15—16).
„Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody chrzcząc je, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał”. „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. XXVIII, 18—20).
Wyznawca Chrystusa, kapłan, biskup, któryby tej woli zbawiciela nie spełniał, nie był jej posłuszny, zasługiwałby na wszelkie imię, z wyjątkiem: wyznawcy Chrystusa, kapłana, biskupa. Spełniać tę wolę, nie znaczy, siać nienawiści, gwałtem zmuszać do wejścia do owczarni Chrystusowej. Kto takby czynił, nie byłby Chrystusowym, i owszem, byłby Jego wrogiem, byłby podobny do tych, co nas za wiarę świętą prześladowali. Spełniać wolę Chrystusa można jedynie idąc za Chrystusem, a iść za Chrystusem — znaczy miłować wszystkich i przyjaciół, i obojętnych, i wrogów.
2. Spotykamy się z twierdzeniem, że praca na polu unijnem bardzo nikłe wydaje owoce, co ma świadczyć o jej bezcelowości.
Przyznajemy, że owoce pracy naszej są małe, bardzo małe w stosunku do pola działania, lecz jaki z tego wypływa wniosek? Czy może ten, że należy ręce opuścić?
Chrystus, Bóg-Człowiek, cuda czynił, z grobu martwe wzbudzał, na chwilę w pracy nie ustawał, a czy licznych zostawił wyznawców? — Garstkę, i to bardzo małą.
Chrystus pragnie, aby wszyscy do Jego owczarni należeli, a przecież większość ludności ziemi nie jest w Jego owczarni. Jaki z tego wniosek? Oto jeden, że Bóg Wszechmocny nie chce woli ludzkiej łamać i nie łamie; pracuje nad nią, zasila łaskami, lecz jej nie gwałci.
Chociażby jeszcze mniejsze były rezultaty usiłowań naszych, to na wzór Chrystusa, pracującego w Palestynie i ustawicznie działającego, nie wolno nam rąk opuszczać. Pracujmy, prośmy o pomoc z Nieba. Niczem się nie zrażajmy. Idźmy za Zbawicielem radośni, żeśmy Jego wolę zrozumieli, że nasza wola nie przeciwstawia się Jego woli. Szczęśliwy ten, ktoby nawet jedną tylko owieczkę do owczarni Chrystusa doprowadził.
Biada sprzeciwiającemu się woli Bożej!
3. Są którzy dowodzą, że Stolica Apostolska zawsze się łudziła w sprawie zjednoczenia kościelnego Rosji. I pytają: po co Rzym wybrał Polskę za teren swej pracy dla Rosji?
Chociażby Stolicy Apostolskiej tysiąc razy nie udały się wysiłki w sprawie unji kościelnej Rosji, tysiąc pierwszy raz, i dalej, i dalej jeszcze bez zniechęcenia wierna nakazowi Twórcy Kościoła Świętego, tę pracę prowadzić będzie.
Rzym nie wybiera specjalnie Polski za teren swojej pracy dla Rosji. Rzym pracuje dla Rosji wszędzie, na całym świecie. Pracuje i w Polsce, bo tutaj są prawosławni.
A czy dla Polski nie będzie wielka korzyść z tego, gdy Rosja będzie widziała, że obrządek wschodni na terenach Polski jest szanowany, że w Polsce wyznawcy Kościoła wszelkich obrządków miłują się społecznie.
Czy dla Polski byłoby pożyteczną rzeczą, gdyby Rosja, wskazując na nią, mówiła: patrzcie, Polska skarżyła się na ucisk unji, na jej kasowanie u siebie, skargi po całym świecie roznosiła, a sama co czyni? Takby Rosja wołała, gdyby Polska poszła za głosem tych, którzy czynią zarzut Stolicy Apostolskiej, że i na terenach Polski pracuje nad sprawą unji.
4. Słyszymy głosy: Jeżeli już ma być praca wśród naszych prawosławnych, to ci, którzy pragną jedności kościelnej, niech zostają katolikami w obrządku łacińskim, wtedy będzie prawdziwe zjednoczenie, wtedy wszyscy będziemy kultury zachodniej, a nie rozbici, podzieleni.
Słów tych nie można inaczej rozumieć, jak w tem znaczeniu, że powinniśmy zakazywać powrotu do Kościoła w obrządku wschodnim. Pytamy: Kto ma prawo wydawać taki zakaz? Jedna może być odpowiedź: Nikt, jak świat długi i szeroki nie może takiego zakazu wydać, ani władza państwowa, ani władza duchowna. Byłby to bowiem gwałt nad sumieniami ludzkiemi.
Prawda, że Rosja z racji stanu, jak twierdziła, chciała, aby wszyscy byli prawosławnymi, i tą racją powodowana, zniosła unję. Ta racja stanu to ohyda, to plama straszna w historji Rosji. Czyż Polska, która tę zbrodnię potępiała, podobną zbrodnię ma popełniać? Nie, nigdy!
Kto wraca do jedności kościelnej w obrządku łacińskim, z radością go przyjmujemy, kto wraca w obrządku, wschodnim, z równą radością go przyjmujemy. Przed nikim nie zamykamy Kościoła. Dla wszystkich ludzi dobrej woli Kościół Chrystusa jest otwarty. Kościół nikomu nie odbiera tego, co dla kogoś jest drogiem, — a taką drogą rzeczą jest i obrządek religijny.
5. Spotykamy się ze zdaniem: Po co jakiś nowy obrządek wschodnio-słowiański? Czy też bizantyńsko-słowiański. Mamy przecież na terenach Rzeczypospolitej obrządek greko-katolicki. Niech pragnący jedności kościelnej w obrządku wschodnim, ten greko-katolicki obrządek przyjmują.
Nic przeciwko temu nie mamy. Lecz jeżeli powracający do jedności kościelnej pragną obrządku bizantyńsko-słowiańskiego, czy mamy ich zmuszać do przyjęcia obrządku greko-katolickiego? Byłby to gwałt. Nauka Chrystusowa nam na to nie pozwala. Natura polaka przed gwałtem się wzdryga.
Ta rozprawa o różnych obrządkach, jeżeli nie ma ukrytej myśli o jakiejś racji stanu à la Rosja, jaki ma cel? Może rozstrzygnięcie pytania, który obrządek lepszy? Dyskusja bezcelowa. W Kościele Katolickim niema lepszych lub gorszych obrządków, wszystkie są święte, wszystkie czcigodne.
Ten, kto się nie wmyślił w przeróżne obrządki, nie odczuł ich, może takie dyskusje prowadzić. Będzie rozprawiał o rzeczach, których nie zna. Dyskusja jego będzie bezprzedmiotowa. Ten zaś, kto wmyślił się w istniejące obrządki, kto przynajmniej chwilę jedną żył ich życiem, modlił się w tych obrządkach, nie będzie takich dyskusji prowadził, i owszem każdy obrządek będzie podziwiał, każdy szanował.
Wiara jest jedna, nauka Chrystusa jest jedna, lecz jej wyrażanie nazewnątrz jest różne, jak niejednakowe są usposobienia narodów, czy też grup narodowych, stąd też są różnice obrządków w Kościele Katolickim.
Starajmy się, aby wszyscy przyjęli naukę Chrystusa, według niej żyli, a w sposobie wyrażania przez człowieka swego stosunku do Boga, rozmowy z Nim, zostawmy wszystkim wolność obrządkową, nic nie narzucajmy.
6. Są którzy pracę unijną oskarżają o szerzenie rusyfikacji, ukrainizmu, białorusycyzmu. I pytają, po co to wszystko? Czynią też uwagę pełną oburzenia, że pracujący na polu unijnem rozmawiają pomiędzy sobą po rosyjsku.
Nie znamy faktu, aby pracujący u nas na polu unijnem odbierali gdziekolwiek język macierzysty. Gdyby coś podobnego gdziekolwiek się zdarzyło, z całą siłą wystąpilibyśmy przeciwko temu. I owszem znamy fakt, że gdy polacy przychodzą do świątyni obrządku bizantyńsko-słowiańskiego, to kapłan przemawia do nich po polsku.
Czy można nazwać zbrodnią, że duchowny do ludzi mówiących po rosyjsku, rusińsku, białorusku, niemiecku, francusku i t. d. przemawia w ich języku macierzystym?
Miłuję Ojczyznę, życie za nią gotów jestem oddać, bo na to zasługuje. Miłuję jeszcze więcej, jeżeli tak można powiedzieć, za to, że ona, która takie katusze zniosła w obronie swego języka, pozwala na uczenie się w szkołach naszych w językach narodowości, mieszkających na jej terenie, bacząc jednak pilnie, by każde dziecko, przyszły obywatel Rzeczypospolitej, znało dobrze i władało językiem polskim. Bądź błogosławiona moja Ojczyzno, która chcesz być Matką dla wszystkich swych dzieci!
Chwila zastanowienia. Prawo państwowe pozwala na naukę w szkole języka macierzystego, a od Kościoła, zrodzonego na Krzyżu z miłości ku ludziom, do Oblubienicy Chrystusa, zdają się wymagać niektórzy, aby był katem języka macierzystego swych wyznawców! Na coś podobnego mogę odpowiedzieć jedynie słowami wyrzeczonemi przezemnie na zjeździe w Welehradzie w r 1924: „My, kapłani katoliccy wszystkich obrządków musimy mieć odwagę przeciwstawiać się tym, którzy chcą w Kościele narzucać wiernym język niemacierzysty”.
Gdym mówił te słowa, myślałem też i o tych miljonach naszych współrodaków, rozproszonych po całej kuli ziemskiej w pogoni za kawałkiem chleba, którym tu i owdzie usiłują odebrać język macierzysty. Słowa moje nie pozostały bez echa. Nadesłano mi pismo z poza Polski z zapytaniem pełnem oburzenia, abym wskazał to prawo Boże, które zabrania narzucać wiernym język niemacierzysty. Na to pytanie krótka odpowiedź: Nie kradnij. Będziesz miłował bliźniego twego, jak samego siebie. Prawo to silniejsze ponad wszelkie tak zwane racje stanu.
Że pracujący wśród ludności, której języka dobrze nie znają, rozmawiają z sobą w tym języku, rzecz zrozumiała, uczą się bowiem tego języka. Nie można zdobyć dobrej znajomości języka bez odpowiedniej praktyki. Czy to zbrodnia? To jedynie potrzebna i pożyteczna praca. Nie można przecież narażać pracy tak wzniosłej, jak duszpasterska, na ciągłe uśmiechy słuchacza ze sposobu wyrażania się duszpasterza.
7. Przeciwko pracy unijnej wysuwany jest i zarzut, że z duchowieństwa prawosławnego powrócili do jedności kościelnej ludzie niemoralni, goniący za zyskiem, że część ich odpadła następnie od Kościoła Katolickiego, a wszystko to wywołało zgorszenie.
Na to możnaby odpowiedzieć w krótkich słowach: Mój Boże, czy dlatego, że wśród Apostołów był Judasz, Nauka Chrystusa i Jego Kościół są nic nie warte, złe? Czy dlatego, że w dziejach Kościoła byli duchowni niemoralni, źli, apostaci, nauka Chrystusa i Jego Kościół są nic nie warte, złe?
Nie poprzestańmy jednak na tem, Najmilsi, przypomnijmy sobie, com dnia 16 grudnia 1926 r. mówił na konferencji z kapłanami obrządku bizantyńsko-słowiańskiego, pracującymi w naszej diecezji. Mówiłem wtedy pomiędzy innemi i te słowa: „Gdy patrzę na Was, odżywają mi w pamięci liczne artykuły w rozmaitych pismach, zdaje mi się, że słyszę tak często powtarzane opowiadania, że wśród duchowieństwa prawosławnego do jedności z Kościołem Katolickim, Powszechnym, wracają tylko ci, co są małej wartości moralnej.
„Nie wchodzę w szczegóły, w rozbiór tych zarzutów. Stwierdzam, że jeden i drugi z duchowieństwa prawosławnego, który prosił o przyjęcie do Kościoła, następnie z jedności wystąpił, widocznie nie głębokie przekonanie, miłość Chrystusowa, lecz względy ludzkie były pobudką ich czynów. Stwierdzam, że widzieliśmy wśród nich objawy życia złego. Lecz jaki z tego wniosek? Czy nikogo z prawosławnych nie można przyjmować do Kościoła?
„Bracia moi, ja jestem Chrystusów. Chrystus wszystkich do siebie pociąga, z celnika apostoła czyni. Jam Chrystusów i do wszystkich z Chrystusem Panem ramiona wyciągam. Wszyscy dla mnie drodzy, wszyscy moi bracia. Chrystus Pan posłał mnie do aniołów, lecz do ludzi grzesznych, — bo i któż bez grzechu? Każdego przyjmę do Kościoła, kto pragnie wrócić do jedności kościelnej, byle miał szczerą wolę, czystą intencję.
„Co innego przyjąć do Kościoła, a co innego wracającemu do jedności kościelnej powierzać obowiązki pasterskie. To są dwie różne rzeczy. Człowiekiem jestem, a stąd omylnym. I gdybym się omylił, powierzając obowiązki pasterskie niegodnemu, to przyjęty do jedności kościelnej sam rychło życiem swem pozbawiłby się szczytnego urzędu pasterskiego, gdyby nie chciał być kapłanem według woli Bożej, gdyby chciał naśladować Judasza.
„Pod żadnym pozorem nie przyjmę do Kościoła tych, którzy nie mają szczerej intencji, jak nie przyjmowałem zgłaszających się o przyjęcie do jedności dla tego, że proszący jest w rozterce o rzeczy materjalne ze swą władzą duchowną. Powiedziałem proszącemu: Idź, pojednaj się, a dopiero wtedy przychodź do mnie.
„Drodzy Bracia, od Was zależy zaprzeczać artykułom i mowom, głoszącym o Was, żeście źli, niewiele warci pod względem moralnym. Zaprzeczajcie nie artykułami w pismach, nie słowami, lecz czynami Waszymi.
„Bądźcie trzeźwi, pracowici, ofiarni, czyści, miłujący Boga, miłujący ludzi. Niech na Waszych ustach nie zagości nigdy słowo cierpkie, obelga, nienawiść. Bądźcie, jednem słowem, święci. A wszelkim napaściom zaprzeczycie życiem Waszem cnotliwem i wielu za sobą pociągniecie. Nikt wtedy nie będzie wierzył wieściom oszczerczym, rozsiewanym o Was“.
Tak mówiłem na konferencji do kapłanów obrządku wschodnio-słowiańskiego. Od owej konferencji odstępstwa od jedności kościelnej wśród kapłanów obrządku wschodniego już się w naszej diecezji nie powtórzyły i owszem wszyscy odstępcy zwracali się nie z jednokrotną prośbą o przyjęcie ich do Kościoła i powierzenie obowiązków duszpasterskich. Odpowiedziałem im: po pokucie, za zgodą Stolicy Apostolskiej, możecie być przyjęci do jedności, lecz kapłańskich obowiązków spełniać nie będziecie. Podziękowałem też później jednemu kapłanowi obrządku wschodniego za pracę w diecezji, bo zachowanie się jego było nieodpowiednie.
Pracę naszą unijną musieliśmy rozpocząć z duchownymi prawosławnymi, wracającymi do jedności kościelnej, nie mieliśmy bowiem kapłanów, przygotowanych do służby Bożej w obrządku bizantyńsko-słowiańskim. Dzisiaj już pracują u nas w tym Obrządku i Ojcowie Studyci. Praca ta wzmoże się, gdy zorganizujemy ostatecznie kursy dla wracających do jedności duchownych prawosławnych, gdy seminarjum w Dubnie wykształci przyszłych kapłanów. W seminarjum tem na początek mamy trzech alumnów dla naszej diecezji.
8. Spotykamy się też z zarzutem, że wytoczone przez biskupów katolickich procesy o świątynie posiadane obecnie przez prawosławnych są sprzeczne z tem, co biskupi ustawicznie głoszą o wzajemnej miłości, że procesy te jątrzą, niepokoją.
Nie, nie brak miłości, lecz właśnie miłość podyktowała ten krok biskupom.
Biskupi są ojcami duchownymi w stosunku do swych diecezjan.
Arcybiskup Wileński, Biskupi Piński i Łucki wytoczyli procesy o zwrot zabranych świątyń katolikom obrządku łacińskiego i greko-katolickiego. Uczynili to dlatego, że gdyby według obowiązującego prawa na terenach ich diecezyj nie wytoczyli procesów, to na skutek dziesięcioletniego przedawnienia katolicy raz na zawsze straciliby te świątynie, a biskupi przez swą bezczynność aprobowaliby gwałt dokonany przez rząd rosyjski na Kościele Katolickim, gwałt przeciwko któremu protestowała Polska, protestował cały świat. Obecne i następne pokolenia wspominałyby z obrzydzeniem nazwiska niedbałych pasterzy aprobatorów gwałtu.
Przekonany jestem, że gdyby na tych terenach obowiązywało tak, jak w b. Królestwie Polskiem, przedawnienie trzydziestoletnie, to jeszcze do obecnej chwili nie byłyby wytoczone procesy i Biskupi szukaliby rozwiązania sprawy na innej drodze.
Zainteresowani Biskupi nie wystąpili o zwrot wszystkich świątyń, lecz tych, które uważali za najkonieczniejsze dla swych wiernych.
Nie żądali zwrotu wszystkich świątyń, bo wiedzą, że ludność prawosławna głódby cierpiała, nie miałaby świątyń, w których zaspakajałaby swe potrzeby duchowne.
Biskupi poszli w ślady Ojca Świętego Piusa XI, który, gdy bolszewicy rabowali świątynie prawosławne w Rosji, oświadczył, że za to, co bolszewicy chcą zabrać, gotów jest za to zapłacić, byleby ludność prawosławna nie została pozbawiona swych świętości. Propozycja Ojca Świętego, niestety, została odrzucona.
I na co się tutaj oburzać? Za co Biskupów oskarżać o brak miłości, o szerzenie niepokoju.
Czy tej sprawy nie można załatwić w duchu naprawdę miłości? Można i to bardzo łatwo, niech dobra wola z jednej i drugiej strony podadzą sobie dłoń.
Czy nam nie wytacza duchowieństwo prawosławne procesów? Czy nawet, gdy Władze Państwowe oddadzą nam zabraną świątynię, nie jest używana siła fizyczna, abyśmy nie weszli do świątyni? My jednak z tego wszystkiego nie chcemy kuć broni, któraby uniemożliwiała porozumienie.
Na chwilę nie wolno zapominać, że katolicy w tych trzech diecezjach mają nieraz 40 i więcej kilometrów do swej świątyni. To skutek systemu rządu rosyjskiego, który dążył do tego, aby katolikom uniemożliwić dostęp do świątyni, a przez to aby łatwiej ich zrusyfikować i wciągnąć do Cerkwi prawosławnej.
Najmilsi, jak ja jestem Wam wdzięczny, że z ofiar Waszych, zabiegów i trudów urządzamy świątynie na Podlasiu, zakładamy parafje tam, gdzie jest garstka katolików wśród prawosławnych, aby nasi diecezjanie mieli swe potrzeby duchowne zaspokojone, aby nie byli narażeni na utratę polskości. Bo jak z jednej strony nie chcemy nikomu odbierać jego języka macierzystego, tak z drugiej strony nie pozwolimy, aby nawet jeden polak był narażony z winy naszej na utratę swej tak drogiej dla nas wszystkich polskości.
Gdyby ci, którzy nam zarzuty czynią, chwilę zastanowili się nad niebezpieczeństwem grożącem w wielu miejscowościach Rzeczypospolitej naszym rodakom, możeby takich skarg niesłusznych nie głosili, a pomyśleliby i pracowali rzeczywiście nad tem, aby polskość naszych rodaków nie była narażona na niebezpieczeństwo.
Gdy kreślę te wyrazy, staje mi przed oczyma nigdy niezapomniana postać zmarłego dnia 26 marca r. b. Biskupa Pińskiego ś. p. Zygmunta Łozińskiego, męża iście apostolskiego. Oddał on całego siebie sprawie unijnej, powołał do życia „konferencje pińskie“. On należał do liczby tych Biskupów, którzy wytoczyli procesy o zwrot zabranych świątyń. Gdy zaś nadeszły godziny jego cierpień ostatnich, miejscowy Biskup prawosławny nawiedził chorego, serdecznie z umierającym rozmawiał, nakazał modlitwy w cerkwiach prawosławnych o zdrowie dla chorego Biskupa Pińskiego. Gdy ten ostatni zamknął oczy, ludność prawosławna mówiła: Umarł święty Biskup.
A zatem praca Zmarłego na polu unijnem, troska o zwrot zabranych świątyń potrzebnych katolikom nie pozbawiły Zmarłego uznania, szacunku u prawosławnych, rozumieją oni bowiem dobrze, że Zmarły nie nienawiścią kierował się w swem życiu lecz miłością: miłością zjednoczenia wszystkich w Kościele Chrystusowym, miłością zaspakajania potrzeb duchownych swych wiernych, miłością opieki nad biedą, bez różnicy wyznania i narodowości.
Biskup Zygmunt Łoziński żył jak święty i umarł jak święty. Naśladujmy Zmarłego!
Najmilsi Bracia, pisząc o zabranych nam świątyniach, uważam, że pożyteczną rzeczą będzie przypomnieć tutaj wyjątek z interpelacji posłów Koła Polskiego, złożonej w Dumie Państwowej Rosyjskiej. Posłowie nasi tak mówili:
„Ani Najwyżej zatwierdzone wnioski, ani postanowienia Panów Generałów-Gubernatorów i Gubernatorów, o których mowa, nie mogły pozbawić katolików przysługujących im praw do świątyń i ziemi, ponieważ
1) świątynie z należącemi do nich ziemiami oddawane były Prawosławnym władzom nie na własność, lecz w zarząd i
2) nie tylko stosownie do obecnie obowiązujących, lecz i do dawniej obowiązujących w Cesarstwie rosyjskiem praw pozbawiać własności jednych i przekazywać je innym nie można było przez Najwyższe Rozkazy lub przez zarządzenia Panów Generałów-Gubernatorów i Gubernatorów. Zgodnie z zasadniczemi prawami państwowemi Cesarstwa Rosyjskiego, t. I cz. I, art. 66 zarówno w wydaniu 1857 r. jak i w wydaniu 1892 r., ogłaszany Najwyższy Ukaz nie może mieć mocy prawa obowiązującego w sprawach pozbawiania życia, czci i majątku. Według zaś art. 699, t. X cz. 1, obowiązującego dawniej i obowiązującego obecnie, prawo własności nabywa się, a zatem przechodzi od jednych do drugich, bądź osób fizycznych, bądź osób prawnych, jedynie sposobem w prawodawstwie wskazanym. Wszystkie te sposoby wyliczone są w uwadze do tego art. 699, t. X cz. I, w liczbie zaś tych sposobów nie wspomniano ani o Najwyższych Rozkazach ani o zarządzeniach Generał-Gubernatorów i Gubernatorów. To samo znajduje się w prawach Królestwa Polskiego. Kodeks Cywilny art. 711-717 — Najwyższe Rozkazy i zarządzenia nie mogły być uznane jako sposób przenoszenia prawa własności z jednych na drugich. Według prawa, art. 934-966 t. X cz. I, Najwyższe Ukazy mogą oddawać na własność osób drugich jedynie państwowe majątki, lecz nie majątki stanowiące własność osób fizycznych lub prawnych“.
Tak mówiło Koło Polskie w Dumie Państwowej Rosyjskiej.
9. Słyszymy i czytamy oświadczenia, że Konkordat nie zna obrządku wschodnio-słowiańskiego czyli bizantyńsko-słowiańskiego, że diecezji tego obrządku niema w Konkordacie.
Gdyby w Konkordacie nie było ani słowa o obrządkach, to czyż z tego możnaby wyprowadzić wniosek, że Stolica Apostolska zgodziła się na zakaz jakiegoś obrządku w państwie, z którem zawiera Konkordat?
Coby mówiący i piszący powyższe słowa powiedzieli, gdyby Stolica Apostolska zawarła np. Konkordat z Rosją i w Konkordacie przekreśliła obrządek łaciński?
Lecz niech się nie lękają, Stolica Apostolska takiego Konkordatu nie zawrze. Ale też niech nie twierdzą, że obrządek wschodnio-słowiański czyli bizantyńsko-słowiański jest przekreślony w naszym Konkordacie.
Art. XVIII Konkordatu mówi o duchownych i wiernych wszelkich obrządków, żadnego nie wyklucza i z istniejących, i z tych, które w przyszłości do nas zawitać mogą.
Obrządek zaatakowany istniał przed zawarciem Konkordatu. Parafij tego obrządku chociażby w naszej diecezji bylo trzy przed zawarciem Konkordatu. Proboszczowie tych parafij otrzymywali przed zawarciem Konkordatu dotacje. Konkordat ten stan zatwierdził. Dotacje według wskazań Aneksu A. Konkordatu są w dalszym ciągu tym proboszczom wypłacane.
Diecezji obrządku wschodnio-słowiańskiego niema u nas, i Stolica Apostolska, najściślej wykonywująca Konkordat, nie utworzy jej bez porozumienia się z Rządem Polskim.
Jedna, nawet dwie diecezje tego obrządku są potrzebne. Znaczna bowiem część naszego kraju jest bez normalnej hierarchji kościelnej obrządku wschodniego. Stan taki nie powinien trwać długo.
Gdy praca unijna rozpoczęła się w b. zaborze rosyjskim, zrozumiałą jest rzeczą, że nie można było myśleć odrazu o tworzeniu diecezji, należało przygotować dla niej grunt. Prace te spełnili Biskupi obrządku łacińskiego. Na tym terenie Polski wierni obrządku wschodniego, pozostający bez pasterza swego obrządku, czują się pokrzywdzeni.
10. Spotykamy się z dowodzeniem, że mianowanie do Polski Wizytatora Apostolskiego w osobie Biskupa obrządku bizantyńsko-słowiańskiego Mikołaja Czarneckiego nie jest bardzo zgodne z Konkordatem.
Cofnijmy się pamięcią kilkanaście lat wstecz. Dnia 22 grudnia 1917 r. miałem zaszczyt wysłać do Rzymu pismo z prośbą, aby Stolica Apostolska zechciała przysłać do Polski swego przedstawiciela. Ś. p. Papież Benedykt XV przychylił się do tej prośby i zamianował w r. 1918 Wizytatora Apostolskiego do Polski w osobie Monsigniora Achillesa Ratti, obecnego Ojca Świętego Piusa XI.
Polska z radością witała Wizytatora odczuwała, że Stolica Apostolska pierwsza uznaje odradzającą się wolność Polski.
Nigdy nie zapomnę pierwszej Konferencji Episkopatu Polski, na której przewodniczył Wizytator Apostolski. Obraz nie zapomniany jednoczącej się Ojczyzny, której błogosławi Namiestnik Chrystusowy przez płomienne, pełne miłości dla Polski usta swego Wizytatora.
Z Wizytatorem Apostolskim po jego przybyciu do Warszawy prawie codziennie się widywałem i dla tego mogłem coraz bardziej być wdzięczny Wizytatorowi za jego troskę o teraźniejszość i przyszłość Polski i za pracę w tym kierunku.
Wizytator Apostolski zostaje Nuncjuszem. I na jednem i drugiem stanowisku pracuje niezmordowanie. Zdobywa sobie serca wszystkich.
Polska nigdy nie zapomni o roku 1920. I zawsze będzie wdzięczną, że w czasie najścia bolszewików Nuncjusz nie opuścił Warszawy, chciał bowiem z Polską dzielić najtrudniejsze dla niej chwile.
Dawny Wizytator i Nuncjusz Apostolski w Polsce zasiada na Stolicy Piotrowej. Zawiera z Polską Konkordat. W Konkordacie w art. XI czytamy.
„Wybór Arcybiskupów i Biskupów należy do Stolicy świętej. Jego Świątobliwość zgadza się zwracać do Prezydenta Rzeczypospolitej przed mianowaniem Arcybiskupów i Biskupów diecezjalnych, Koadjutorów cum iure successionis, oraz Biskupa polowego, aby upewnić się, że Prezydent nie ma do podniesienia przeciwko tym wyborom względów natury politycznej”.
Wizytator Apostolski nie należy do wyżej wymienionych stanowisk, jak również i Biskup Sufragan, których mianuje Ojciec Święty bez porozumienia, według art. XI Konkordatu.
Benedykt XV mianował Wizytatora Apostolskiego na skutek wyżej przytoczonej prośby.
Pius XI mianował Wizytatora Apostolskiego, Biskupa Mikołaja Czarneckiego, na skutek prośby skierowanej dnia 26 kwietnia i 2 lipca 1930 r. do Jego Świątobliwości przez Biskupów zainteresowanych w sprawie unji w obrządku bizantyńsko-słowiańskim.
Artykuł pierwszy Konkordatu mówi: „Państwo zapewnia Kościołowi swobodne wykonywanie Jego władzy duchownej i Jego jurysdykcji kościelnej.
Zainteresowani Biskupi w sprawach unji w obrządku bizantyńsko-słowiańskim, na których spoczywa obowiązek pracy duszpasterskiej wśród wiernych tego obrządku i według instrukcji Stolicy Apostolskiej z 1923 r. i według Konkordatu art. XVIII, przyszli do przekonania, że nie sprostają już obecnie temu zadaniu bez pomocy Biskupa obrządku bizantyńsko-słowiańskiego, oraz przekonali się, że wierni tego obrządku uważają się za pokrzywdzonych, nie widząc wśród siebie Biskupa swego obrządku.
Zainteresowani Biskupi na mocy art. II Konkordatu: „Biskupi, duchowieństwo i wierni będą swobodnie i bezpośrednio znosili się ze Stolicą Świętą”, zwrócili się do Ojca Świętego z prośbą o danie mi pomocnika. Stolica Apostolska przychyliła się do tej prośby i przysłała Wizytora Apostolskiego.
Wszystkie te akty są w największej zgodzie z Konkordatem. Jak również będzie w zgodzie z Konkordatem akt nominacji Biskupa Sufragana lub Biskupów Sufraganów obrządku bizantyńsko-słowiańskiego na prośbę zainteresowanych Biskupów o co mogą poprosić, bo stanowisko bowiem Wizytatora Apostolskiego nie jest stałe lecz przejściowe.
11. Commissio pro Russia, utworzona przez Ojca Świętego Piusa XI jako samodzielna instytucja w r. 1930, wzbudza też u nas przeróżne dyskusje.
Papież Pius XI, gdy spełniał w Polsce urząd Wizytatora i Nuncjusza Apostolskiego, w czasie częstych rozmów ze mną nieraz mówił o Rosji. Już wtedy powstało w umyśle i sercu Jego pragnienie zorganizowania w formie specjalnej Komisji pracy dla Rosji i dla tych, którzy wyszli z Rosji i poza jej granicami przebywają.
Pius XI od pierwszej chwili, gdy zasiadł na Stolicy Piotrowej, nie przestaje pracować dla Rosji i jej mieszkańców rozproszonych po świecie. Organizuje pomoc materjalną dla biednych w Rosji. Wysyła w tym celu do Rosji specjalną delegację. Otacza też opieką materjalną tych, którzy poza swą ojczyzną mieszkają. Z polecenia Ojca Świętego Biskup d’Herbigny tworzy hierarchję kościelną w Rosji. Ojciec Święty pragnie wykupić od bolszewików to, co oni zabierają ze świątyń prawosławnych. Przemyśliwa i urządza pomoc duchowną dla prawosławnych wracających do jedności kościelnej w ich obrządku. Zakłada w Rzymie seminarjum duchowne dla przyszłych kapłanów pracujących dla Rosji. Nawołuje świat cały do modlitwy za Rosję. Niewyczerpany jest w swej akcji pomocy religijnej i materjalnej. Ani na chwilę w tej pracy nie ustaje. Naturalną jest rzeczą, że Ojciec Święty całą tę akcję chciał skoordynować, skupić, w jednej instytucji, czego wynikiem było wprowadzenie w życie tego, o czem już myślał, będąc w Polsce, t. j. ustanowienie Komisji, która nazywa się Commissio pro Russia. Działalność tej komisji rozciąga się nietylko na Rosję, lecz i na całą kulę ziemską tam, gdzie pomoc tej Komisji jest potrzebna.
U nas mówią: Myśmy przecież nie Rosja, lecz Polska.
Tak, myśmy nie Rosja, lecz i świat cały nie jest Rosją, a Commissio pro Russia działa na całym prawie świecie.
Przekonajmy Ojca Świętego, że pomoc Komisji pro Russia w Polsce nie jest potrzebna, to Komisja ta u nas nie będzie działać. Przekonać o tem łatwo, jeżeli rezolucja uchwalona w Sejmie i w Senacie przy omawianiu ustawy o składkach kościelnych będzie wprowadzona w życie, mianowicie, gdy rozpoczną się rozmowy z Watykanem o obrządku bizantyńsko-słowiańskim w Polsce i gdy wyniki tych rozmów, zaakceptowane przez obydwie umawiające się strony, zostaną wprowadzone w życie.

IV.

Najmilsi, omówiwszy trudności podnoszone u nas co do pracy na polu jedności kościelnej w obrządku bizantyńsko-słowiańskim, muszę podkreślić, że chociaż piśmiennictwo zagraniczne zdaje sobie bardzo dobrze sprawę z tych trudności, jednak zagranica widzi rezultaty naszych wysiłków. W ostatnim numerze czasopisma L’unité de l’Eglise (str. 606 Nr. 52) czytamy: „W praktyce unja kościołów rozwija się jedynie w Polsce” (Pratiquement, l’Union des Eglises se développe uniquement en Pologne).
Najmilsi Kapłani, po Bogu pocieszające to zaświadczenie zawdzięcza się Wam, Waszej pracy, Waszej ofiarności, Waszemu duchowi zaparcia się. Bóg Wam zapłać za to.
Gdyby oponenci pracy unijnej przyjmowali udział w naszych konferencjach dekanalnych, podczas których kapłani jednego i drugiego obrządku, ożywieni umiłowaniem pracy Bożej, wspólnie radzą nad potrzebami swych wiernych; gdyby przyjmowali udział w naszych rekolekcjach, podczas których kapłani jednego i drugiego obrządku wspólnie słuchają konferencji, wspólnie trwają na rozmyślaniu, to razem z nami doświadczyliby tych pociech i radości, jakich my doświadczamy i wiedzieliby, że to, co do niedawna wydawało się niemożliwem, stało się rzeczywistością pod działaniem Ducha Świętego, Ducha miłości.
A teraz, Najmilsi dwa pytania:
Co Was i mnie czeka na świecie za tę pracę?
Na to pytanie odpowiada nam Jezus Chrystus, gdy mówi: „Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali, i was prześladować będą“. (Jan. X. 20).
Co Was i mnie czeka poza grobem za tę pracę?
Na to pytanie również odpowiada nam Jezus Chrystus, gdy mówi: „Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć będą, i prześladować was będą, i mówić wszystko złe przeciwko wam, kłamiąc dla mnie. Radujcie się i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech”. (Mat. V. 11 — 12).
Kochamy Chrystusa, a w Nim wszystkich ludzi. Poszliśmy za Chrystusem. A kto za Nim idzie, ten bierze krzyż swój na każdy dzień i naśladuje Zbawiciela.
Dźwigajmy krzyż, a gdy którego dnia nie spotka nas ból, cierpienie, chociażby najmniejszy krzyżyk, patrząc na wizerunek Chrystusa Pana Ukrzyżowanego, mówmy:
Panie Jezu, czy zapomniałeś o mnie?

Dan w Siedlcach, dnia 15 kwietnia 1932 roku.
HENRYK, biskup.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Przeździecki.