Nad grobem Kościuszki/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Bełza
Tytuł Nad grobem Kościuszki
Data wyd. 1917
Druk Tłocznia „Polaka-Katolika“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

Wielką pamiątkową rocznicę obchodzi w tej chwili cała Polska.
Sto lat temu na wolnej ziemi Szwajcarów, umarł syt lat i chwały niezapomniany obrońca wolności na dwóch półkulach, Tadeusz Kościuszko.
Złamany niepowodzeniami, zgorzkniały do świata widokiem tego, co się dokonało właśnie na kongresie wiedeńskim, gdzie wielcy i mocni siłą materyalną, ale mali i ubodzy duchem, z lekkiem sercem krajali ziemie Europy, niby krawcy postawy sukna, przybył do Solury, uroczego górskiego zakątka u podnóża jurajskiego, i tu w dniu 15 Października 1817 roku, w domu przyjaciela swojego Zeltnera pożegnał na zawsze ten świat.
Kiedy zachodziły mgłą jego oczy, ojczyzna jego, której oddał nigdy niezapomniane i niczem niezaćmione usługi, powstała z grobu.
Powstała, ale niby widmo przeszłości.
Bo nie w majestacie pogrzebionej całości swojej, ale w części, nie niepodległa, ale przykuta do rydwana carskiej Rosji, nie połączona z siostrzaną Litwą, którą w dniach szczęścia i wolności obdarowała swoją cywilizacyą, otrzymawszy od niej w zamian w chwilach smutku i niewoli, nawiększego swojego wieszcza i pocieszyciela Mickiewicza, ale rozdzielona od niej słupami granicznymi, bez Gniezna i Poznania, gdzie stoi jej odwieczna kolebka, bez Krakowa, gdzie śpią snem nieprzespanym piastuny jej przesławnej potęgi, bez źródeł królowej rzek swoich Wisły, bez jej ujść do Baltyku, o który oparta ramieniem jednem niosła światu odgłosy swojej chwały.
Więc przybył do Solury, by w niej reszty dni swoich dokończyć, złamany niewodzeniami i do świata zgorzkniały, pełen przecież wiary w ideały wolności, którym się w służby oddał, i w to, że prędzej później odrodzić ona musi strupieszały ten świat, i przyspieszając tryumf sprewiedliwości[1], odwali kamień grobu, gdzie pochowano niepodległość i jedność jego kraju, za który na polu walki bohaterskiej przelewał swoją krew.
Ale aby w to wierzyć i żywić co więcej nadzieję, że nastąpić to niezawodnie musi, na to potrzeba było takiego jak on ducha.
Gdyż z wyjątkiem ziemi, która na przyjęcie jego gościnnie właśnie otworzyła swoje podwoje, dokoła niego było w on czas smutno i mroczno.
Powalona na ziemię Francya, w rękach Burbona, który nieczego[2] nie zapomniał i niczego się nie nauczył, likwidowała rewolucyjną swoją przeszłość, rozkawałkowane Włochy jęczały pod jarzmem cudzoziemców i małodusznych domowych tyranów, wyczerpana długoletnią walką z Napoleonem Anglia, szczęśliwa swojem wyspiarskiem położeniem, zamykała się w swoim ciasnym egoizmie, a na wschodzie i w środku Europy, trzej ukoronowani samowładcy brali się właśnie za ręce, by w sercach podległych ich władztwu ludów, tłumić szlachetne porywy, unoszące je z nędz tej ziemi ku świetlanym wyżynom.
Ale Kościuszkę ożywiał właśnie taki duch.
Bo wybrany przaz[3] Opatrzność z pomiędzy wszystkich, był on wyższym nad wszystkich.
Kiedy ujarzmiona przepotężną dłonią Anglii Ameryka porwała się do broni, by skruszyć swoje kajdany, wbrew nadziei wszelkiej poniósł jej życie swoje w ofierze i przyczynił się do jej wyswobodzenia, kiedy hordy barbarzyńskie zwycięzkiej Moskwy powaliły Polskę o ziemię, płomień powstania rozniecił w całym kraju, i pierwszy z Polaków powoławszy lud pod broń, gdy król własny i szeregi nędzników możnowładnych uchylili głowy przed obcymi, ocalił cześć Polski, kiedy po jej rozbiorze idące z Zachodu i Wschodu nawoływania o poparcie, pod chorągwie Napoleona i Aleksandra I-go, ściągały dzieląc na dwa obozy jego rodaków, nie poszedł na lep nawoływań ani jednego z nich ani drugiego, gdyż serce i głowa mówiły mu wyraźnie, że każdy z nich Polskę za narzędzie jedynie zamiarów swoich poczytywał.
Zamknął się więc w swojem wspaniałem odosobnieniu i na łonie wolnością żyjącego małego narodu, czekał odrodzenia wolności.
Wolności świata i wolności ojczystego kraju.
I z tem oczekiwaniem poszedł do grobu.
Gdyż mgieł ciemności nie przebijały nigdzie, gdy umierał, promienie światła, gdyż nigdzie wtenczas i długo potem nie świtała jutrzenka wyzwolenia, nigdzie, jak wielki poeta się wyraził:

„nie weszło słońce nad świętych mogiłą“ —

ale za to i wtenczas i długo po odejściu jego z tej łez doliny

„coraz podlej na tej ziemi było“.

Ale walczący tak jak on, z wiarą i nadzieją o wolność nie walczą nadaremnie.

Ziarna, które sieją choć nie wschodzą rychło, przepaść w ziemi nie mogą.
Lubo więc sami padną, budzą mścicieli swoich kości.
Po rewolucyi 1831 roku, porusza się konwulsyjnie Wielka Polska i stara ziemia przesławnego Krakowa, rok 1863 dreszczem przerażenia przejmuje carat wszechwładny.
A potem, potem... przychodzi, męki pierwszych Chrześcijan przypominający ucisk torturowanych Unitów na Podlasiu, więzenia[4] zapełniają się tysiącami bohaterskiej młodzieży naszej, urągającej w ukochaniu wolności przemocy tyranów, w śniegach Sybiru martwieją ciała cichych męczenników, co już nie z bagnetami w ręku szli śmiało przeciwko bagnetowi, ale podkopując cichych spiskowców pracą mrówczą gmach despotyzmu azyatyckiego, nagą pierś nadstawiali na jego ciosy.
Kto to wszystko sprawił, czyja to przed wszystkimi zasługa, że rozćwiartowany kraj, skuty łańcuchem kajdan, jakim nigdy przedtem i potem żaden naród nie był skuty, nie strawił się i nie zgnił w niewoli, ale powalony raz o ziemię, dźwigał się bezzwłocznie niemal, i wyzywał do nierównej walki tych, którzy dokonali jego rozbioru, mniemając, że wykreśliwszy go z kart świata skazali go na nieuchronną śmierć!?
Nie kto inny, tylko on. Gdyby go nie było, złożona do grobu bez oporu Polska strawiłaby się powoli, pozbawiona szczytnego i wzruszającego wszystkie serca wzoru, dostosowałaby się do organizmów państwowych, które ją pochłonęły, i doczekawszy się wielkiej dzisiejszej wszechświatowej wojny, niosącej tym tylko co żyją, odrodzenie i wschód, — pozbawiona wolnościowych wspomnień z czasów gdy ją krajano na sztuki i wolności pozbawiano, nie miałaby do wypowiedzenia światu, w ohydnej martwoty letargu żadnych podnioślejszych pragnień, prócz tych chyba ciasnych i poziomych, któreby jej ukołysanej w nieprzerywanej żadnym oporem zbrojnym niewoli, zapewniały byt sytych i odzianych niewolników.
Więc za to, że w chwili, gdy walił się sławny swoją przeszłością, ale chwiejący się, bo podkopywany przez obcych, gmach Polski, ofiarą krwi własnej postanowił go uratować, —
Że gdy szeregi lękliwych i małodusznych zwątpiły w jej niepodległość, nie zwątpił w nią ani na chwilę i ocalił honor swego kraju, —
Że gdy jak o bojownikach swobody wielki twórca Ody do Młodości się wyraził:

„choć padł wśród zawodu“,

powołując następców swoich przykładem swoim do broni,

„dał innym szczebel do sławy grodu“, —

by go naśladując nie przedawniali świętych praw naszych do niepodległości, póki jak dziś nie zaświta nam pogodniejsze słońce, z należnem uszanowaniem, i wdzięcznością, w rzewnem rozpamiętywaniu nieśmiertelnych jego zasług, — uczcijmy jednego z największych i najszlachetniejszych zmartwychwstającej dziś Polski synów.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – sprawiedliwości.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – niczego.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przez.
  4. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – więzienia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Bełza.