Mały fanfaron

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Helena M.
Tytuł Mały fanfaron
Podtytuł Komedyjka w dwóch odsłonach
Pochodzenie Anioł kopalni węgla
Wydawca Redakcya „Przyjaciela Dzieci“
Data wyd. 1903
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MAŁY FANFARON.
KOMEDYJKA W DWÓCH ODSŁONACH
przez
HELENĘ M.




OSOBY:
PANI SOLIŃSKA.
ADOLF, siostrzeniec pani Solińskiej, lat 13.
LUDWIK, synowiec pani Solińskiej, lat 18.
HENRYŚ, lat 5 dzieci pani Solińskiej.
MANIA, lat 7
ZOSIA, lat 8
HELENKA, lat 12


Scena przedstawia pokój dziecinnny do nauki. Nawprost sceny okno, pod którem stoi sofa, na środku stół, wokoło krzesła, przy ścianie szafa z książkami, po lewej stronie drzwi.
Rzecz dzieje się na wsi, w domu pani Solińskiej.

ODSŁONA I.
SCENA I.
Helenka, Zosia, później Henryś i Mania.
HELENKA

Dziś Adolf ma przyjechać. Jakżeż bym go chciała zobaczyć! Wszakże to już dwa lata, kiedy widzieliśmy go po raz ostatni!

ZOSIA

Tak, zapewne, że to bardzo dawno, to też ja niemniej rada jestem go widzieć, jak ty, Helenko! Jaki wujaszek dobry, że pozwala mu przyjechać na całe wakacye.

HELENKA
Wiesz, Zosiu? codzień wynajdywać będziemy nowe zabawy, aby mu pobyt u nas uprzyjemnić.
ZOSIA

Jakżeż długo go nie widać!

(Wbiega Henryś z Manią, krzycząc z daleka).
HENRYŚ, MANIA (razem)

Adolf przyjechał, Adolf przyjechał!

HELENKA, ZOSIA (razem)

O, jak to dobrze!

(Biegną do drzwi, lecz w progu wpadają na Adolfa).




SCENA II.
Helenka, Zosia, pani Solińska, Adolf.
HELENKA, ZOSIA
(witając go, razem mówią)
Jak się masz, Adolfku! z niecierpliwością oczekiwałyśmy cię!
HELENKA

A w jakim ładnym mundurze już chodzi!

ZOSIA

Tak urosłeś, iżbym cię nigdy nie poznała!

ADOLF

Przecież już jestem uczniem drugiej klasy! Wyszedłem z pierwszej z nagrodą.

PANI SOLIŃSKA

Będziecie jeszcze mieli dosyć czasu na opowiadania, teraz zaś lepiej chodź na śniadanie, Adolfku, zapewne głodny jesteś, a i Helcia i Zosia zapewne niem nie pogardzą.

ZOSIA (wesoło)

O, nie, proszę mamy, z samej radości już nam się jeść odechciało!

(Wybiega w podskokach, wszyscy wychodzą).




SCENA III.
Adolf, później Zosia.
ADOLF (sam)

Jakież te dzieci nieznośne; jak to dobrze, że już z tych lat wyszedłem. Chciały, abym się bawił z niemi!.. Czyż mundur nic nie znaczy? Czy nie dodaje powagi i nie czyni o parę lat starszym? Co prawda, serce rwie się do zabawy (patrzy w okno). Jak one też na podwórzu bawią się wesoło! Żal mi trochę! Eh! co tam! położę się spać! (kładzie się na sofę).

ZOSIA (wpada zadyszana)

Adolfku, Adolfku! — Śpi? — (nachyla się) Obudzić go, czy nie? Żeby też zasnąć, kiedy my tak doskonale się bawimy! Nie — nie obudzę go, możeby się mama gniewała, że mu nie dam wypocząć po podróży (wybiega).

ADOLF
O mały włos się nie rozśmiałem. Tom ją zwiódł doskonale! Jakoś jednak nudno mi trochę będzie. Nie mam tutaj kolegów, nie jestem zwolennikiem czytania książek. Niema rady, trzeba się chyba bawić z temi dziećmi. Zato starać się będę wykazać, co umiem i czego się nauczyłem, to mi doda powagi. Wprawdzie nieznośni gderacze ciągle mi trajkoczą nad uszami, że nic nie umiem i nie mam chęci do nauki! (ogląda się ze strachem). Dobrze, że mnie nikt nie usłyszał... może to troszkę prawda, ale te dzieciaki nie poznają się na tem.




SCENA IV.
Wbiega Zosia, Helenka, za niemi Henryś i Mania.
HELENKA

Zobaczywszy przez okno, że wstałeś, przyszliśmy zabawić się z tobą.

ADOLF

Co prawda, nieprzyzwyczajony jestem bawić się z takiemi dziećmi, lecz zrobię dla was to poświęcenie.

ZOSIA

Proszę! z dziećmi! Przecież ja już wyrosłam z lat dziecinnych, już umiem dobrze czytać po polsku, po francusku, a nawet po niemiecku!

HELENKA (do Adolfa)

Ja też do dzieci już się nie zaliczam, o rok tylko jestem młodszą od ciebie, a chłopiec zawsze dłużej dzieckiem zostaje. Słyszałam, jak mówiła o tem jedna pani.

ADOLF

A mundur, to mi nic powagi nie dodaje? Dla ucznia, trzeba wam wiedzieć, każdy jest z uszanowaniem, sam nawet profesor pierwszy się kłania!

HELENKA
Co? profesor uczniowi pierwszy się kłania? Nie, to nie może być!
ADOLF

Eh! ty, Helenko, zawsze za słówka łapiesz. Powiadasz, żeś nie dziecko, a nawet zażartować z ciebie nie można, bo wszystko bierzesz za prawdę.

ZOSIA

Nudzicie, lepiej zaczynajmy zabawę!

ADOLF

Tylko proszę wybrać jaką nie dziecinną, bo ja (z naciskiem) będę w niej uczestniczył.

HELENKA

Sam wybierz.

ADOLF

Bawmy się więc w pocztę. Lecz każdy niech sobie obierze największe miasto jakiego kraju. (Na stronie) Dopieroż to się pocić będą nad wybieraniem nazw. Oj, będzie to dopiero uciecha!

DZIECI (wszystkie razem)
Dobrze, dobrze, bawmy się więc w pocztę!
ADOLF

Wybierajcie zatem miasta. Ja biorę Warszawę!

HELENKA

Ja Paryż, Zosia Rzym, Henryś Berlin, Mania niech będzie Warszawą; ty zaś, Adolfku, może obierzesz sobie inne miasto, bo Mania Warszawę łatwiej spamięta. Obierz sobie stolicę Persyi.

ADOLF

Helenko, zastanów się, co mówisz! Czyż Persya ma miasto stołeczne? Jak tu się z wami bawić, kiedy na każdym kroku trzeba błędy wasze poprawiać!

HELENKA

A Teheran w jakimż kraju jest miastem głównem? Czy nie w Persyi?

ADOLF (zmieszany)
Tak, w Persyi, ja też tylko żartowałem. Takiej rzeczy bym nie wiedział?
HELENKA

Spodziewam się.

ZOSIA

Kiedyż rozpoczniemy zabawę?

ADOLF

Poczta, to strasznie dziecinna zabawa. Zresztą odpocznę sobie jeszcze trochę.

(Wszyscy siadają, Henryś sadowi się przy oknie, przez które wygląda. Nagle obraca się, wołając:)
HENRYŚ

Patrzcie, jak to obłoki z ziemi wychodzą!

ZOSIA

Z ziemi? czyż to być może? Mój Adolfku, wytłómacz to nam!

ADOLF (zarozumiale)
Trzeba ci wiedzieć, moja Zosiu, iż fakt ten jeszcze niezbadany.
HELENKA

A ja się uczyłam, iż to jest tylko złudzenie z powodu wypukłości ziemi. Gdyby była płaską, nie okrągłą, toby tego złudzenia nie było.

ADOLF (z gniewem)

Moja Helenko, czyż dzieciom mówi się wszystko? Nie o takich my się rzeczach uczymy, a jednak się z tem nie przechwalam!

HELENKA

Przecież nic niema złego w tem, żem ją objaśniła!

ADOLF (z zarozumieniem)

Kto wiele umie, ten mało mówi; tak, jak ja!

(Słychać dzwonienie za sceną.)
DZIECI (razem, prócz Adolfa.)

A, zwołują na kolacyę! Chodźmy prędzej!

(Wychodzą, zasłona spada).




ODSŁONA II.
SCENA I.
ADOLF (sam)
Wszystko się na mnie uwzięło. Wczoraj Helenka na każdym kroku mnie łapała, dziś znów ciocia powiedziała, bym przez czas wakacyi miewał lekcye z Helenką i Zosią. Miałem je zawstydzać swoim rozumem, tymczasem co chwila drżę ze strachu, by mnie znów na czem nie złapały. Oj, źle! Gdyby tylko ta nauka nie była tak trudną i tak nudną!




SCENA II.
Adolf, pani Solińska.
PANI SOLIŃSKA

Przychodzę do ciebie z nowiną, mój Adolfku. Oto dziś ma przyjechać przyjaciel mej rodziny, miły, uczony staruszek; z jego więc pomocą wyegzaminujesz moje dziewczynki.

ADOLF (zakłopotany)

Dobrze, ale...

PANI SOLIŃSKA

Czyś niezadowolony z profesorstwa? Przecież wczoraj tak ubolewałeś, iż ci się nudzi, że pomimo wakacyi pragnąłbyś uczyć swoje kuzynki, gdyby tylko na to przystały.

ADOLF (na stronie)

Co mnie skusiło, ażeby to powiedzieć. O, ja nieszczęśliwy! (głośno) Eh! nie, proszę cioci, ale może one nie bardzo chętnie przyjmą mnie za nauczyciela?

PANI SOLIŃSKA

O, przeciwnie, są bardzo rade nawet, bo już i im sprzykrzyły się wakacye, (patrzy przez okno). Otóż jedzie i pan Tumicki, o którym ci wspomniałam! (wychodzi).





SCENA III.
Adolf, później Zosia.
ADOLF

A tom sobie klina wbił w głowę! Poco było udawać jakiegoś zawziętego pedagoga, co i chwili bez uczenia drugich nie może pozostać! Ale stało się! trzeba dalej już prowadzić swą rolę. Może uda mi się jakim cudem wybrnąć z tego labiryntu, tylko że to ze starszymi trudniejsza sprawa. A tom sobie piwa nawarzył!..

(Z niecierpliwością chwyta się za głowę, wbiega Zosia.)
ZOSIA

Adolfku, co robisz? włosy wszystkie sobie powyrywasz!

ADOLF (z gniewem)
Zawsze musisz dowcipkować.
ZOSIA (zasmucona)

Wierzaj mi, że naprawdę przelękłam się o twoją czuprynę, tak ją mocno targałeś.

ADOLF (gniewnie)

To jest uczniowski sposób czesania włosów, gdy niema pod ręką grzebienia.

ZOSIA

To jakiś dziwny sposób! Używając go często, można szybko zostać łysym.

ADOLF

To już nie twoja rzecz, niech cię to tak bardzo nie obchodzi!






SCENA IV.
Ciż, pani Solińska, pan Tumicki, Helenka.
(Pan Tumicki w siwej peruce, takaż broda, zgarbiony).
PANI SOLIŃSKA
(zwracając się do pana Tumickiego)

Oto przedstawiam panu siostrzeńca mego Adolfa, który z nagrodą wyszedł z pierwszej klasy.

PAN TUMICKI (drżącym głosem)

Z nagrodą? Bardzo chwalebnie, młodzieńcze! A w jakiem to mieście kawaler uczęszcza do szkół?

HELENKA

W Piotrkowie.

PAN TUMICKI

Chyba panna Helena się myli. Byłem tam na popisie, a żaden uczeń z tem nazwiskiem nie otrzymał nagrody. Choć stare lata mam, pamięć jednak wiernie mi służy.

ADOLF (zmieszany)

To jest... nagrody nie mam, ale... (na stronie). Stoję, jak na rozpalonych węglach, upiekę się ze wstydu.

ZOSIA

Zapewne list pochwalny nazywasz nagrodą?

PAN TUMICKI

Listów pochwalnych tam nie dają.

ADOLF (gniewnie, prędko)

Ponieważ jestem rok pierwszy w klasach, myślałem, że promocya nazywa się nagrodą.

PAN TUMICKI
Jak to znać zaraz nowicyusza. Lecz promocya jest pewna?
ADOLF (nieśmiało)

Je...est.

PAN TUMICKI

Od wakacyi i ja też myślę umieścić synowca swego w Piotrkowie, będziecie zatem kolegami, bo i on też idzie do drugiej klasy.

ADOLF (z przerażeniem na stronie)

Och, wszystko się wtedy wyda!

PANI SOLIŃSKA

Co mówisz Adolfku?

ADOLF (coraz więcej zakłopotany)

Nic, proszę Cioci... to jest, mówię, że miło mi będzie kolegować z synowcem tego pana. (Na stronie.) Tak miło, iż na samo wspomnienie dreszcze mnie przechodzą.






SCENA V.
Ciż, Henryś (wbiega).
HENRYŚ

Proszę Mamy, obiad już na stole.

PAN TUMICKI (do Adolfa)

Po obiedzie swoim zwyczajem zabieram dzieci do egzaminu, wybacz więc, kawalerze, gdy stary maruda i ciebie kiedy-niekiedy o cośkolwiek zapyta — a i ty zapewne rad będziesz popisać się przed kuzynkami...

PANI SOLIŃSKA

Teraz proszę do stołu.

ADOLF

Ja się zostanę, proszę cioci. Nie chce mi się jeść, głowa mnie boli. (Na stronie) Niema już chyba innej rady, jak udać, chorego. Ten egzamin stanął mi kością w gardle!

HELENKA
Może ci zgotować bzowych ziółek?
ADOLF

Bardzo ci dziękuję, i tak mi ciepło, bardzo ciepło...

PAN TUMICKI

Jako lekarz, najlepiej zbadam chorego.

ADOLF (ze strachem)

Nie, nie, dziękuję panu bardzo! (Na stronie) Nie ma innej rady, wyznam już wszystko cioci, bo coraz więcej brnąć zaczynam.

PANI SOLIŃSKA

Adolfku, jeśli pan doktor jest tak łaskaw, że chce ci poradzić, dlaczegóż odmawiasz?

ADOLF (zgnębiony)

Ciocia jedna tylko może mi ulżyć!

PANI SOLIŃSKA
Ja?
ADOLF

Tak, droga ciociu! Wyznam prawdę, lecz niech wszyscy odejdą.

(Wszyscy usuwają się na bok sceny, Adolf i pani Solińska stają na samym przodzie sceny).
PANI SOLIŃSKA

No cóż ci jest, Adolfku?

ADOLF (zawstydzony na stronie)

Ach, jak trudno przyznać się! (głośno) Mnie nic nie jest, tylko...

PANI SOLIŃSKA

Tylko co?

ADOLF (jąkając się)

Tylko — tylko... widzi ciocia, ja udałem chorobę...

PANI SOLIŃSKA
A to dlaczego?
ADOLF

Ach, Boże, jak tu powiedzieć?..

PANI SOLIŃSKA

Mów śmiało, czyś zbroił co?

ADOLF

Zbroiłem, bardzo zbroiłem; okłamywałem wszystkich, że byłem tak dobrym uczniem, a ja nawet promocyi nie dostałem. Na każdym kroku rumienić się muszę; chciałem zasłonić się udawaniem, ale i to nie pomogło!

PANI SOLIŃSKA

Widzisz, Adolfku, jak jedno złe pociąga za sobą drugie!

ADOLF (całując ją w rękę)

Ciociu droga, przyrzekam najsolenniej poprawę, lecz radź, co czynić, by wobec zupełnie obcego człowieka nie zostać próżniakiem i fanfaronem!

PANI SOLIŃSKA (całując go w czoło)

Pamiętaj się poprawić, a o pana Tumickiego nie kłopocz się wcale; rzecz ta zostanie między nami. (Zwracając się do pana Tumickiego) No, Kaziu...

ADOLF (zdziwiony)

Kazio?

(Pan Tumicki zrzuca brodę, perukę i prostuje się).
ADOLF (coraz więcej zdziwiony)

Co? Kazio Soliński?

KAZIO

Tak, ja także przyjechałem na wakacye do stryjenki, chcąc się pochwalić patentem. Na samym wstępie zmuszony byłem przedstawić się jako starzec.

PANI SOLIŃSKA

Ja to ci wypłatałam takiego figla, chcąc ci pokazać, jak smutnem jest życie nieuków i fanfaronów. Teraz, gdy już poznałeś swą winę, dałeś słowo poprawy; wierzę ci, że go dotrzymasz.

ADOLF (z uczuciem)

O, może ciocia być przekonaną, iż ta nauka do końca życia nie wyjdzie mi z pamięci! (całuje ją w rękę).

HELENKA

Wiesz, Adolfku, że my wszyscy należeliśmy do spisku?

ZOSIA

A jak mi żal było, gdyś sobie rwał włosy z głowy; o mało już wtedy nie zdradziłam tajemnicy; lecz przypomniałam sobie, że mama zakazała mówić, gdyż było to dla twego dobra.

PANI SOLIŃSKA

Nie mówmy już o tem, chodźmy lepiej na obiad, bo i tak zupa zapewne już wystygła.

(Wszyscy wychodzą).
KONIEC



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Anonimowy.