Kto kiedy miał słuszniejszą przyczynę płakania?
Razem mię szczęście[1] mego wszystkiego kochania
Zbawiło,[2] duszę tylko przy mnie zostawiwszy,
Iżbych, upad swój czując, tem był nieszczęśliwszy.
Snadźby lepiej, by jeno nie czuć żalu swego,
Twardą skałą gdzie stanąć śrzód morza hucznego,
O którąby się wiecznie morskie rozbijały
Flagi i nieokrotne[3] wiatry uderzały.
Równej[4] podobno rozum radzić może szkodzie;
Ale, jaka jest moja, nie zdoła przygodzie.
Dziatkiż mię cieszyć mają? czy żona cnotliwa?
I dziateczki Bóg pobrał, i matka nieżywa.
Wieczny Boże, słusznie mię karzesz za me złości;
Jednak nie tylko patrzaj na moje krewkości,
Lecz i miłosierdzie swe chciej mieć na baczeniu,
Łaską swoją mię twierdząc[5] w mojem utrapieniu.