Dziady część III/Ustęp/Oleszkiewicz

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Dziady część III
Redaktor Józef Kallenbach
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1920
Druk Druk. L. Anczyca i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
dzień przed powodzią petersburską 1824.[1]
OLESZKIEWICZ

Gdy się najtęższym mrozem niebo żarzy,
Nagle zsiniało, plamami czernieje,
Podobne zmarzłej nieboszczyka twarzy,
Która się w izbie przed piecem rozgrzeje,
       5 Ale nabrawszy ciepła, a nic życia,
Zamiast oddechu zionie parą gnicia.[2]
Wiatr zawiał ciepły. — Owe słupy dymów,
Ów gmach powietrzny jak miasto olbrzymów,
Niknąc pod niebem jak czarów widziadło,[3]
       10 Runęło w gruzy i na ziemię spadło:
I dym rzekami po ulicach płynął,
Zmieszany z parą ciepłą i wilgotną.[4]
Śnieg zaczął topnieć, i nim wieczór minął,
Oblewał bruki rzeką Stygu błotną.[5]
       15 Sanki uciekły, kocze i landary
Zerwano z płozów; grzmią po bruku koła;[6]
Lecz pośród mroku i dymu i pary
Oko pojazdów rozróżnić nie zdoła;

Widać je tylko po latarek błyskach,
       20 Jako płomyki błędne na bagniskach.

Szli owi młodzi podróżni nad brzegiem
Ogromnéj Newy. Lubią iść o zmroku,
Bo czynowników unikną widoku
I w pustém miejscu nie zejdą się z szpiegiem.
       25 Szli obcym z sobą gadając językiem;
Czasem pieśń jakąś obcą zcicha nócą,
Czasami staną i oczy obrócą,[7]
Czy kto nie słucha? Nie zeszli się z nikim.
Nócąc, błądzili nad Newy korytem,[8]
       30 Które się ciągnie jak alpejska ściana,
Aż się wstrzymali, gdzie między granitem
Ku rzece droga spada wyrąbana.
Stamtąd, na dole, ujrzeli zdaleka
Nad brzegiem wody z latarką człowieka.
       35 Nie szpieg: bo tylko śledził czegoś w wodzie;
Ani przewoźnik: któż pływa po lodzie?
Nic jest rybakiem, bo nic nie miał w ręku
Oprócz latarki i papierów pęku.
Podeszli bliżej; on nie zwrócił oka,
       40 Wyciąga powróz, który w wodę zwisał,[9]
Wyciągnął, węzły zliczył i zapisał;
Zdawał się mierzyć, jak woda głęboka.
Odblask latarki, odbity od lodu,
Oblewa jego księgi tajemnicze[10]
       45 I pochylone nad świecą oblicze

Żółte, jak obłok nad słońcem zachodu;[11]
Oblicze piękne, szlachetne, surowe.
Okiem tak pilnie w swojej księdze czytał,
Że słysząc obcych kroki i rozmowę
       50 Tuż ponad sobą, kto są, nie zapytał;
I tylko z ręki lekkiego skinienia
Widać, że prosi, wymaga milczenia.
Coś tak dziwnego było w ręki ruchu,
Że choć podróżni tuż nad nim stanęli,
       55 Patrząc i szepcąc i śmiejąc się w duchu,

Umilkli wszyscy, przerwać mu nie śmieli.[12]
Jeden w twarz spojrzał i poznał i krzyknął:[13]
»To on!« I któż on? — Polak, jest malarzem,
Lecz go właściwiej nazywać guślarzem;
       60 Bo dawno od farb i pędzla odwyknął,
Bibliją tylko i kabałę bada,
I mówią nawet, że z duchami gada.

Malarz tymczasem wstał, pisma swe złożył
I rzekł, jak gdyby rozmawiając z sobą:
       65 Kto jutra dożył, wielkich cudów dożył,
Będzie to drugą, nie ostatnią próbą;

Pan wstrząśnie — szczeble assurskiego tronu,[14]
Pan wstrząśnie grunty miasta Babilonu;
Lecz trzecią widziéć, Panie! nie daj czasu!
       70 Rzekł i podróżnych zostawił u wody,
A sam z latarką zwolna szedł przez schody,
I zniknął wkrótce za parkan terasu.
Nikt nie zrozumiał, co ta mowa znaczy.
Jedni zdumieni, drudzy rozśmieszeni,
       75 Wszyscy krzyknęli: nasz guślarz dziwaczy![15]
I chwilę jeszcze stojąc pośród cieni,
Widząc noc późną, chłodną i burzliwą,
Każdy do domu powracał co żywo.[16]

 Jeden nie wrócił, lecz na schody skoczył
       80 I biegł terasem. Nie widział człowieka,[17]
Tylko latarkę jego zdala zoczył,[18]
Jak błędna gwiazda świeciła zdaleka.
Chociaż w malarza nie zajrzał oblicze,[19]
Choć nie dosłyszał, co o nim mówili,
       85 Ale dźwięk głosu, słowa tajemnicze[20]
Tak nim wstrząsnęły! Przypomniał po chwili,
Że głos ten słyszał i biegł, co miał mocy,
Nieznaną drogą, śród słoty, śród nocy.
Latarka prędko niesiona mignęła,
       90 Coraz mniejszała, zakryta mgły mrokiem
Zdała się gasnąć; wtem nagle stanęła
W pośrodku pustek na placu szerokim.
Podróżny kroki podwoił, dobiega.
Na placu leżał wielki stos kamieni,
       95 Na jednym głazie malarza spostrzega:

Stał nieruchomy pośród nocnych cieni;
Głowa odkryta, odsłonione barki,[21]
A prawa ręka wzniesiona do góry,
I widać było z kierunku latarki,[22]
       100 Że patrzył w dworca cesarskiego mury.
I w murach jedno okno w samym rogu
Błyszczało światłem: to światło on badał,
Szeptał ku niebu, jak modląc się Bogu,
Potém głos podniósł i sam z sobą gadał:
       105 »Ty nie śpisz, carze! Noc już wkoło głucha,
Śpią już dworzanie, a ty nie śpisz, carze?
Jeszcze, Bóg łaskaw posłał na cię ducha,[23]
On cię w przeczuciach ostrzega o karze.
Lecz car chce zasnąć, gwałtem oczy zmruża,
       110 Zaśnie głęboko. Dawniéj, ileż razy[24]
Był ostrzegany od anioła stróża,
Mocniéj, dobitniéj, sennemi obrazy.
On tak zły nie był, dawniéj był człowiekiem,
Powoli wreszcie zszedł aż na tyrana;[25][26]
       115 Anioły pańskie uszły, a on z wiekiem
Coraz to głębiéj wpadał w moc szatana.
Ostatnią radę, to przeczucie ciche
Wybije z głowy jak marzenie liche;
Nazajutrz w dumę wzbiją go pochlebce[27]
       120 Wyżéj i wyżéj, aż go szatan zdepce...
Ci w niskich domkach nikczemni poddani
Naprzód za niego będą ukarani.
Bo piorun, w martwe gdy bije żywioły,

Zaczyna z wierzchu, od góry i wieży:
       125 Lecz między ludźmi, naprzód bije w doły
I najmniéj winnych najpierwéj uderzy...
Usnęli w pjaństwie, w swarach łub w rozkoszy;[28]
Zbudzą się jutro — biedne czaszki trupie!
Spijcie spokojnie, jak zwierzęta głupie,
       130 Nim was gniew pański jak myśliwiec spłoszy,
Tępiący wszystko, co w kniei spotyka,
Aż dójdzie w końcu do legowisk dzika.
Słyszę!... tam!... wichry... już wytknęły głowy[29]
Z polarnych lodów, jak morskie straszydła;[30]
       135 Już sobie z chmury porobili skrzydła,[31]

Wsiedli na falę, zdjęli jej okowy.
Słyszę!... już morska otchłań rozchełznana
Wierzga i gryzie lodowe wędzidła.
Już mokrą szyję pod obłoki wzdyma,
       140 Już!... jeszcze jeden, jeden łańcuch trzyma —
Wkrótce rozkują... słyszę młotów kucie...«

Rzekł, i postrzegłszy, że ktoś słucha z boku,
Zadmuchnął świécę i przepadł w pomroku.
Błysnął i zniknął jak nieszczęść przeczucie,
       145 Które uderzy w serce, niespodziane,
I przejdzie straszne — lecz niezrozumiane.[32]

Koniec Ustępu






  1. Napisu: Dzień przed powodzią Petersburską 1824 i tytułu: Oleszkiewicz niema w R1.
    Oleszkiewicz patrz Objaśnienia Poety na końcu tomu i objaśnienie Wydawcy do ww. 45—146. (str. 257).
  2. w. 6 pierwotnie w R1: Przestrasza barwą i wyziewem gnicia.
  3. w. 9 czarów ] senne R1.
  4. w. 12 ciepłą ] ciężką R1.
  5. w. 14 Styx, podziemna rzeka Hadesu greckiego.
  6. w. 16 zerwano z płozów. Płoz,-u, lub płoza,-y, najczęściej w l. mn., drągi zakrzywione, na których powozy mogą suwać się po śniegu.
  7. w. 27 w R1 różne teksty:
    Czasami staną i nazad się zwrócą
    a czasem staną, czasem (i słuch i)
    oczy i słuch zwrócą
    okiem w koło rzucą
  8. w. 29 błądzili ] szli znowu R1.
  9. w. 40 wyciągał powróz ] Lecz sznur wyciągał R1.
  10. w. 44 Oblewa ] Oświeca R1.
  11. ww. 45—146 Józef Oleszkiewiez urodził się r. 1777 na Żmudzi, w parafji Szydłowskiej, z ubogich rodziców; był uczniem Smuglewicza w Szkole głównej wileńskiej w r. 1800. W r. 1803 odbył podróż do Drezna i Paryża, gdzie się doskonalił w sztuce malarskiej pod Davidem. W r. 1810 udał się do Petersburga; tu w r. 1812 obrany został przez Akademję sztuk pięknych honorowym akademikiem w dziale historycznego malarstwa. Umarł w Petersburgu 5 października (st. st.) 1830 r. Obrazy jego wylicza Rastawiecki w Słowniku malarzy polskich. Fr. Malewski napisał jego nekrolog w Tygodniku Petersburskim (1831 r. nr. 41), skąd przytaczamy ważniejsze rysy charakteru:
    »Obdarzony umysłem czynnym i mocnym, Oleszkiewicz nie ustawał na chwilę w przenikaniu tajemnic całotworu i w zgłębianiu słowa Bożego. Pismo Św. stało mu się dziennych i nocnych rozmyślań przedmiotem; do tej księgi ksiąg sprowadzał przeszłe i przyszłe dzieje świata i człowieka. — Potrzebował mówić o prawdach i tajemnicach, długo w sercu noszonych; gdziekolwiek wszedł, odwodził zaraz rozmowę od pospolitych przedmiotów i przenosił ją w wyższą krainę; miał po temu dar słowa, długiem ćwiczeniem kształcony... Nikomu to słowo bliźni nie było droższe, w nikim tak prędkiego i mocnego spółczucia nie budziło. — ...jego nadobna postawa, szlachetne rysy oblicza, pogodne czoło i miły dźwięk głosu, łączyły się razem na odegnanie rozpaczy i sprawienie ulgi zbolałemu sercu. Po chrześcijanskiem przygotowaniu się na nowy żywot, jeszcze nieraz do obecnych przemawiał i jeszcze ich nauczał. »Pamiętaj — rzekł do jednego z młodych, że nigdy nadto poczciwym być nie można«. Dodajmy do tych słów Malewskiego jeszcze to, co Mikołaj Malinowski napisał o stosunku Oleszkiewicza do Mickiewicza w swym łacińskim pamiętniku:
    »Józef Oleszkiewicz, teozof, prorok niemal, do którego Mickiewicz przywiązał się uczuciem najwyższego podziwu i utrzymywał, że wtenczas dopiero miałby się za poetę, gdyby choć setną cząstkę natchnienia Oleszkiewicza posiadał. Rzeczywiście imaginacja Oleszkiewicza była potężną, serce niezrównanej dobroci, pracowitość ogromna, wymowa porywająca, ale psuł ją głos niemęski, cieniuchny i w chwilach zapału krzykliwy. Oleszkiewicz, zatopiony w mistycyzmie, w biały dzień wpadał w jakieś nadzwyczajne widzenia, a przemykające się obrazy brał za rzeczywistość. Nie wahał się twierdzić, że Księga Ksiąg wszystko opowiedziała, co było, jest i będzie. Tak mocno w to wierzył, że na dalekie lata z tekstów proroczych przepowiadał przyszłą dolę narodów, a mianowicie własnego. On to był twórcą rozwijanej później przez Mickiewicza, Krasińskiego i Odyńca idei, że naród polski wziął od Boga osobne, święte posłannictwo poprowadzenia ludzkości drogami Pańskiemi«. — Ob. Ramoty starego Detiuka (Ant. Andrzejowskiego), Wilno, 1914 r. t. I—II.
  12. w. 56 mu ] go R1.
  13. Po w. 57 w R1: (To Oleszkiewi). Poprawione jak w tekście.
  14. w. 67 assurskiego = assyryjskiego.
  15. w. 75 guślarz ] malarz R1.
  16. w. 78 powracał ] powrocił R1.
  17. w. 80 widział ] ujrzał R1.
  18. w. 81 Tylko ] Ale R1.
  19. w. 83 Chociaż ] On choć R1.
  20. ww. 85—87 ob. wyżej Petersburg w. 214—215 (str. 233).
  21. w. 97 odsłonione ] płaszcz opadł na R1.
  22. w. 99 z kierunku ] po blasku R1.
  23. w. 107 posłał ] nasłał R1, R2.
  24. w. 110 głęboko ] spokojnie R1.
  25. w. 114 Powoli wreszcie ] Ale powoli R1.
  26. Po w. 114 następuje w R1 odstęp z przekreślonem nazwiskiem: Oleszkiewicz.
    Następstwo wierszy inne w R1 a inne w tekście: 115—126 = R1 714—725; 127—130 = R1 702—703; 131—132 niema w R1; 133—146 = R1 704—713.
  27. w. 119 wzbiją ] wzniosą R1.
  28. ww. 127—132 odpowiada ustęp w R1 przekreślony i odmienny:
    (Oleszkiewicz)
    (Gdy chytrzy mędrce żydowskiego ludu
    Mówili Bogu, zrób cud a uwierzym
    I wszyscy czołem przed tobą uderzym
    Bog nimi wzgardził i nie zrobił cudu,
    Bog do czynienia cudów zawsze skory
    Lecz dotąd czeka wiary i pokory,
    (Ale) Zaprawdę mówię, nim to zaszłe słońce,
    (Wszed) Drugi raz zajdzie za tych gor krawędzie
    Przylecą wichry, zemsty bożej gońce,
    A kto ma oczy cuda widzieć będzie.
    Patrz noc już pozna, tyle okien świeci
    Piją i krzyczą i zasną w roskoszy,
    Pijcie i spijcie beliala dzieci,
    Nim was gniew pański jak myśliwiec spłoszy).
  29. w. 133—136 Uosobienie wichrów jako potworów męskich oddziałało w wyobraźni na formę słowa. Zrazu wichry wytknęły głowy, w dalszym ciągu »porobili skrzydła«... wsiedli, zdjęli.
  30. w. 134 Słyszę ] Słyszysz R1.
  31. w. 135—146 w R1:
    Z mórz lodowatych, skrzydła (sobi) przyprawują
    (I lotu swego po śniegach probują)
    Już woda (połnocnem) muska lodem ochełznana
    Wierzga (probuje łańcuchów) i gryzie łańcuchy wędzidła,
    Pieni się, dąsa, trąby czeka znaku
    (Czekaj) Niedługo czekaj jezdzcze i rumaku!
    Wnet was roskują, słyszysz młotow kucie!
    To rzekł i w latarce (swojej) zdmuchnął płomień swiecy
    I jak skroś ziemi, ukrył się w ciemnicy —
    Straszny znikomy — jak nieszczęść przeczucie.
    Warjant:
    Rzekł i postrzegłszy, że ktoś słucha z boku
    Zadmuchnął świecę i zginął w pomroku,
    Błysnął i zniknął jak nieszczęść przeczucie,
    Które się w sercach budzi niespodziane,
    I mija — straszne — lecz nie zrozumiane.
  32. po w. 146 Koniec ustępu ] Koniec O1.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.