Boska Komedia (Stanisławski)/Czyściec - Pieśń XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
PIEŚŃ JEDÉNASTA.

Ojcze nasz, który jesteś na niebiesiech,
Nie że w nich kres Twój, lecz że miłość większą
Masz tam wysoko dla swych pierwotworów; —
Niech imie Twoje i potęgę Twoją
Chwali twór wszelki, jako składać dzięki
Przystało twojej najsłodszej miłości.
Przyjdź ku nam pokój królestwa Twojego,
Bo gdy nie znijdzie, my z rozumem naszym,
O własnej mocy, nie przyjdziem do niego.
Jak z woli swojej Aniołowie Twoji,
Piejąc Hozanna, ofiarę Ci czynią,
Tak niechaj czynią i ludzie ze swojej.
Mannę powszednią daj nam dzisiaj Panie,
Bez niej albowiem, na tej puszczy dzikiej,
Wstecz idzie, kto się naprzód iść wysila.
A jak każdemu odpuszczamy krzywdę
Nam wyrządzoną, — odpuść nam łaskawie
I nie chciej patrzyć na zasługi nasze.
I cnotę naszą, co łatwo upada,

Nie racz doświadczać z wrogiem jej odwiecznym,
Lecz zbaw od tego, który ją tak ściga. —
Ostatnią prośbę niesiem, Panie miły,
Już nie za siebie — bo nam nie potrzebna —
Lecz za tych, którzy zostali za nami.[1]

Tak owe cienie, o szczęśliwą drogę
Razem dla siebie i dla nas proszące,
Pod ciężarami szły takiemi właśnie,
O jakich nieraz marzy się nam we śnie;
A udręczone różnie i znużone,
Wszystkie szły wkoło pierwszego tarasu,
By się oczyścić od ciemności świata. —
Jeśli tam za nas tak się modlą zawsze,
Jak tu się modlić, działać za nich winni
Ci, których wola ma zasadę dobrą?
Bo im się pomoc należy do zmycia
Plam ztąd wniesionych, by lekkie i czyste
Wyniść ztąd mogły pod gwiazdziste koła. —

— „O, niech wam prawda i litość coprędzej
Ulżą ciężaru, abyście na skrzydle
Podnieść się mogli, jak życzycie sobie! —
Wskażcie nam kędy jest najkrótsza droga
Na wyższe stopnie; a gdy jest przejść kilka, —
Powiedzcie które z nich jest najmniej przykre.
Ten bowiem, który ze mną tutaj idzie,
Ciężarem ciała z Adama odziany,

Mimo swej woli, zbyt powolnie kroczy,
Kiedy mu trzeba dźwigać się na górę.“
Ich słowa, które odpowiedzią były
Na te, co wyrzekł ten za kim ja szedłem,
Od kogo wyszły? — niewiadomo było;
Lecz ktoś powiedział: „W prawo po tym brzegu
Idźcie wraz z nami, a znajdziecie przejście,
Przez które wchodzić może człowiek żywy.
I gdyby głaz ten nie był na przeszkodzie,
Co kark mój hardy tak ku ziemi gniecie,
Że chodzić muszę z twarzą w dół spuszczoną,
Rad byłbym spojrzeć na tego, co żywy,
Nazwiska swego objawić nie raczy;
Bym się przekonał, czy go znałem kiedy
I litość wzbudził dla mojej katuszy. —
Jam syn magnata Toskany — Latyńczyk, —
Aldobrandeschi Wilhelm ojcem moim; —
Nie wiem czy kiedy znaliście to imie...
Krew starożytna, piękne przodków czyny
Tak mnie podniosły w dumie, że niepomny
Na wspólną macierz, każdego człowieka
Miałem w pogardzie do takiego stopnia,
Że ztąd śmierć moja: wie o tem Sienna
I każdy człowiek wie w Campagnatico.[2]
Omberto jestem; a nie mnie jednego
Zgubiła pycha, ale wszystkich moich
W niedolę wielką pociągnęła z sobą!
Teraz ten ciężar dźwigać muszę za nią,

Póki się Bogu nie uczyni zadość;
A żem za życia nie dopełnił tego,
Słuszna bym spełnił w tym umarłych świecie!“
Słuchając, czoło zchyliłem ku ziemi,
A jeden z duchów — nie ten który mówił —
Wykręcił głowę pod gniotącym głazem,
Spojrzał i poznał i zwąc po imieniu,
Z trudnością trzymał wzrok utkwiony we mnie,
Który wciąż z nimi szedłem pochylony. —
Ach! rzekłem, czyś ty nie jest Oderisi,
Zaszczyt Aggubio i zaszczyt tej sztuki,
Co się w Paryżu zwie luminowaniem?[3]
— „Bracie! odpowie, wdzięczniej się dziś śmieją
Stronice, które pęzlem swoim zdobi
Franco Bolończyk: przy nim sława cała,
Dla mnie już ledwie cząstka jej została.[4]
Za życia pewnie nie byłbym tak skromny,
Jątrzony wielką żądzą górowania,
Na którą serce wytężałem całe.
Tak wielkiej pychy tu się płaci wina;
A nie tu jeszcze byłbym gdyby nie to,
Że mogąc grzeszyć, do Bogam się zwrócił. —
O marna chwało potęgi człowieka!
Jakże to krótko szczyt się twój zieleni,
Gdy za nią wieki nie idą prostoty.
Pola malarstwa niegdyś Cimabue
Mniemał być panem, — dziś ma poklask Giotto,
Że już tamtego sławę ćmić poczyna.[5]

Tak jeden Gwido odebrał drugiemu
Chwałę języka; a już zrodzon może
Ten, który obu wysadzi ich z gniazda![6]
Rozgłos światowy, wszak to wiatru tchnienie,
Co ztąd i zowąd dowolnie przychodzi
I zmienia imie skoro zmienia stronę.
Czyż za lat tysiąc (a to przeciąg czasu
Krótszy daleko w stosunku z wiecznością,
Niż mgnienie oka w porównaniu z wirem
Najleniwszego na niebiosach koła),
Większą dla tego będzie sława twoja,
Że z ciebie ciało opadnie zgrzybiałe,
Niż gdybyś umarł, mówiąc papa, dzeni?[7]
Ten, co przedemną tak leniwo kroczy, —
Toskana cała brzmiała sławą jego;
Dziś, ledwie o nim pogwarzą w Siennie,
Której był panem, właśnie gdy stłumiono
Wściekłość Florencji, która w owym czasie
Była tak pyszną, jak dziś jest wszeteczną.[8]
Sława tam wasza, — to jak barwa trawy:
Przyjdzie i znika; niszczy ją to właśnie,
Co ją niejrzałą wywołuje z ziemi!“ —
— Te słowa prawdy zbawienną pokorę
Niecą w mem sercu, tłumiąc pychę wielką;
Lecz kto jest, rzekłem, ten o kim mówiłeś?
— „To Provenzano Salvani, odpowie;
A jest tu za to, że zarozumiały,
Całkiem chciał do rąk zagarnąć Siennę.

Od śmierci swojej tak bez wypocznienia
Chodził i chodzi; bo kto nadto ważył,
Taką monetą spłacać dług swój musi.“ —
A ja mu na to: Jeśli duch, co zwleka
Żal i pokutę, aż do życia kresu,
Tam czekać musi i wnijść tu nie może,
Gdy nikt modlitwą nie wesprze go dobrą,
Nim tyle czasu minie, ile przeżył, —
Jakże tamtemu wejść tu przyzwolono?[9]
Cień rzecze: „W czasie największej swej chwały,
On, wstyd fałszywy rzuciwszy na stronę,
Stał dobrowolnie na rynku Sienny,
I by wyzwolić przyjaciela swego
Z więzień Karola, kędy znosił karę,
Na czyn się ważył, co w nim wstrząsał żyły.[10]
Więcej nie powiem: ciemne są me słowa;
Lecz w krótkim czasie współziemianie twoi
Sprawią, że będziesz w stanie je tłumaczyć.[11]
Czyn ten dla niego zniósł owe granice.[12]







  1. Dusze w Czyścu zostające, wolne już od pokusy i grzechu, ostatnie słowa modlitwy Pańskiej: i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego, wnoszą do Boga nie za siebie, lecz za żyjących.
  2. Duch ten jest to Humbert (Omberto), syn Wilhelma Aldobrandeschi, hrabia Santafiore; duma jego nieznośna była przyczyną, że go Sieńczyczy zamordowali w Campagnatico, — miejscowości należącej do hrabstwa jego w Maremmie Sienskiej.
  3. Oderisi d'Agubbio (albo di Gubbio) w księztwie Urbino, sławny miniaturzysta ze szkoły Cimabue. Słynął w końcu XIII. wieku. Papież Bonifacy VIII. wzywał go do Rzymu, dla illuminowania rozmaitych manuskryptów.
  4. Franco Bolognese, inny miniaturzysta, nieco późniejszy niźli Oderisi.
  5. Cimabue i Giotto — dwaj najsłynniejsi malarze włoscy w końcu XIII. i początkach XIV. wieku. Cimabue umarł w 1300 r., Giotto w r. 1336. Ostatni był osobistym przyjacielem Dantego.
  6. Chociaż nie jest prawdą, jak niektórzy mniemają, że Dante pierwszy zaczął pisać po włosku i język ludu podniósł do godności języka literackiego, to pewna jednakże, że do jego czasów nie licznie tylko poeci i grammatycy poważali się pisać w mowie ludowej, większa zaś część pisała w języku łacińskim. Dwaj poeci, przed Dantem, uzyskali już byli sławę, pisząc po włosku i doskonaląc język ludowy; byli to: Gwido Guinicelli z Bolonji (um. w. r. 1276), i Gwido Cavalcanti z Florencji, najlepszy przyjaciel Dantego (um. w r. 1301). Guido Cavalcanti, jako poeta i grammatyk, zaćmił Gwidona Guinicelli; obu zaś wysadził z gniazda sławy sam Dante, któremu niezawodnie należy cześć ostatecznego wykształcenia języka włoskiego. Jednakże, czy Dante miał na myśli siebie samego, mówiąc o narodzeniu się tego, który obu Gwidonów wysadzi z gniazda? — wątpić należy, mając na uwadze, że tak myśląc, Poeta nasz wpadłby właśnie w grzech Pychy, tymczasem kiedy mowa Oderisi (jak obaczymy zaraz), nieciła w sercu jego zbawienną Pokorę (Lo tuo ver dir m'incuora buona umiltà, e gran tumor m'appiani).
  7. Sens jest taki: czy sądzisz, że za tysiąc lat, więcej o tobie mówić będą, chociażbyś do późnego wieku zarabiał na sławę, niż gdybyś umarł w niemowlęctwie, jąkając ledwie dziecinne wyrazy: papa (chleb), dzeni (pieniądze)? W oryginale jest: Che se fossi morto innanzi che lasciassi il pappo e il dindi: pappo znaczy w języku dziecinnym chleb, dindipieniądze.
  8. Mowa tu o Provenzano Salvani, który był wielkorządcą Sienny w tym czasie, kiedy w bitwie pod Monteaperto Gwelfowie Florentyńscy zniesieni byli do szczętu przez Gibellinów z Sienny (w r. 12  ).
  9. Z ustępu tego dorozumiewać się możemy, że Provenzano Salvani zwlekał aż do śmierci żal za grzechy; a wiemy już z Pieśni IV., że dusze zmarłych w takim stanie zostawać muszą w przedsieni Czyśca tak długo, jak długie było ich życie. Dziwi się więc Dante, że Provenzano Sahani przedwcześnie wpuszczonym został do Czyśca. Dla czego się to stało? obaczymy zaraz.
  10. Provenzano Sahani, jakkolwiek człowiek dumny i zarozumiały, chcąc przyjaciela swego Vigna wykupić z więzienia, w którem był trzymany przez Karola I., króla Apulji, a nie mając sam dostatecznej na to summy, klęcząc na rynku Sienny żebrał jałmużny od przechodniów na ten cel szlachetny. Łatwo zrozumieć, że to dobrowolne upokorzenie się musiało wstrząsnąć całem jestestwem dumnego człowieka.
  11. Tu Oderisi przepowiada Dantemu, że wygnany i do ubóstwa przywiedziony przez swoich współobywateli, sam dozna jak jest ciężko wyciągać ze drżeniem rękę po wsparcie.
  12. To jest: wspomniany czyn Provenzano Salvani stał się powodem, że pomijając przedsień, wpuszczonym został wprost do Czyśca.