Ach! gdybym kiedy dożył tej pociechy...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Żeromski
Tytuł Ach! gdybym kiedy dożył tej pociechy...
Podtytuł Prawie idylla
Pochodzenie Elegie i inne pisma literackie i społeczne
Opowiadania
Wydawca J. Mortkowicza
Data wyd. 1928
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ACH! GDYBYM KIEDY DOŻYŁ TEJ POCIECHY...[1]
Prawie idylla

Wąziuchna sandomierska drożyna prowadziła mię — Bóg ją raczy wiedzieć, dokąd prowadziła... Zapadała niekiedy na dno wąwozu i pełzła na jego dnie, blada z przerażenia wobec wielkich brył gliny, zwieszających się nad nią z groźbą i szyderstwem, — to znowu dźwigała się hardo aż na szczyt wzgórza, skąd widać było całą równinę nieprzejrzaną, leżącą jak ogromny kołacz pszeniczny...
Było popołudnie niedzielne jednego z pierwszych dni września. Powietrze dziwnie czyste pozwalało widzieć najdalsze przedmioty z całą wyrazistością ich zarysów. Pola okrywały się już ciemno-szmaragdowym puchem ozimin, dobywających się cieniutkiemi źdźbłami, co jak mgła przesłaniały zagony, zlekka wygięte, podobne do rąk długich, oplatających w miłosnym uścisku pierś ziemi. Niekiedy po szczytach okrągłych pagórków, po ziemi popielatej, szedł cień chmury i zasępiał twarz ziemi, podobną do spracowanej twarzy chłopa, ale za chwilę uciekał, ścigany jasną smugą słońca. Wtedy wydawało się, że ziemia przeciąga się strudzona, że uśmiecha się i oddaje tej bezmiernej, nieświadomej radości, jaką czuje człowiek, gdy na progu jego serca staje miłość.
Daleko, daleko, w przejrzystych mgłach, niby w ślubnych welonach, wśród zieleni wierzb i wiklin, na piersiach łąk leżał pas długi, srebrnolity. Jasna to była pani: dumna i piękna — Wisła.
Drożyna zawróciła na prawo. Tuż pod stopami memi, w głębi wąwozu, tuliła się wieś. Białe chatynki stały obok siebie wzdłuż drogi błotnistej, wysadzonej wierzbami o wielkich rosochatych głowach. Od jednej do drugiej szedł, zataczając się, szary, postarzały płotek z wierzbowych palików powiązanych wikliną. W maleńkich ogródkach pod oknami chat kwitły georginie.
Okna były pootwierane, wieś pusta.
Za trzecią dopiero czy czwartą stodołą, usłyszałem głosy. Przeszedłem przez płot i wyjrzałem z poza węgła chaty — co oni to tam robią?...
Na trawniku pod lipą rozłożyła się niemal cała gromada: chłopi leżeli na brzuchach, podpierając brody pięściami i nacisnąwszy na oczy «kapaluse», baby i dziewczyny skupiły się opodal i z pobożnym wyrazem twarzy słuchały, wpatrując się w Wicka Dziabasa, co siedział pośrodku na przewróconem wiaderku i... czytał.
— Istna idylla... pomyślałem — chłopi przy książce!...
Nadzwyczaj poważnie, powoli, monotonnie drżącym głosem czytał Wicek:
«... Tu prze-rwał, lecz róg trzy-mał — wszystkim się zda-wało że woj-ski wciąż gra jesce...»

[1889]




  1. ACH, GDYBYM KIEDY DOŻYŁ TEJ POCIECHY... Pierwodruk w Tygodniku Powszechnym 12 października 1889 r. (Nr. 2). Jest to, zdaje się, pierwsza drukowana rzecz Żeromskiego prozą. Wcześniej były drukowane «sztubackie wierszydła» (wedle określenia samego Żeromskiego w niedatowanym liście do p. Stefana Dembego), mianowicie przekład Pragnienia Lermontowa w Tygodniku Mód i Powieści 8 lipca 1882 r. (Nr. 27):Piosnka rolnika w Przyjacielu Dzieci 12 sierpnia 1882 r. (Nr. 32),
    PRAGNIENIE
    (Z Lermontowa)

    Czemum ja nie ptakiem, nie krukiem stepowym,
    Co leci tu w górze, nad głową?
    Dlaczego nie mogę z obłokiem zimowym
    Ulecieć w mą stronę rodową?

    Na zachód, na zachód poleciałbym lotem,
    Gdzie przodków mych kwitną rozłogi,
    Gdzie zamek ich pusty, błyszczący jak złotem,
    Gdzie popiół mych ojców śpi drogi!

    Na ścianie wiekowej ich puklerz herbowy
    I miecz zardzewiały nad drzwiami...
    Ja zacząłbym latać i z tarczy rodowej —
    Kurz zmiótłbym mojemi skrzydłami!

    I arfy ich szkockiej nawiązałbym struny...
    I dźwiękby poleciał sklepieniem...
    I tak, jako powstał — tak cichy, stłumiony,
    Skończyłby się cicho — marzeniem!

    Lecz na nic me prośby, lecz na nic me żale...
    Co począć z srogiemi losami?
    Ten kraj i mój zamek, sterczący na skale,
    Wielkiemi rozdarte morzami.

    Ostatni potomek zwycięskich szeregów,
    Tu więdnę w tym kraju zimowym,
    Choć tutaj zrodzony — do innych drżę brzegów...
    Ach! czemum nie krukiem stepowym?!


    PIOSNKA ROLNIKA

    Plonuj, plonuj, ziemio stara!
    Ródź mi, matko, ródź!
    Oto moja pszenna miara:
    Zwróć z nasypką, zwróć!

    Może, ziemio moja droga,
    Dasz mi cierń i głóg...
    Jednak śmiało, w imię Boga!
    Wpuszczam w ciebie pług...

    Orzę z końca aż do końca,
    Mego łanu grzbiet,
    Ode wschodu aż po słońca
    Zachód — orzę het!...

    Tyż mi nagródź, z emio matko,
    Mój tak krwawy trud...
    Niech, gdy ciężkie przyjdzie latko,
    Dach mój minie głód!

    Plonuj, plonuj, ziemio stara!
    Ródź mi, matko, ródź!
    Oto moja pszenna miara:
    Zwróć z nasypką, zwróć!...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Żeromski.