Śpiewnik historyczny/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Śpiewnik historyczny
Podtytuł (1767—1863)
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1919
Druk W. L. Anczyc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
MARYA KONOPNICKA
(JAN SAWA)
ŚPIEWNIK
HISTORYCZNY
(1767 — 1863)
WYDANIE NOWE



NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
WARSZAWA ===========  LUBLIN ===========  ŁÓDŹ
KRAKÓW ================= G. GEBETHNER I SPÓŁKA


KRAKÓW. DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI




OFIAROWANIE[1]

Dzieciom polskim, zrodzonym w niewoli
Na okrytej żałobą dziś ziemi,
Gdzie nie wolno zapłakać, gdy boli,
Gdzie ojcowie są smutni i niemi,
Dzieciom polskim te pieśni podawa
Ku nadziei dni lepszych —
Jan Sawa.



PRZYGRYWKA.

Z młodu, z młodu, do zawodu
Orlik z gniazda leci,
I w błękity czeka wzbity,
Aż słonko zaświeci.

Z wiosną, z wiosną, kłosy rosną
Pod majowem niebem,
Nim zaszumią złotą falą,
Nim zapachną chlebem.

A toż bracie, czas i na cię
Iść w orłowe loty,
Czas ci runią wzejść nadziei
Na plon jutra złoty!

Pierwsze kwiatki nieść dla matki
Miło rankiem w maju,
Pierwsze czucia dla Ojczyzny,
Pierwszą pieśń dla kraju!




GDZIE SŁYCHAĆ PIOSENKĘ?
Na nutę: Albo my to jacy tacy.

A jak wolna piosnka leci
Z piersi polskich dzieci,
To od Wisły aż do Warty
Świat przed nią otwarty!
Utulą, ukoją,
Poznają jak swoją,
Bo ta nasza zorza
Od morza do morza!

A jak wolna piosnka leci
Z piersi polskich dzieci,
To od Warty aż do Buga
Droga jej, — jak długa.
Śpiewa mazur, zasie
Śpiewa i Podlasie,
Boć ta nasza zorza
Od morza do morza!

A jak wolna piosnka leci
Z piersi polskich dzieci,
To od Niemna, Wilii brzega
Echo się rozlega.
Lachy i Litwiny
Jednej matki syny,
Boć ta nasza zorza,
Od morza do morza!


A jak wolna piosnka leci
Z piersi polskich dzieci,
Białowiezka puszcza dzwoni
Gopło szumi do niej...
Po Karpaty-góry,
Leci pod lazury,
Boć ta nasza zorza,
Od morza do morza!




CO OJCZYZNA?
Na nutę : Serce nie sługa...

Ojczyzna moja — to ta ziemia droga,
Gdziem ujrzał słońce, i gdziem poznał Boga,
Gdzie ojciec, bracia, i gdzie matka miła,
W polskiej mnie mowie pacierza uczyła.

Ojczyzna moja — to wioski i miasta,
Wśród pól lechickich sadzone od Piasta;
To rzeki, lasy, i niwy, i łąki,
Gdzie pieśń nadziei śpiewają skowronki.

Ojczyzna moja — to praojców sława,
Szczerbiec Chrobrego, Cecorska buława,
To duch rycerski, szlachetny a męski,
To nasze wielkie zwycięstwa i klęski.


Ojczyzna moja — to te ciche pola,
Które od wieku zdeptała niewola,
To te kurhany, te smętne mogiły —
Co jej swobody obrońców przykryły.

Ojczyzna moja — to ten duch narodu,
Co żyje cudem wśród głodu i chłodu,
To ta nadzieja, co się w sercach kwieci,
Pracą u ojców, a piosnką u dzieci.



I.
1767 — 1794

PORWANIE BISKUPA SOŁTYKA.
(1767).

Hej, ciemna noc i mglista,
Hej, bat nad końmi śwista,
Hej, drogą wóz pomyka,
Hej, wiozą w nim Sołtyka.

Hej, wiozą tydzień, drugi,
Hej, aże do Kaługi,
Hej, wiozą carskim szlakiem,
Hej, że śmiał być Polakiem!

Hej, pany senatory,
Hej, czynią wam honory,
Hej, pierwsi wy na drodze,
Hej, posieleńców wodze!

Hej, pójdą w wasze ślady,
Hej, pędzone gromady,
Hej, pójdzie waszym szlakiem,
Hej, kto śmie być Polakiem!


Hej, wicher liściem miecie,
Hej, nosi go po świecie,
Hej, idźcie na kraj świata,
Hej, naszych tam znajdziecie!




O PANU JÓZEFIE PUŁASKIM.
(1769).
Na nutę: Grzmią pod Stoczkiem armaty...

Pan Pułaski starosta,
Nikt mu u nas nie sprosta!
Jak szablicę przypasze,
Nie da sobie pluć w kaszę.

Repnin[2] gniewnie coś dmucha,
Kręci wąsa od ucha,
Ledwie zważa, jak z łaski,
Co pan prawi Pułaski.

Tak od słowa do słowa
Szła z Moskalem rozmowa,
Aż generał tymczasem
Wsadził kaszkiet z lampasem.


Pan starosta warecki,
Mars postawił szlachecki,
I nad czubem — jak z płatka
Błysła konfederatka.

»Jak śmiał?« — Repnin zakrzyczy,
Ciągnie szablę ze smyczy,
Pan Pułaski też swoją,
Patrzą na się i stoją.

Patrzą na się wprost w lice,
Wytężyli źrenice,
Pan starosta aż pali
Wzrokiem — wodza Moskali.

Co tam wzgardy dla dziczy,
Tego nikt dziś nie zliczy!
Patrzy Repnin, a czuje,
Że mu wzrok ten w twarz pluje.

Więc od złości aż parska,
Pyszna sztuka ta carska,
A starosta — oczyma,
Jak kleszczami go trzyma.

Wreszcie Moskal nie sprosta:
— A jaki pan starosta —
(Tu zdjął kaszkiet) — uparty!
Ja tak tylko przez żarty...



Więc gdy z głową stał gołą,
Pan Pułaski wzniósł czoło,
— Ja — bez żartów — rzekł hardo,
I odwrócił się z wzgardą.

I szedł w czapce z rozmowy,
Nie schyliwszy nic głowy,
Pan Pułaski starosta,
Co mu nikt dziś nie sprosta!




O KAZIMIERZU PUŁASKIM.
(1769).

Tam przez pole, przez Podole,
Czy to sokół leci?
Czy się wilkom świecą ślepie,
Wskróś śnieżnej zamieci?

Ej, nie sokół to, mój bracie,
I nie wilcze oczy,
To tak pędzi pan Pułaski
Co mu koń wyskoczy!

To tak pędzi pan Pułaski,
Na tym białym koniu,
Z czterech podków ognia krzesi,
Po stepowem błoniu.


Wpadł na futor, wpadł do dworu,
Jak duch pomknął skrycie,
A po dworach, po futorach,
Zakipiało życie.

Gdzie przewiała burka siwa,
Gdzie koń zarżał biały,
Biją serca, rwą się dłonie,
Do oręża chwały.

Zbudził męstwo, zbudził dusze,
Co zakrzepły w trwodze,
Porwała się w pomoc szlachta
Ojczyźnie niebodze!

Chwyta ojciec za szablicę,
Syn na konia skacze,
Chorągiewkę siostra szyje,
Matka z cicha płacze...

Stąd, to zowąd hufiec leci,
Samoczwór, samotrzeć,
Zanim słonko dzień rozświeci,
Chcą do Baru dotrzeć.

Milczkiem, chyłkiem, wiara spieszy
Po drodze się mija,
I pozdrawia starem hasłem,
— »Jezus i Marya!« —



OBRONA BARU.
(1769).
Na nutę: Na Wawel, na Wawel, Krakowiaku śmiały...

Do Baru! Do Baru!
I starzy i młodzi,
Ratujcie Ojczyznę
Z moskiewskiej powodzi!

Już ksiądz Marek święci
Na wałach armaty,
Krzyżem błogosławi
Te Konfederaty!

Jak rzeki do morza,
Z całej Polski płyną,
Powiewa chorągiew
Nad wierną drużyną.

Krzyż na jednej stronie,
Z drugiej Matka Boska,
Z Chrystusem na łonie
Pani Częstochowska.

Poklęknął pod niebem
Huf rycerzy święty,
Z anielskim wziął chlebem
Na śmierć sakramenty.


I chwycił szablice,
I stanął na wale,
Aż ziemia zagrzmiała,
Aż zbledli Moskale.

Aż zbledli Moskale,
Wyciągnęli szyi:
— Cóż to jest za wojsko?
— To słudzy Maryi! —

Zagrały harmaty
I kule już warczą,
A szlachta wykrzyka:
— Marya nam tarczą!

Ksiądz Marek krzyż wznosi
— A tęgo bić, dzieci! —
— Nie damy się Moskwie! —
W szeregach krzyk leci.

Co padnie bohater,
To wstaje wnet drugi,
— Za wiarę! za wolność!
— Maryi my sługi!

I razi tak wroga
Garść barskich rycerzy,
Co walczy za Polskę,
Co kocha i wierzy.


I śmierć ich nie trwoży,
Nie bolą ich rany,
— Za wiarę! Za wolność!
Za kraj nasz kochany!




KLĘSKA.
(1769).

Nad Podolem, nad Barem,
Krwawe wstają tam zorze...
Broni Baru Pułaski,
A obronić nie może.

Broni Baru Pułaski,
I ksiądz Marek go broni,
Jeden szablę święconą,
Drugi wznosi krzyż w dłoni...

Garstka mężnych przysięgła,
Trupem zaledz próg miasta...
Toć tu każdy syn Polski,
Konfederat — i basta!

A pod Barem aż czarno,
Od moskiewskiej piechoty,
Drewicz działa zatacza,
Kreczetnikow szle roty.


Uderzyli na szańce,
Uderzyli na wały,
Świsły kulki z rusznicy,
I harmaty zagrzmiały...

Jak zaczęli od rana,
Tak do nocy się biją.
— Osłońże swych rycerzy,
Częstochowska Maryo! —

Oj ty Barze, ty Barze,
Padniesz — gdy tak Bóg każe,
Ale świecić tak będziesz,
Jak Ojczyzny ołtarze!




PIEŚŃ WERNYHORY.
(1771).

Od futora do futora
Wieje tuman siny,
Wyszedł z chaty Wernyhora,
Lirnik Ukrainy.

Wyszedł z chaty Wernyhora,
Na to puste pole,
Zapłonęły ogniem, łzami,
Źrenice sokole..


I popatrzał się na zorze,
Pieśń zanucił z cicha,
A wiatr wtórzy mu żałośnie,
Po kurhanach wzdycha.

— Hej ty Polsko, ty Korono,
Źle ci dola wróży...
Giną, giną orły twoje,
Wśród wichrów i burzy!

Giną, giną orły twoje,
Litewskie pogonie,
Bo nie ojca, ale wroga,
Królem masz na tronie!

Bo nie ojca, ale wroga
Masz, Ojczyzno Lasza,
Co srebrniki weźmie carskie,
Za zdradę Judasza!

Hej, ty panie Poniatowski,
Ty stolnika synie,
Zagubisz ty Polską ziemię,
I lud w Ukrainie!

Hej ty panie Poniatowski
Ty carycy sługo,
Przedasz, przedasz ty Ojczyznę,
W tę niewolę długą!


Oj zapozwie cię Ojczyzna,
Przed straszny sąd Boski,
Przeklną ciebie polskie matki,
Panie Poniatowski!... —

Po mogiłach orły kraczą,
Wieje tuman siny...
Z wichrem śpiewa Wernyhora,
Lirnik Ukrainy.




HAJDAMAKI.
(1771).

Przyleciała wieść o Barze,
Nad tę Newę siną,
Przeraziła Moskwę całą
Razem z Katarzyną.

— Twarde życie u tej Polski,
I dusza rogata!
Trzeba wzburzyć przeciw bratu
Rodzonego brata!

Póki trzyma lud ze szlachtą,
Póty Polska stoi!
Trzeba zerwać jedność w Polsce,
Dalej, słudzy moi! —


Nieście między lud hramotę,
Że mu daję wolę,
Dajcie pisać pismo złote,
Niech szlachtę wykole! —

Uderzyły popy czołem
Przed swoją carycą,
Nakryła się Ukraina
Czarną nawałnicą.

O nieszczęsna Ukraino,
Nieszczęsne Podole,
Oddałaś ty wolność Polski,
Na carycy wolę!

Jak szerokie ziemie twoje,
Tak się Moskwa krząta,
Kuje spisy już Żeleźniak,
Poi lud pan Gonta...

Święcą popy w cerkwiach kosy,
Rozdawają noże,
Zapłonęły ogniem dwory,
Słońce zgasło boże...

We krwi stoi Humań własnej,
Stoi Śmiła w męce,
W Żwinogródce krzyczą dzieci,
Matki łamią ręce...


O nieszczęsna Katarzyno,
Zdrajczyni na tronie,
W tej krwi, co tam rzeką płynie,
Imię twe zatonie!




O KONFEDERATACH.
(1772).

Zaświeciłeś ty przykładem,
Barze, jako słońce!
Już konfederackim ładem
Wiążą się obrońcę.

Tam od Gniezna pan Morawski,
Orły swe rozwija,
Z Lanckorony mu Beniowski
Odkrzyka: »Marya!«

Nie wie Drewicz gdzie uderzyć,
Gdzie się brać do dzieła...
Aż tu huknie Dzierżanowski
— »Jeszcze nie zginęła!«

A pan Kaźmierz, pan Pułaski,
Na swym białym koniu,
To w Karpatach się szańcuje,
To hasa po błoniu.


Kto wyśpiewa, kto policzy,
Te dzielne imiona,
Co zabłysły nad Ojczyzną,
Jak złota korona!

Jedno serce bije w piersi
Żołnierza, hetmana,
Cała Polska w ogniu stoi
Skonfederowana.

Choć ją Moskwa zawojuje
Ogromem i siłą,
Ale chwały nie zagłuszy —
Niewoli mogiłą!

Póki ducha w piersi stanie,
Póki w łąkach kwiatów,
Póty będziem czcić i śpiewać
Tych konfederatów!




PAN SAWA.
(1771).

Od kurpików, od puszczy,
Ciągnie drogą kurzawa,
Tęgo Moskwę przetrzepał,
Nasz pułkownik, pan Sawa!


Ukrainiec to rodem,
A Caliński mu miano,
A tak Polskę miłuje,
Jak tę matkę kochaną...

Pod Drobinem, miasteczkiem,
Czerwieni się murawa,
Czerwieni się i piasek,
Bił tam Moskwę pan Sawa!

Jako piorun — tak razi,
Jako sokół — tak spada,
A z nim wierne mazury,
I kurpików gromada.

Ledwie Moskal nos wytknie,
Już pan Sawa go wali,
Aż Suworów się ruszył
Z wielką siłą Moskali.

Wre pod Szreńskiem od świtu
Bitwa owa ostatnia...
Panu Sawie urwała
Nogę kula armatnia.

W puszczy skryła go wiara,
Ale Moskal wytropił,
I żelazo bagnetów
W mężnem sercu utopił...


Szumi puszcza kurpiowska,
Zieleni się murawa —
Dotąd żyje tam w pieśniach
Nasz pułkownik, pan Sawa!




PIEŚŃ ŻALU.
(1771).

Gdzie wy, gdzie wy, nasze wodze,
Nasze bohatery?
Rozniósł wicher wasze prochy,
W świata strony cztery!

Zginął, zginął pan Pułaski
W cudzej, obcej stronie,
Żyć nie mogąc bez wolności,
Poległ w jej obronie.

Cudze ziemie, cudze morza,
Brzmiały jego chwałą,
Nad narodem imię jego
Gwiazdą zajaśniało.

Pamiętają te Karpaty,
Jasna Góra, Kraków,
Jak tam walczył, jak wojował,
Za wolność rodaków.


Na tułactwie, gdzieś w sawannach,
Serce jego dumne,
Wysłużyło sobie męstwem
Grobową kolumnę...

Martwy kamień w obcej ziemi,
Obce wzniosły dłonie,
Żywy pomnik — w sercach braci,
W Litwie i w Koronie.




ROZBIÓR.
(1772).

Hej, nad tą polską ziemią,
Hej, czarne krążą kruki,
Rozerwać chcą Ojczyznę,
Hej, na trzy krwawe sztuki!

Tę jedną Katarzyna,
Tę drugą Prusak chwyta,
A ta znów Małopolska,
Na trzeci krzyż przybita.

Zahuczcie lasy, bory,
Nad Wiliją, Dnieprem, Wartą,
Że ciche wasze knieje
Na troje wam rozdarto!


Zapłaczcie rosą niwy,
Zaszumcie kłosem pola,
Że na kraj nieszczęśliwy
Zapadła już niewola!

Od Gniezna, od Kruszwicy,
Zraniony orzeł leci,
A w gnieździe jego kruki
Hodują swoje dzieci.

Nad Niemnem, nad Wiliją,
Sokoły w skrzydła biją,
Wypłoszył je zły jastrząb,
Z dwugłową, krwawą szyją.

Zaćmiło się nam słońce,
Zaćmiły się niebiosa,
Okryła ziemię polską
Troista krwawa rosa!




O PANU TADEUSZU REJTANIE.
(1773).

W kwietniowy poranek
Świt się łuną pali —
Idą pany senatory,
Stronniki Moskali.


Wstydno było Moskwie,
Że ją rozbiór plami:
— »Dalej pany senatory,
Podpisujcie sami!« —

Podpisujcie sami,
Pieczętujcie znakiem,
Że z was, pany senatory,
Nikt nie jest Polakiem! —

Idą kupą całą,
Do sejmowej sali,
Podpisują rozbiór Polski,
Stronniki Moskali.

Pan Tadeusz Rejtan,
Hańbą się nie splami,
On nie uzna krzywdy kraju,
Razem ze zdrajcami.

Pan Tadeusz Rejtan,
W progu się położy,
Pozwie pany senatory
Na wielki sąd Boży.

Położył się w progu,
Szablę w ręku gniecie:
— »Chyba że po moim trupie,
Do zdrady dojdziecie!« —


Zaklinam was Pany,
Na Chrystusa rany,
Pamiętajcie na Ojczyznę,
Na ten kraj kochany! —

Leży Rejtan w progu,
Cisza trwa na sali,
Bledną pany senatory,
Stronniki Moskali.

Wtem Poniński zdrajca,
Pierwszy ruszył krokiem,
Za nim pany senatory,
Ze spuszczonym wzrokiem.

I przez pierś Rejtana,
Wolności anioła,
Przeszły pany senatory,
Wytartego czoła.

Aż Bibikow Moskal
Westchnie w mowie swojej:
— Na leżącym tym Polaku
Cała Polska stoi! —



PIOSENKA NADZIEI.
(1773).

Leci orzeł ponad łany,
Pieśń nadziei nuci:
Jeszcze żyją te sukmany,
Jeszcze wolność wróci!

Wróci wolność, chwała,
Wrócą dobre lata,
Jeszcze się nam pozostała,
Ta piastowska chata!

Jeszcze nam się pozostały
Te cepy i kosy,
I te wierne serca proste,
I ten naród bosy.

Zostały-się jeszcze
Białe dworków ściany,
Tam znów orzeł gniazdo zwinie,
Tam zagoi rany.

Oj ty słonko, jasne słonko,
Świećże na te niwy,
Niech obaczą, niech opłaczą,
Los swój nieszczęśliwy.


Oj ty zorzo złota,
Świećże na to pole,
Niechaj wstanie lud ten kmiecy,
Niech wstrząśnie niewolę.

Leci orzeł ponad łany,
Pieśń nadziei nuci,
— Jeszcze żyją te sukmany,
Jeszcze wolność wróci!

Wróci wolność, chwała,
Wrócą dobre lata,
Jeszcze nam się pozostała
Ta piastowa chata!




TRZECI MAJ.
(1791).

Na warszawskim rynku,
Chorągwie się chwieją,
Zajaśniała wiosna,
Majową nadzieją!
Zajaśniała wiosna,
Nad ojczystym łanem,
Dziś się w służbie dla Ojczyzny
Chłop porównał z panem.


Na warszawskim rynku,
Tam muzyki grają,
Stanowi kmiecemu,
Bracia prawo dają.
Nadają mu prawo,
By bronił tej ziemi,
Razem z cnymi rycerzami,
Jak z braćmi starszymi.

Na warszawskim rynku,
Tam naród zebrany,
Idą karmazyny,
Idą i mieszczany.
Pan Andrzej Zamojski
Idzie z kmieciem w parze,
A z czeladzią tą cechową
Idą dygnitarze.

Radzili na sejmie,
Całe cztery lata,
Uradzili że się
Naród w jedno zbrata.
Czas ci, Polsko, zgoić
Twoje ciężkie blizny!
— Wszyscy dzisiaj równi sobie
W obliczu Ojczyzny.

Na warszawskim rynku,
Biją wszystkie dzwony,

Wolnych synów Polsce,
Przybyły miljony.
Idą do katedry,
Do świętego Jana,
Złoto — przy kapocie,
Przy delii — sukmana!

O ty dniu radosny,
O ty Trzeci Maju,
Zapachniałeś kwieciem
W całym polskim kraju.
Zapachniałeś kwieciem
Najsłodszej wonności:
— Miłością Ojczyzny,
I bratniej jedności.




OBRONA.
(1792).

Huczą wichry, gromy huczą,
Nasi biją się nad Słuczą.
Oj, biją się z Moskalami,
Tam pod Boruszkowicami!

Hej, ty groblo, sławna klęsko,
Gdzie pan Mohort śmierć wziął męską!

Padło naszych z nim niemało,
Nieszczęśliwie, ale z chwałą!

Poniatowski Józef książę,
Rumakowi uzdę wiąże,
Błysnął szablą, wskoczył w strzemię
Leci bronić polską ziemię!

U Zielencic się spotkali,
U Zielencic ognia dali,
Nim się Moskwa opatrzyła,
Dwa tysiące głów straciła.

Trąbią trąby — rejterada!
Książę Józef na nich spada.
Nim dogasło w zorzach słońce,
Urwał drugie dwa tysiące!

Tam generał Mokrowski,
Tam i major Bronikowski,
Jak natarli na Moskali,
Tak się jazda z koni wali!



POD DUBIENKĄ.
(1792).

Idzie Moskwa na Warszawę,
Za nią dymy ciągną krwawe.
Idzie Moskwa na stolicę,
Za nią ciągną nawałnice!

Jako powódź klęska wzbiera:
Wydaj ziemio bohatera!
Wydaj wodza swego ludu,
Przeciw sile — trzeba cuda!

Pod miasteczkiem, pod Dubienką,
Wszedł bohater nam jutrzenką!
Wszedł Kościuszko w bitwy pyle,
Z garścią mężnych przeciw sile!

Jako kwiaty cudną wiosną,
Tak nadzieje w sercach rosną;
Kto się spotka, to się ściska:
— Bracie! znów nam szczęście błyska!

Bohatera my dostali...
Będziem znowu bić Moskali!
Pod miasteczkiem, pod Dubienką,
Wszedł Kościuszko nam jutrzenką!



TARGOWICA.
(1793).

Przelękli się zdrajcy,
Przelękła carowa:
Jeszcze się ta Polska ziemia
Wyrwać nam gotowa! —

Jak się w kupę wezmą
Kmiecie i szlachcice,
Jedni kosą, drudzy szablą,
Obronią granice!

Jak się w kupę wezmą
Pany i mieszczany,
Nie poradzą nic bagnety
Na ten lud zbratany! —

W moskiewskiej mennicy
Nowe biją ruble,
Nastawili zdrajcy poły,
Każdy wziął po kuble.

Jedni wzięli srebro,
Drugich pycha bodzie.
— Precz tam z chłopstwem i mieszczaństwem!
My pierwsi w narodzie! —


Niż tę równość chłopską,
Wolim mieć carycę;
Miejcie swoją konstytucyę —
A my — Targowicę!

Jeszcze nam opiekę
Da wielka carowa:
Przyszle wojska sto tysięcy,
I Kreczetnikowa! —

Oj Targowiczanie,
Dobrze się nazwali!
Jak Judasza, za srebrniki,
Polskę stargowali!

Stargowali Polskę
I tę wolność bratnią!
Zagasili nad Ojczyzną
Gwiazdę jej ostatnią!

Zagasili blaski
W tej polskiej koronie,
Podeptali Orły białe,
I Litwy Pogonie!



DRUGI ROZBIÓR.
(1793).

Czy ty, Polsko, idziesz do dna,
Na tej nieszczęść fali?
— Już zwołany sejm do Grodna,
Pod wodzą Moskali.

Brzęczą ruble i dukaty,
Siewers złoto liczy:
— Dajcie podpis, pany braty,
Dla naszej zdobyczy!

Dajcie podpis na tym sejmie
Że Caryca — pani,
A wy że jej niewolniki,
I wierni poddani! —

Dla nas ludu trzy miljony,
Litwa i Podole —
Dla nas Wołyń — a Prusakom
Nadgoplańskie pole! —

Zakrzyknęła garstka prawych,
Z miejsca się porwała —
Patrzą — a tu w okna sali,
Zatoczone — działa!


Patrzą, aż tu w oknach sali
Błyszczą karabiny,
— Protestujem! — krzykną śmiało,
Polski wierne syny.

Na kibitki ich porwali
Z tym rozpaczy krzykiem,
Popędzili w śniegi, lody,
Śladem — za Sołtykiem.

A ci zdrajcy milczkiem siedzą,
Pospuszczali oczy,
Jakiś wielki ciężar hańby
Pierś ich głazem tłoczy...

Siedzą milczkiem — ale w duszy
Głos im woła wielki,
Sprzedajecie wrogom wolność,
Ziemi rodzicielki! —

Podpisali zdradę milczkiem,
I wyszli panowie:
A odtąd się sejm grodzieński,
— Niemym sejmem — zowie.

Choć on: Niemy — jest w nim przecie
Wielki krzyk dziejowy:
— Już wy nigdy nie zmyjecie
Hańby z waszej głowy!



O WIELKOPOLANACH.
(1793).

Hej, Wielkopolany,
Niech was Polska nie zna!
Bez jednego strzału,
Prusak wszedł do Gniezna!

Sześć tysięcy wojska,
Ale same baby!
Bez jednego strzału
Weszły do was szwaby!

Hej, Wielkopolany,
Zmarnieć wam tu trzeba!
Bo wam Polska ziemia
Nie da swego chleba!

Bo wam modra Warta
Nie da swojej wody,
Bo wam dusza zwiędnie,
Bez tchnienia swobody!

Hej, Wielkopolany,
Czarna to wam karta,
Żeście tak stanęli,
Jak karczma otwarta!


Przyszedł do was Prusak,
Jak do swego domu,
Nie byłoż, choć na strach,
Strzelić tam z was komu?

Hej, Wielkopolany,
Kto ojczyznę kocha!
Przecież wam ta ziemia
Matka — nie macocha!

A wyjdźcież na pole,
Prawe syny Lecha,
Zanućcie pieśń starą
Świętego Wojciecha!

Zanućcie pieśń starą,
Dobądźcie szablicy
W obronie ziem Piasta
I Bogarodzicy!

— Już nad Gopłem szumi
Ten nasz orzeł biały!
Hej, Wielkopolany,
Do broni! Do chwały!



CZĘŚĆ II

OFIARY.
(1793).

Co ty, głupi Moskalu,
Myślisz, że to już basta?
A czy nie wiesz, że jeszcze
Żyją wioski i miasta!

Pod Kargowem się broni,
Pan kapitan Więckowski,
Pan Kwilecki młódź zbiera,
Żyją miasta i wioski!

Pan Morawski w Poznaniu,
Na Rybakach straż trzyma,
Tylko wąsy pokręca,
Tylko mruga oczyma.

Przy nim dzielnych trzech synów
Stoi w bramie jak dęby:
A chłop niesie Ojczyźnie
Kęs ujęty od gęby...


Dzielny Kowal dał Polsce[3]
Okowane dwa wozy,
Pan Suchorski na zdrajców
Dał konopne powrozy.

Małachowski na czółnie
Flisów z Gdańska szedł gonić...
Na chleb wraca pszenicę,
Tym, co kraju chcą bronić.

Niosą panny, młodzieńce
Miłej Polsce ofiary...
— Jeszczeć ona nie zginie,
Póki starczy tej wiary!

Daje wdowa uboga
Swą ostatnią krowinę...
— Niech tam idzie dla wojska,
Toć bez mleka nie zginę! —

Mały żaczek, choć głodny,
Idzie w zgrzebnej koszuli,
Grosz przynosi, co dostał
Od niebogiej matuli!

Nie miał złota ksiądz pijar,
Co Skarżyński się zowie,
Wyjął stary zegarek:
— Niech wam służy na zdrowie!


Niosą ludzie ofiary,
Każdy Polskę ratuje...
Świat ich imion nie liczy,
Ale Bóg je spisuje!




ROK KOŚCIUSZKOWSKI.
(1794).

O ty wielki roku,
Kościuszkowski roku,
Wybłysłeś ty jako zorza,
Z naszych klęsk pomroku!

Gasły nam z kolei
Gwiazdy w burz zawiei,
Tyś zaświecił nad narodem,
Jak jutrznia nadziei!

Bez walki, bez trudu,
Dokonałeś cudu,
Połączyłeś dłonie bratnie
I szlachty — i ludu!

Połączyłeś dłonie
Ku kraju obronie,
Obudziłeś bohaterów
W Litwie i Koronie.


Wstałeś w imię Boga,
Zadziwiłeś wroga,
Poznał w tobie ten lud kmiecy,
Jak ojczyzna droga!

O ty wielki roku,
Kościuszkowski roku,
Dotąd ciebie wspominają
Starzy, ze łzą w oku!




HASŁO.
(1794).

Siedmiuset hułanów
Pod Pułtuskiem stoi.
Tylko się słoneczko
W jasnych lancach dwoi.

Tylko wietrzyk furczy
W krasne chorągiewki,
Parskają koniki,
Lecą z echem śpiewki!

Sam pan Madaliński
Na hułanów czele:
Tęgi żołnierz z niego,
Jakich dziś niewiele!


Sam pan Madaliński
Komendą dowodzi,
Kochają go wszyscy,
I starzy i młodzi!

Aż przychodzi rozkaz
Od rządzących Stanów:
— Panie Madaliński,
Rozpuść swych hułanów!

Patrzą się Moskale
Krzywem na cię okiem,
Nie chcą mieć takiego
Rębacza pod bokiem.

Zmarszczył się dowódca,
Wąsa gniewnie jeży: —
— Zrobię, jak da Pan Bóg,
I jak się należy!

— Cóż wolicie, bracia,
Wiary swojej pyta:
Bić się, czy się rozejść?
— Bić! — krzykną — i kwita!

Wpadli na Prusaka
Nim słońce zagasło,
Do walki za Polskę
Pierwsze dając hasło.


Powstał naród ze snu
I oczy przeciera...
A już sam Kościuszko
Wojsko sobie zbiera.

— A witajcie, Wodzu!
Witajcie, hułany!
Panie Madaliński,
Tęgo znak był dany!




PRZYSIĘGA.
(1794).

Na krakowskim rynku,
Wszystkie dzwony biją.
Cisną się mieszczany
Z wyciągniętą szyją.

Na krakowskim rynku,
Tam ludu gromada,
Tadeusz Kościuszko
Dziś przysięgę składa.

Zagrzmiały okrzyki,
Jak tysiączne działa...
Swego bohatera
Polska wita cała!


Wyszedł pan Kościuszko
W krakowskiej sukmanie,
Odkrył jasne czoło
Na to powitanie.

Odkrył jasne czoło,
Klęknął na kolana:
— Ślubuję ci życie,
Ojczyzno kochana!

Ślubuję ci życie,
Ślubuję ci duszę,
Za Bożą pomocą,
Wolność wrócić muszę!

Nie stoję tu w srebrze.
Nie stoję tu w złocie,
Lecz w pogardzie śmierci,
W staropolskiej cnocie! —

A mówił te słowa
W tak ogromnej ciszy,
Zdało się, że Pan Bóg
Tę przysięgę słyszy!

Zapłakał, zaszlochał
Naród dookoła...
Wstał Kościuszko, wstrząsnął
Krakuskę u czoła.


Zabłysła mu w ręku
Szabla poświęcona:
— Niech żyje — zawołał —
Litwa i Korona! —

I wzniósł ją oburącz
W to jasne zaranie:
— Ogłaszam przed niebem,
Narodu powstanie! —

A głosy buchnęły,
Wskróś rynku i grodu:
— Niech żyje Kościuszko,
Naczelnik narodu!

Ej, byłaż to chwila
I święta i boża...
Cała Polska drgnęła,
Od morza — do morza!




PIEŚŃ
POWSTANIA KOŚCIUSZKOWSKIEGO.
(1794).

W obliczu Boga krzywda nam się stała,
W obliczu Boga — cierpi Polska cała.
Pobitych synów płacze matka droga,
W obliczu Boga!


W obliczu Boga wznosimy sztandary
W obliczu Boga bronić będziem wiary
Bronić będziemy ojczystego proga,
W obliczu Boga!

W obliczu Boga idziemy na boje,
W obliczu Boga krew dajem i znoje.
Albo zginiemy lub zwyciężym wroga,
W obliczu Boga!




WIOSNA.
(1794).

Huczą rzeki, huczą,
Pozbyły się lodu,
Odżyły nadzieje,
Polskiego narodu!

Huczą rzeki, huczą,
Idące do morza —
Nad Polską krainą
Błysła nowa zorza.

Patrzą w niebo starzy,
Drżą do boju młodzi,
Jakaś wielka burza
Wiosenna przychodzi.


Jakieś błyski świecą,
Jakieś grają grzmoty,
Hej to ciągną nasze
Narodowe roty!

Hej, wiosno ty nasza,
Kościuszkowska wiosno,
Krwią naszą oblane
Kwiaty twoje rosną!




W KRAKOWSKIEJ KUŹNICY.
(1794).

Z krakowskiej kuźnicy,
Lecą rankiem głosy,
— Pan Kapostas kuje
Kosynierom kosy.

Już ich wykuł tysiąc,
Już i pięć tysięcy...
— Niechno będą ręce,
Znajdzie się i więcej!

Z krakowskiej kuźnicy
Lecą iskry snopem,
— Bił się Moskal z szlachtą,
Teraz będzie z chłopem!


Z krakowskiej kuźnicy,
Lecą huki młotów,
— Kto ojczyznę kocha,
Zginąć dla niej gotów!




POLONEZ KOŚCIUSZKOWSKI.
(1794).

Poszedł nasz Kościuszko przez ten polski kraj,
A ty mu, szablico, poloneza graj!

Poszedł nasz Kościuszko skróś tych łężnych ros,
A za nim wybłysła tęcza jasnych kos!

Poszedł nasz Kościuszko na boje, na trud,
A z nim wierne serca, wierny polski lud!

Poszedł nasz Kościuszko, jak na Boży sąd,
Za nim kos i szabel świeci długi rząd!

Poszedł nasz Kościuszko, jak wicher, jak grom,
Kos i szabel błyskiem osłonił nasz dom!

Poszedł nasz Kościuszko w sześć tysięcy par,
Zadrżał na swym tronie, ten moskiewski car.



PIOSNKA ŻOŁNIERZA.
(1794).

Idzie Kopeć od Kijowa,
Wysocki od Buga,
Świecą szable, biją serca,
Jak ta Polska długa!

Idzie Kopeć od Kijowa,
Wiedzie mężne roty,
A Wysocki przez Bug płynie
W ranek cichy, złoty.

Idzie Kopeć od Kijowa,
Z litewskimi pułki,
A nad hufcem Wysockiego
Latają jaskółki!

O ptaszęta wy kochane,
Powiem wam nowinę:
Lub za męstwo krzyż dostanę,
Lub za wolność zginę!



RACŁAWICE.
(1794).

W Racławickiem polu,
Świecą ranne rosy,
Migają się w jasnem słonku
Kosynierskie kosy.

Migają się kosy,
Nikt nie liczy wroga,
— Choć go będzie sto tysięcy,
Pójdziem w imię Boga!

Święconą szablicą
Pan Kościuszko skinął,
Jako orzeł w dwoje skrzydeł,
Wojsko swe rozwinął.

Na tem jednem skrzydle,
Parskają koniki,
Tam generał Madaliński
Sprawuje swe szyki.

Na tem drugiem skrzydle,
Pan Zajączek stoi.
Tam się błyszczą chorągiewki
Miga słonko w zbroi.


Runęli na Moskwę,
Jak burzy nawała,
Odparły ich kartaczami
Te moskiewskie działa.

Runęli na Moskwę
Jeden raz i drugi,
Nakryło się pole trupem,
Krwi spłynęły strugi.

Widzi pan Kościuszko
Te nieszczęsne boje,
Tak zakrzyknie: — Dalej za mną,
Kosyniery moje! —

I z pośrodka skrzydeł
Jak orzeł się wzbija,
A lud za nim z wielkim krzykiem:
— Jezus i Marya! —

Pędzi pan Kościuszko,
Za nim wiara cała,
Nakryły się ogniem, dymem
Te grające działa.

Aż wódz z dymów krzyknie,
— Ejże, moje chwaty!
Który tam z was gardziel zatka
Moskiewskiej harmaty?


Wnet skoczy na wały
Zuch Bartosz Głowacki,
Gołą ręką brać te działa,
A z nim Stach Świstacki.

Przelękła się Moskwa
Tak wielkiego męstwa,
Otrębuje odwrót sobie,
A nam pieśń zwycięstwa!




UNIWERSAŁ POŁANIECKI.
(1794).

Jeszcze echo racławickie
W polu się kołysze,
A w Połańcu[4] pan Kościuszko
Uniwersał pisze.

Pisze, podpisuje:
— Za krew i za rany,
Ziemię ci daruję,
Ludu mój kochany!

Jeszcze echo racławickie
W polu się kołysze,

A w Połańcu pan Kościuszko
Uniwersał pisze...

Pisze, podpisuje —
Za krew i za rany,
Wolność ci daruję,
Ludu mój kochany!




O KILIŃSKIM.
(1794).

Majster Jan Kiliński
Nie nosił kontusza,
Ale w nim siedziała
Tęga polska dusza.

Majster Jan Kiliński,
Był z Trzemeszna rodem;
Nieraz on zapłakał
Nad swoim narodem.

Stał wtedy w Warszawie
Igelström generał,
Powiadali o nim,
Że się na rzeź zbierał.


Powiadali o nim,
Że w Wielką Sobotę
Puści swych Moskali,
Na krwawą robotę.

Słyszy to Kiliński
Ze Starego Miasta,
I gniew w nim ogromny
Jak płomień urasta.

Słyszy to Kiliński
Poruszy wąsami:
— Jeszczeć mamy szable!
Jeszczeć Bóg jest z nami! —

Cicho jak przed burzą,
Dzwony farne biją,
Raz ostatni dzwonią
Przed rezurekcyą.

Już nie ma sposobu
Dłużej strzymać ręki...
Wstaje Chrystus z grobu,
Wstańmy i my z męki!

Jako płomień bucha
Za wiatru powianiem,
Tak buchnęło miasto
Narodu powstaniem.


Jeszcze śpi generał,
A tu huk się szerzy...
Jak piorun Kiliński
Na zamek uderzy.

Widzi pan generał,
Że tu nic nie wskóra,
Za babę przebrany,
Dał z Warszawy nura.

A tu pan Kosmowski
Na odwach już wali,
Zabrał proch i bronie,
A wygnał Moskali.

Bije, a nie pyta,
Kto tam w Boga wierzy...
Wycięli rzeźnicy
Bataljon żołnierzy.

Od Wielkiego Czwartku,
Do Wielkiego Piątku,
Nalali Moskalom
Ołowiu, jak wrzątku.

Biją w wielki czwartek,
W wielki piątek biją,
Oczyścili miasto,
Na rezurekcyą!


Dwa tysiące Moskwy,
Jakby grad wychłostał,
A Kiliński — z szewca,
Pułkownikiem został:

O moja Warszawo!
Cóż cię to zbawiło?
— Jedno mężne serce,
Co miłością biło!




POD SZCZEKOCINAMI.
(1794 r. 6 czerwca).

Widzi Moskwa, że nie sprosta,
Gdzie odwaga taka,
Więc do boju na Kościuszkę
Przyzywa Prusaka.

Wieją orły, świecą kosy
Cichemi polami,
Stanął z wojskiem pan Kościuszko
Pod Szczekocinami.

Wpadła na nich jazda wroga,
Jak gradowa chmura,
Krzyczą nasi: W imię Boga!
Krzyczy Moskwa: — Hura!


Jak dwa wichry, tak się starli,
Aż z krwi poszła para,
Przełamała jazdę wroga
Nasza dzielna wiara!

Świszczą szable, błyszczą kosy,
Aż się oko mruży...
Wtem zahuczą pruskie działa,
Jako grom wśród burzy.

Zachwiały się w rękach szable,
Zachwiały się kosy,
Pokryło się pole trupem,
Jak krwawemi kłosy.

Jak lwy, tak się rzucą nasi
Na pruską redutę,
Kosyniery pędzą w błyskach
Dymami osnute...

Widzi, widzi pan Kościuszko
Jak się jęli walić,
Do odwrotu trąbić kazał,
Żeby lud ocalić.

Trzykroć tyle było wroga,
Trzykroć większa siła,
Armatami i bagnetem
Na naszych tam biła.


Tam Wodzicki padł generał,
I Grochowski dzielny,
A Sanguszko tam osłaniał
Odwrót nieśmiertelny.

Ściągają się Kosyniery,
Mężne hufce nasze,
Ale jeszcze w drodze rażą
Kosy i pałasze.

Oj ty pole szczekocińskie
Trupami zasłane,
Nie zadałoś ty nam hańby,
Lecz szlachetną ranę!




JAK BYŁO NA LITWIE.
(1794).

— Hej, orle ty biały,
Na skrwawionej błoni,
Czemuż niema przy twym boku
Litewskiej Pogoni?

Czy w swych czarnych borach,
Tak zagłuchła Litwa,
Że jej echem nie dolata,
Racławicka bitwa?


Czy my to nie byli,
Od wielkiej godziny,
Zygmuntowskiej Unii sławnej
Jednej matki syny? —

— Ozwały się echa,
Senny kraj się budzi,
Pierwsze wstają Szawle dzielne,
Na tej świętej Żmudzi.

Pierwsze Szawle wstają,
Do szabli do korda —
Nie zastraszy ich bagnetem
Ta moskiewska horda.

Jako jasna zorza
Złocistemi głoski,
Świeci mężny tam Zawisza
Świeci Niesiołowski.

Wstaje ród Prozorów
I Giedrojcie wstają —
Za ojczyzny miłej wolność
Walkę ogłaszają.

O cudnież przez wieki,
Jak gwiazda zaświeci,
Imię dzielnych tych wojaków
Na wnuki i dzieci!



O JASIŃSKIM.
(1794).

Ruszył Moskal w drogę pilno —
— Pan Jasiński[5] bierze Wilno!
— Hej, Moskalu będzie bieda,
Twój Arseniew[6] rady nie da!

Już się zrywa gniewna rzesza,
Przedawczyków Moskwy wiesza,
— Ej, Moskalu będzie bieda —
Twój Arseniew rady nie da!

Pan Jasiński, rycerz w boju,
Rzewny pieśniarz wśród pokoju,
Jak zakrzyknął na swe roty,
Tak je nakrył tuman złoty.

Jak zakrzyknął na swe pułki,
Rozleciały się jaskółki,
W każdą chatę i poddasze,
Pieśń wolności niesie ptaszę.


Pod Niemczynem, Polanami,
Bił się Moskal z Litwinami...
Ej, Moskalu, będzie bieda,
Twój Arseniew rady nie da!




JESZCZE O LITWINACH.
(1794).

Nad Wiliją, nad rzeką,
Jak zajrzeć daleko,
Moskale tam stoją,
Do szturmu się zbroją.

A to Wilno stare
Ma szable i wiarę,
Ufa swej szablicy
I Bogarodzicy.

Nie zjedna się z wrogiem —
Przysiągł to przed Bogiem
I wiary nie złamie —
Przysiągł w Ostrej Bramie.

A ta Ostra Brama,
To tarcza jest grodu.
Tam Najświętsza sama
Królowa narodu.


Co rano tam z wałów
Armaty w świt biją —
A w pośród wystrzałów —
Grzmi: Zdrowaś Maryo!

Bo Wilno to stare
Ma szablę i wiarę,
Nie rzuci szablicy,
Ni Bogarodzicy!




O CZARNOBACKIM.
(1794).

Kiedy Litwin się uda
To pisz o nim choć cuda!
Czarnobacki tak słynie
W całej polskiej krainie.

Radzi Moskwa: — Ej braty,
Co nam szturmy, armaty,
Wpadniem milczkiem do miasta,
Weźmiem Wilno i basta!

Czają, czają się sznurem,
Popod wałem, pod murem,
A to słońce lipcowe
Żarem sypie na głowę.


Nie spodziała się Litwa,
Co ją czeka za bitwa,
A tu rota Moskali
W Ostrą Bramę już wali.

Czarnobacki tam klęczał,
Bił się w piersi i jęczał,
W tej Ojczyzny potrzebie
Do Królowej na niebie.

A wtem spojrzy — i roty
Czarnej widzi piechoty.
I bagnety jej lśniące —
Sam był — a ich — tysiące.

A harmata nabita
Na lawecie tam stała...
Czarnobacki lont chwyta
I przytyka do działa...

Jakże błyśnie, jak grzmotnie,
Strzał potężny stokrotnie!
Jakże pluną kartacze
Na moskiewskie brodacze!

Co dosięże, to wali...
Zmyka rota Moskali,
Bo myśleli, że z działa
Kupa ludu strzelała...


Padło ich tam niemało
I po drodze zostało —
Czarnobacki zaś słynie,
W całej polskiej krainie!




OBLĘŻENIE WARSZAWY.
(1794).

Lecą orły ponad Wisłą,
Szumią w pióra krwawe,
Już Moskale i Prusaki
Oblegli Warszawę.
Już z pod Szczekocina,
Zbiera się drużyna,
Pan Kościuszko się do swoich
Przez wroga przerzyna!

Witajże nam, wodzu drogi,
Z twoją mężną wiarą!
Bronić będziem tej Warszawy
Nad tą Wisłą starą!
Bronić będziem grodu,
Stolicy Narodu,
Ni się boju nie ulękniem,
Ni śmierci, ni głodu! —


Dzielnych, wodzu, towarzyszy, —
Dzielnych masz żołnierzy,
Okryją się oni laurem,
Kiedy wróg uderzy.
Pan Henryk Dąbrowski,
Książę Poniatowski,
Wpisują się w księgę sławy
Złocistemi głoski.

Bitwa! bitwa! dwakroć wroga,
Co nasza załoga,
A nie puścił go Kościuszko
Do naszego proga!
Odparł szturm Moskali,
Na Prusaków wali,
Jako burza na nich spada,
Jako piorun pali!

Hej, zawcześnieś ty się wrogu
Wybrał do nas w gości,
Jeszcze tutaj są obrońce
Kraju i wolności!
Jeszcze są ramiona
I szabla wzniesiona,
Jeszcze ci się nie dostanie
Ta Polska Korona.




O CHORĄGWI KOSYNIERÓW[7].
(1794).

A cóż to tam za chorągiew
Wieje nad okopy?
Narodowe barwy na niej
I złociste snopy.

Kosa z piką na krzyż w snopie
Z orłem i pogonią —
Dookoła napis cudny:
— »Żywią nas i bronią!«

Chwała tobie, polski ludu,
Co takie sztandary
Wznosisz — broniąc pól ojczystych,
Wolności i wiary!




PIERŚCIEŃ KOŚCIUSZKI.
(1794)

Zabłysły po szturmie
Słoneczne promienie,
Kazał bić Kościuszko
Złotnikom pierścienie.


W pierścieniu napisy
Dał złotemi rysy:
— Ojczyzna — obrońcy,
Za swe wybawienie.

Pierwszy pierścień włożył
Pan Henryk Dąbrowski,
Już on go nie zdejmie,
Tu, ni w ziemi włoskiej.

Błyszczący, jak zorza,
Przez góry, przez morza,
Przyniesie go kiedyś
Z Legjami do Polski!




O BERKU PUŁKOWNIKU.
(1794).

I żyd błysnąć może
Męstwem — jak królewicz!
Pod Kościuszką walczył
Berek Joselewicz.

Sam dzielnego ducha,
Innym go dodawa:
— Bracia moi — woła —
Spieszmy w bój, gdzie sława!


Dosyć, z łaski nieba
Mieliśmy tu chleba,
Mieliśmy tu wody,
Dziś — trzeba swobody!

I żydom nie braknie
Odważnego serca!
Kto nie walczy za kraj,
Ten jest przeniewierca!

Obudźmy się, bracia!
Sen nasz nazbyt długi!
Bądźmy syny Polski,
My — dotąd jej sługi. —

Posłyszeli żydzi,
Nabrali odwagi,
Idą za kraj walczyć
U okopów Pragi.

Czterystu ich było,
Czterystu walczyło,
Kilku ledwie w ranach
Do domu wróciło.

U okopów Pragi
Pomnik tam stać będzie
Z napisem: Ojczyzna —
Berkowej komendzie!



UŚCISK WODZA.
(1794).

Wojciech Sroka i Jan Grzywa,
Chodzą flisem, jak to bywa,
Jakby dobrał ich do pary,
Jeden chromy, drugi stary.

Słyszą, co się w świecie dzieje,
Że nad Polską zorza dnieje,
Radziby też lecieć z kosą,
Ale nogi nie zaniosą.

— Jak nie możem w kosyniery,
To oddajmy choć talery,
Choć talery, choć dukaty,
Na te kulki do armaty! —

Wysypują z mieszków złoto,
I miedziaki swe z ochotą,
Co przez cały wiek zebrali,
To dla miłej Polski dali!

— Bierzcie panie — choć bez liku,
Kosynierów Naczelniku!
Bierzcie, panie, co się zmieści
Jest czerwieńców tu trzydzieści.


Toć na pochów my składali!
— Niech się — mówim — światło pali,
Ale kiedy kraj w potrzebie,
Co po świecach na pogrzebie!

Łzę Kościuszko ściera z twarzy,
Radość w oku jego żarzy.
I do serca ich przytula...
— Trafi wroga taka kula!




O KURPIKACH.
(1794)

Zdawna Polska już słynie,
Kurpikami dzielnemi,
Co to jeszcze Szwedowi
Wziąć nie dali swej ziemi.

Siedzą Kurpie nad Narwią,
Siedzą z dziada, pradziada,
O tych wojnach, o Szwedach
Ojciec synom powiada.

Opowiada, jak dzielnie,
Biły wroga tam chwaty,
Jak po bitwie ukryli
W gęstej puszczy harmaty.


Idzie Prusak i pyta:
— Gdzie to macie te działa?
A Kurpiki mu na to:
Woda je nam zabrała. —

Wieją orły, pogonie,
Idą polscy żołnierze.
Lecą Kurpie: — Są działa!
Niech Ojczyzna je bierze!

Może niema kto strzelać
To będziemy i sami,
Toć się nasze pradziady
Tęgo biły z Szwedami!

Chce Kościuszko im płacić,
A Kurpiki: — Nie trzeba!
A toć darmo Ojczyźnie
Każe służyć Bóg z nieba!

Jeden dukat weźmiewa:
Niech się chłopcu dostanie,
Co się w dzień ten urodził,
W samo polskie powstanie!




W KOŚCIANIE.
(1794).

W Wielkopolsce, w Kościanie,
Ogłoszono powstanie:
— Kto ojczyznę miłuje,
Ten do walki niech stanie!

Bracia nasi w Warszawie,
Giną mężnie i w sławie,
Myż będziemy patrzyli.
Obojętnie, ciekawie?

Razem walczmy i gińmy,
Choć wróg dzieli zdradziecki! —
Krzyknie Józef Wybicki,
Krzyknie Lipski, Szczaniecki.

Grzmi wnet Poznań nad Wartą,
Grzmią poliste Kujawy.
Dyonizy tam Mniewski
Szablą krzesze świt sławy!

Płyną Wisłą galary,
Prusak spławia armaty,
Wnet rzuciła się wiara,
Wnet odbiły je chwaty!


Miały działa Warszawie
Dać się krwawo we znaki,
Teraz prochy i kule —
Na was pany Prusaki.




O SEKULIM.
(1794).

I od prochu i od kuli
Gorszy Prusak jest Sekuli!
Jeńców polskich on żelazem
Rozpalonem znaczył razem!

Srogi tygrys nie tak dziki,
Jak te pruskie pułkowniki,
Prędzej szakal się rozczuli,
Niż ten pruski zwierz — Sekuli.

Dzielne Polki chwyta nocą
Z szat odziera je przemocą,
Matki, córki, do koszuli,
Sam obnaża — zwierz Sekuli!

Pod szubienic ciągnie słupy
Gdzie ich synów, braci trupy
A gdy która oczy stuli —
Siec je każe — zwierz Sekuli!


Hej, Prusaku ty ohydny,
W całych dziejach będziesz widny,
Wszyscy prawi będą pluli
Na to imię twe — Sekuli!




BOHATEROWIE WIELKIEJ POLSKI.
(1794).

Oj ty Wielkopolsko,
Orłów naszych gniazdo,
Zabłysłaś ty sławą,
Jako złotą gwiazdą.

Dziewanowski mężny
Zwiódł tam bój orężny,
I pod Zabiszynem
Okrył się wawrzynem.

Tam wolności zorza
Błysnęła z Pomorza,
Kruszyński się o nią
Bił rycerską bronią.

Dąbrowski tam dzielny
Wziął dank nieśmiertelny
Gdzie szedł — przed nim w nogi
Szły pruskie załogi!


Madaliński imię
Pisał w harmat dymie,
Pisał w gromach działa,
Że aż ziemia drżała!

Tam i kosyniery,
Chłopy — bohatery,
Okryły się krwawo
Ranami i sławą.

Któż nie wie, kto nie zna,
Onych to z pod Gniezna,
Dwóch żernickich chłopów,
Broniących okopów!

We dwóch — tak jak byli,
Bramy tam bronili,
Wcale ich nie straszy
Brzęk pruskich pałaszy.

We dwóch polskich chłopów
Musiał wróg bić z działa!
Polegli obrońcę,
Lecz żyje ich chwała!



MOSKIEWSKA POWÓDŹ.
(1794).

Oj, powódź idzie sroga —
Nie wody — ale wroga —
Z jesiennym wichrem bije
W tę ziemię polską trwoga.

Dwie rzeki Moskwy płyną
Tą naszą Ukrainą,
Oj, będzie krwawe morze,
Tam, gdzie się z sobą miną!

Suworów idzie srogi,
Brytana ma u nogi...
Gdzie przejdzie, płoną miasta,
Truchleją wiosek progi.

A drugą — niedaleko,
Ten Fersen płynie rzeką,
Przegraża się Warszawie,
Że dziatki w niej wysieką.

Na drodze z małej wioski,
Z pod Krupczyc Sierakowski,
Na ogrom ten się waży,
Tnie Moskwę z łaski boskiej.


Zdumieli się Moskale,
Polały się krwi fale —
A imię bohatera
W niezgasłej świeci chwale!




STRASZNE DNIE.
(1794).

— Hej! — rzecze Kościuszko —
Polska się nam skończy,
Jak się ten Suworow
Z tym Fersenem złączy.

Choćby trupów wałem
Rozdzielić ich trzeba!
Dalej, mężna wiaro,
Dalej, w imię nieba!

Ranny wiatr powiewa,
Ranna rosa chłodzi —
Już nad naszą Wisłą
Krwawa zorza wschodzi.

Oj, nie zorza, bracia,
Lecz bagnety krwawe!
Fersen i Suworow
Ciągną na Warszawę!


Ścisnęły się serca
U matek i dzieci,
Już moskiewski bagnet
Poza Wisłą świeci.

Już idą, już płyną
Te mongolskie roty —
Nocami psi wyją
Na ten miesiąc złoty.

O Kościuszko dzielny,
W tej ciężkiej potrzebie,
Całej Polski oczy
Zwrócone na ciebie!




O MACIEJOWICKIEJ KLĘSCE[8].
(1794  10 października).

W krwawych zorzach wstaje słońce,
Idzie garstka na tysiące,
Krwawa rosa ziemię plami —
Hej, pod Maciejowicami!


Ledwie obrzasł świt zdaleka,
Na Fersena wiara czeka —
Na bój czeka z Moskalami,
Hej, pod Maciejowicami!

Sunął Fersen z swemi roty,
Jak grom rzucił swe piechoty.
Krzyczą nasi: »Bóg jest z nami!«
Hej, pod Maciejowicami!

Już się biją, już się zwarli,
Już Moskali wstecz odparli,
Gaśnie bagnet przed szablami,
Hej, pod Maciejowicami!

Wściekły Fersen konia zwrócił,
Pułk sybirski na nas rzucił.
Pułk sybirski z bermycami.
Hej, pod Maciejowicami!

— Idźcie, moje grenadiery,
Na te polskie bohatery —
Roznieście ich bagnetami —
Hej, pod Maciejowicami!

Ścisnęły się roty nasze
Świszczą kule, tną pałasze.
Pole czerni się trupami, —
Hej, pod Maciejowicami!


Wre i kipi bój zajadły,
Wodzickiego roty padły,
Padły roty z rotmistrzami..
Hej, pod Maciejowicami!

Jęk w powietrzu leci srogi,
Już wykłuty co do nogi
Pułk Działyńskich legł snopami...
Hej, pod Maciejowicami!

Już to nie bój — rzeź śmiertelna,
Cofa się piechota dzielna —
Garść — rozbita tysiącami...
Hej, pod Maciejowicami!

Pod Kościuszką dwa już konie
Ubił Moskal w tej obronie,
Ubił Moskal kartaczami, —
Hej pod Maciejowicami!

Na trzeciego skacze, bieży,
Zbiera garstkę swych żołnierzy,
Jeszcze go nadzieja mami...
Hej, pod Maciejowicami!

W czworoboku jazda nasza,
W cztery strony błysk pałasza,
W cztery strony śmierć nad nami, —
Hej, pod Maciejowicami!


Tak stanęli przeciw wroga,
Za plecyma topiel sroga —
Topiel sroga z moczarami, —
Hej, pod Maciejowicami!

Byle wytrwać, a doczekać!
Pan Poniński nie miał zwlekać,
Wnet swą odsiecz złączy z nami —
Hej, pod Maciejowicami!

Stają z czołem podniesionem,
Stają kara-bataljonem,
Jaśni szabel swych błyskami —
Hej, pod Maciejowicami!

Jeszcze odsiecz nie ściągnęła,
Już im tyły Moskwa wzięła,
Walą roty moczarami, —
Hej, pod Maciejowicami.

Rozprzęgły się cztery ściany —
Już czworobok nasz złamany;
Pierzcha jazda przed rotami, —
Hej, pod Maciejowicami!

Pan Kościuszko do nich skoczy,
A wtem Moskwa go otoczy
Kłuje spisą, tnie szaszkami, —
Hej, pod Maciejowicami!


Leci z konia, padł wśród dziczy...
— Koniec z Tobą, Polsko! — krzyczy.
Żywcem biorą go z ranami, —
Hej, pod Maciejowicami!

Sześć tysięcy tam zostało,
Sześć tysięcy legło z chwałą,
Z ojczystymi sztandarami...
Hej, pod Maciejowicami!

Pełne trupa krwawe pole,
Resztę Moskwa gna w niewolę,
Bije knutem i szaszkami, —
Hej, pod Maciejowicami!

Tam Kniaziewicz poszedł w pęta,
Kamińskiemu wolność wzięta,
Tam i Kopeć szedł z druhami —
Hej, pod Maciejowicami!

Tam i Moskwie los odpłacił,
Wojsk połowę Fersen stracił;
Usłał pole Moskalami —
Hej, pod Maciejowicami!

O, Poniński, tyś zawinił!
Tyś do klęski się przyczynił!
Tyś nie złączył sił swych z nami, —
Hej, pod Maciejowicami!



OBRONA.
(1794).

Zdala słychać jęk i krzyki
To Suworów idzie dziki,
Już zaświecił szaszką nagą,
Ponad Wisłą, ponad Pragą!

Bronią się tam nasi twardo,
Biją mężnie, giną hardo,
Żaden żywcem wziąć się nie da,
Każdy życie drogo przeda!

Tam Jasiński Jakób zginął —
Co na Litwie męstwem słynął
Tam i Berek padł na wale,
Przy Grabowskim generale!

Bronią mostu i przeprawy,
Bronią wstępu do Warszawy
Własną piersią, trupy swemi,
Bronią serca polskiej ziemi!

Bohaterów garstko dzielna,
Pamięć twoja nieśmiertelna!
I wróg nawet czoło chyli,
Gdzie my legli, gdzie walczyli!



RZEŹ PRAGI.
(1794 4 listopada)

Zaszło słońce w krwawe morze —
Błysnął bagnet, błysły noże,
Suworowa pałasz nagi —
Błysnął hasłem na rzeź Pragi!

Rzuci się zajadła tłuszcza,
Siwym starcom nie przepuszcza,
Przed oczyma ojca, matki
Rozrywają żywcem dziatki.

W każdym domu trupy leżą,
Pluszczą progi krwią ich świeżą
Po ulicach krwi się fala
Aż ku Wiśle gdzieś przewala.

Jeszcze nie syt Moskal srogi
Wydał hasło do pożogi —
Staje Praga w ogniach cała,
Pożar na jej dachach pała.

Po ulicach wichr przegania
Kłęby dymów, jęk konania,
Okrzyk zgrozy w niebo leci,
Skwierczą w ogniu ciała dzieci!


W żadnej ludzkiej świata mowie
Mąk tych słowo nie wypowie
I nikt nie ma dość odwagi,
By opisać tę rzeź Pragi!

Dymią zgliszcza i krew dymi,
W jeden mordu stos olbrzymi,
A przez trupy do Warszawy
Sam Suworow wchodzi krwawy!

Suworowie! Póki żyjesz
Krwi tej z rąk twych nie obmyjesz!
Imię będziesz miał u świata,
Nie żołnierza — ale kata!




UPADEK POWSTANIA W WIELKOPOLSCE
(1794 10 listopada).

Już i Tobie Wielkopolsko,
Bije klęski hasło,
Już i twego męstwa płomię
W krwi przelanej zgasło!

Z Maciejowic lecą echa,
Leci wieść z Warszawy,
Nie obronisz gniazda swego,
O ty orle krwawy!


W Radoszycach, tam się zdała,
Dzielna wiara nasza;
Tam odjęła Wielkopolska,
Od boku pałasza.

Leci orzeł z gniazda biały,
Leci bez korony,
A nad tobą, Wielkopolsko,
Jastrząb wznosi szpony!




TRZECI ROZBIÓR.
(1795).

Z trzech stron wicher srogi,
Z trzech stron idą wrogi,
Ach, któż cię już ocali,
O kraju ty nasz drogi.

Już Ostra Brama wzięta,
Już Praga w pień wycięta,
Już Prusak z wież Poznania
Ostatnie orły zgania.

Z trzech stron dmie wichura,
Z trzech chmur jedna chmura,
Już gromem piorun bije,
W skrwawione orle pióra!


Już kraj w troje dzielą,
Już łupem się weselą —
Już Polskę rozebrali,
Już grób jej kopać dali.

Już kamień ją przywala
Prusaka i Moskala,
Lecz Polska żyje w grobie,
I wstanie w wiosny dobie!

Choć oczy jej zamknięte,
Choć usta niemo ścięte —
Choć ostrzem pierś przebita,
Powstanie — gdy zaświta!



CZĘŚĆ III: LEGIE.
1797

W ŚWIAT!
(1797).

Trudno zwyknąć ci do klatki,
Siwy sokole,
Jeszcze trudniej Polakowi,
Znosić niewolę.

Lepiej kędyś w obcej stronie
Szukać mogiły,
Niźli patrzeć jak w okowach,
Jęczy kraj miły!

Za górami, za morzami,
Orłowie kraczą,
Idzie Polak w świat daleki,
Drogą tułaczą.

Miłe progi żegna w chacie,
Łzami rzewnemi,
A na piersiach niesie grudkę
Ojczystej ziemi.


Siwy konik zarży czasem,
Brzęknie ostroga...
Idę walczyć, w imię twoje,
Ojczyzno droga!




LEGIE.
(1797).

Za Niemen! Za Wisłę!
W ten cudny kraj włoski!
Tam zbiera legjony,
Pan Henryk Dąbrowski!

Sześć tysięcy naszych
Pod bronią tam stoi,
Już się Suworowa
Dzikiego nie boi!

Jeden legion wiedzie
Jenerał Rymkiewicz,
Drugiemu przywodzi,
Nasz dzielny Kniaziewicz.

Na konikach skaczą
Szwoleżery nasze[9].

Mundur narodowy,
Przy bokach pałasze.

Lance z chorągiewką
W rannem słońcu świecą,
Orły białe nasze
Znów pod niebo lecą!

W piersi serce mężne,
W czynach bohaterstwo,
A godło Legjonów:
— Wolność i Braterstwo![10]




NA KAPITOLU.
(1798)

W huku armat, w kłębach dymu,
Po słonecznej sławy drodze
Wiodą Legje aż do Rzymu,
Na kapitol nasi wodze.

Trzeci Maja rankiem złotym
Błysnął właśnie na błękicie...
Rzekł Dąbrowski: Oto stoim,
Na prastarej chwały szczycie!


Z kapitolu, z wolnej ziemi,
Wobec ludów, wobec Boga,
Protestuję przeciw gwałtom,
I przemocy dzikiej wroga!

Tam na troje Polska nasza
Rozdzielona dźwiga pęta...
Nie odpaszę już pałasza,
Aż cię pomszczę, Matko święta!

Aż w twych bojach do wolności
Czoło zwieńczą nam wawrzyny,
Aż się wrócim do ojczyzny,
Wolnej ziemi, — wolne syny!

A z Legjonów okrzyk buchnął,
Aż Kapitol zadrżał stary:
— Życie nasze dla ojczyzny,
Dla wolności i dla wiary!




»JESZCZE NIE ZGINĘŁA!«
(1798).

Jako w polu przeoranem,
Siew runieje wiosną,
Tak i w mężnych polskich sercach
Znów nadzieje rosną.


Śpiewa żołnierz na widecie,
Śpiewa u ogniska,
A Ojczyzny imię drogie,
Jak gwiazda mu błyska!

Aż z nadziei urodzona,
Piosenka wionęła
Nad Legjony nasze dzielne —
»Jeszcze nie zginęła!...

Kto ją pierwszy tam wyśpiewał[11]
Nikt już dzisiaj nie wie —
Ale żyje duch Legjonów
W tym nadziei śpiewie.

Przeleciała piosnka góry,
Przeleciała morza —
Zaświtała w ziemi polskiej,
Jak nadziei zorza.

Choć nas przemoc gnębi wroga,
Choć nam głos odjęła,
Lata piosnka nad polami:
— »Jeszcze nie zginęła!«



O NAPOLEONIE.
(1798).

A nad światem błyska gwiazda,
Blaskiem sławy ozłocona,
I olśniła Europę —
Gwiazda Napoleona.

Jak grom spadał on na króle,
Z tronów zrzucał, dawał trony,
Ku niemu się oczu ludzkich
Zwracały miljony!

Odświeżyły świat, jak burza,
Bohaterskie jego boje,
Z nim Legjony połączyły
Narodowe orły swoje!

Jego sprawa — nasza sprawa,
Jego bitwy — nasze bitwy.
On rzekł: Wrócę wolność Polski,
Wrócę wolność Litwy!

Więc gdzie skinął — tam legjony
Walczą, giną, cierpią blizny —
A nadzieja krzepi serca,
Że to czynią dla Ojczyzny!



Z ZIEMI WŁOSKIEJ.
(1798)

Nadłożyli tam Polacy,
W onych bojach nieraz głową,
A kto ginął, ten się cieszył,
Że za wolność narodową.

Tam Kniaziewicz wziął Gaetę,
W tysiąc ludzi pobił wroga,
Choć z fortecy biły działa,
Choć broniła się załoga.

Tam się w sławił pan Chłopicki,
Tam w szeregach pan Dąbrowski.
Jako prosty żołnierz walczył,
Choć pułkownik kościuszkowski.

Tamby pomnik stawiać trzeba
Niejednemu Polakowi;
Na Lombardzkiej tej równinie
Pod Leniano, Trebją, Novi.

Pierwszy żołnierz nasz był wszędzie
Do ataku, do obrony,
Zasłynęły bohaterstwem
W ziemi włoskiej te Legjony.



NAD DUNAJEM.
(1800).

Z Napoljonem, w ranek złoty,
Wiódł Kniaziewicz swoje roty
W nowe strony, w nowe boje
Wiódł nad Dunaj Legie swoje.

W Hohenlinden spotkał wroga,
W Hohenlinden bitwa sroga —
Trzykroć tyle Niemców było,
A umknęli przed tą siłą.

Tam porucznik Kostanecki,
W ośmiu szaniec wziął niemiecki,
I stu Niemców się poddało,
Przed tą garstką tchórząc małą.

Bo się z taką rzucił siłą,
Jakby za nim wojsko było —
A to jedna szabla — za sto —
Jedno serce za sto biło!

Tak nastawiał pierś swą nagą,
Tak zadziwiał świat odwagą —
Tak się wieńczył laurem chwały,
Narodowy orzeł biały!



O POLSKIM ŻOŁNIERZU I O JENERALE
FRANCUSKIM.
(1800).

Był tam ułan nad ułany,
Pawlikowski Janek zwany,
Cały oddział sam wymłócił
Jak się w niego z lancą rzucił.

Jedno mu, czy śmierć, czy rana —
Zakłuł najpierw kapitana,
Zakłuł potem porucznika,
A piechurów wziął do łyka.

Jak skończyła się ta praca,
Do obozu z jeńcem wraca,
A w obozie był tą porą
Wódz francuski, sławny Moro[12].

Ten zdumiony męstwem takiem,
— Kto ty? — pyta — Jam Polakiem.
Wziął jenerał kieskę w rękę,
Przyjmij — rzecze — tę podziękę!

Pawlikowski stał przed rotą —
Twarz mu zdobią męskie blizny,

— Jenerale! — nie za złoto,
Lecz się biję dla Ojczyzny!

Umilkł — Moreau spuścił oczy,
Potem na pierś zucha skoczy,
I zawoła: — Nie zaginie —
Kraj, co z takich synów słynie!




ORZEŁ WRACA.
(1804[13]).

Napoleon w Berlinie
Pisze Niemcom swe prawa,
Wstaje Poznań do walki,
Drży do boju Warszawa.

Wraca orzeł nasz biały,
W swe piastowskie dzielnice,
Grają trąby, brzmią pieśni,
Sypią kwiaty dziewice.

I wodzowie wracają
Do ojczystej zagrody,
W pyle, w trudzie, w ranach,
Lecz z piosnką swobody.


A witajcież nam wodze,
Kniaziewiczu, Dąbrowski,
Coście drogą szli sławy
Z ziemi włoskiej do Polski!

Witaj garstko walecznych,
Co przynosisz w dom stary
Uwieńczone wawrzynem
Narodowe sztandary!




WĄWÓZ SAMOSIERRY.
(1808).

A czyjeż to imię,
Rozlega się sławą,
Kto walczy za Francyę
Z Hiszpanami krwawo?

To konnica polska,
Sławne szwoleżery
Zdobywają cudem
Wąwóz Samosierry.

Już francuska jazda
Cofa się w nieładzie,
Pod śmiertelnym ogniem
Wał trupów się kładzie.


A wtem Napoleon
Na Polaków skinął:
Skoczył Kozietulski,
W czwórki jazdę zwinął.

Na wiarusów czele
Jak piorun się rzucił,
Wziął pierwszą bateryę,
Ale już nie wrócił.

Skoczył Dziewanowski,
Jak piorun się rzucił
Wziął drugą bateryę —
Ale już nie wrócił.

Skoczył Krzyżanowski,
Jak piorun się rzucił
Wziął trzecią bateryę —
Ale już nie wrócił.

Jeszcze się została
Ta baterya czwarta...
Bronią jej Hiszpanie
Walka wre zażarta.

Niegolewski młody
Spiął konia ostrogą —
— Może stracę życie —
Lecz przedam je drogo!


Jak wicher się rzucił,
I jak błyskawica
A za nim, jak burza
Ta polska konnica.

Już biorą armaty,
Już tną kanoniery,
Już wzięli Polacy
Wąwóz Samosierry!

Niegolewski ranny
Z konika się chyli —
Napoleon do piersi
Orła mu przyszpili.

I rzecze ściskając
Rannego junaka:
— Niema niepodobnej
Rzeczy — dla Polaka!




OBLĘŻENIE SARAGOSSY.
(1808).

Pod murami Saragossy
Piła ziemia krwawe rosy,
Piła ziemia krwawe rzeki,
W pośród głodu, moru, spieki.


Z rozpaczą się miasto broni,
Nie zsiadają nasi z koni,
Aż pod orłów białych wodzą,
Pod kul gradem w miasto wchodzą.

Tam Chłopicki walczył dzielnie,
Męstwem wsławion nieśmiertelnie.
Tam zginęła garść niemała,
Których imię wieńczy chwała.

Wasilewski padł tam mężny,
Padł Wysocki i Lipiński,
Tam Laskarys dzielny zginął,
I granatem trafion Gliński.

Tam Markowski w pojedynkę
Wziął sześć armat bez obrony,
Bo uciekły kanoniery,
Myśląc, że jest człek szalony.

Tam pułkownik Sobolewski
Padł i z kulą tkwiącą w ranie
— Naprzód, wiaro! — wołał — Naprzód!
Lżejsze będę miał skonanie!

Tam gwardzista Francuz krzyknął,
Widząc naszych przy tej pracy:
— Jakże Polska upaść mogła,
Kiedy tacy są Polacy!


Pod murami Saragossy,
Legło naszych dwa tysiące,
Ale siły narodowe
Okryło tam chwały słońce!




»IDZIE ŻOŁNIERZ!...«
(1808).

Oj, zapoznał się tam Polak
Z głodem, trudem i niewczasem.
Nim zaśpiewał tę piosenkę:
— Idzie żołnierz borem, lasem...

W szmaty poszedł mundur stary
Przypasany ledwo pasem...
W San Domingo bić murzyny
— Idzie żołnierz borem, lasem...

Idzie, płynie lądem, morzem,
Znosi nędzę, upał srogi —
A wolności twej nadzieja
Krzepi serce, kraju drogi!

Więc choć pada, choć omdlewa,
Jeszcze piosnkę nuci czasem,
O ojczyźnie jeszcze śpiewa:
— Idzie żołnierz borem, lasem!...




POD RASZYNEM.
(1809).

Pod Raszynem, pod Warszawą,
Idą nasi w bitwę krwawą[14],
Osiem tylko ich tysięcy,
A czterykroć wroga więcej.

Na koniku siwym jedzie
I ułanów swoich wiedzie
Dzielny, mężny i bez troski
Książę Józef Poniatowski.

Pod Raszynem grają działa,
Idzie w ogień wiara śmiała,
Od poranka aż do zmroku
Nie ustąpi wrogom kroku.

Aż złamała ich ta siła,
Co, jak chmura świat nakryła.
Brakło naszych — dwóch tysięcy,
Lecz wróg stracił trzykroć więcej.

Tam Godebski Cyprjan zginął,
Który w Legjach włoskich słynął,
Sławny pieśniarz, rycerz śmiały,
Poległ w boju pełnym chwały.



KAPITULACYA WARSZAWY.
(1809).

Nie utrzymał cię, Warszawo,
Nasz bohater młody!
Napiły się konie wroga
Tej wiślanej wody!

Napiły się konie wody,
U krwawego brodu,
Ale honor niezdeptany
Naszego narodu.

Książę Józef zdał Warszawę,
Ale wyszedł z bronią,
Z biciem bębnów, ze sztandarem,
Z Orłem i z Pogonią.

Opatrzył się wróg zapóźno,
Strzedz granicę skoczył.
Tam jenerał Sokolnicki,
Bitwę z Moskwą stoczył.

Dwa ataki wstrzymał wroga,
A trzeci odpiera,
A wojakom Kraków stary
Bramy swe otwiera.




O JASZCZOŁDZIE.
(1809).

Nie bądźże nam wiarusie,
Zapomniany w tym hołdzie,
Ty ułanie nasz dzielny,
Nasz wachmistrzu Jaszczołdzie.

Pod wiatrakiem z trębaczem
Stał tam Jaszczołd na wzgórzu[15]
A przez pole gnał owczarz
Stado owiec wśród kurzu.

Patrzy Jaszczołd, wróg wali
Aż tumany się wzbiły,
Więc zakrzyknie: Trąb bracie,
Co masz ducha i siły!

Trąbi trębacz, aż głucho,
Nad owcami kurz wali,
A wróg myśli, że polskie
Pułki nagle spotkali.

Więc zatrąbią na odwrót
I zmykają cichaczem...
A za nimi nasz Jaszczołd
Z swym kompanem trębaczem.




WYPRAWA NA MOSKWĘ. (1812).

— Hej kruki, hej sępy,
A gdzie wy lecicie?
— Na północ, na północ,
Tam strawy obficie!

— Hej kruki, hej sępy,
A co tam za strawa?
— Napoleon ginie
I jego wyprawa!

— Hej kruki, hej sępy,
Nie dacie mu rady!
— Pomoże nam zima,
Pomoże głód blady!

— Hej sępy, hej kruki,
A któż tam w tej pracy?
— Francuzy tam giną,
I giną Polacy.

— Hej sępy, hej kruki,
I gdzież oni giną?
Pod Moskwą, Smoleńskiem
I pod Berezyną!




KLĘSKA.
(1812).

Sypie śniegiem zima sroga
Idzie Francuz w gniazdo wroga,
Idzie Moskwę brać stolicę,
Przez wichurę, przez śnieżycę.

Sam Napoleon hufce swoje
Na śmiertelne wiedzie boje,
Z Napoleonem nasza wiara
Na stolicę idzie cara.

A z tej Moskwy dym się wali,
Z czterech rogów gród się pali,
W gruzy idzie Kremlin stary
Podpalony przez Moskali.

Z ulic miasta pożar bucha,
Ni żywego zresztą ducha.
— Chcecie grodu? — Bierzcie gruzy,
Hej, panowie wy Francuzy!

O, zwycięstwo to straszliwe!
Idą roty ledwo żywe,
A przed niemi leci przodem,
Śmierć i zima, z morem, z głodem.


Hej, nie było od prawieka,
Ani zblizka ni zdaleka,
Takiej klęski, takiej trwogi,
I powrotnej takiej drogi!

Z spalonego wraca grodu,
Napoleon pośród głodu,
Nie utrzyma żołnierz broni,
Kirasyery lecą z koni.

Kędy spojrzeć trupy leżą,
Tylko im się wąsy śnieżą,
Tylko oczy gdzieś do nieba,
Zamarznięte — krzyczą: chleba!

Wiek niedługo przejdzie cały,
Jak te wojska się wracały,
A gdy wicher śnieg przegania,
Słychać jeszcze jęk konania.




BÓJ POD LIPSKIEM.
(1813 10 października).

Poczerniały orły złote,
Orły Francyi poczerniały —
Skrwawił jasne swoje pióra
I nasz srebrny orzeł biały!


— Dalej, dalej orły moje,
W nowe trudy, w nowe boje!
W słońcu chwały wam wyzłocić,
Wysłonecznić pióra swoje!

Rzekł Napoleon, ręką skinął,
Resztę armii swej rozwinął.
A z nim losy swoje wiąże
Poniatowski Józef książę.

Pod Lipskiem się Sasy bronią,
Nad Elstery modrej tonią.
Nad Elstery modre wody
Ciągnie nasz bohater młody!

Już jesienne słońce wstało,
W nurtach rzeki się przejrzało.
Poniatowski się tam bije,
I Francuzów odwrót kryje.

Napoleońskie sławne roty
I konnice i piechoty
Cofają się w głuchej ciszy,
Nikt tam strzału nie dosłyszy.

Wyczerpany w głodzie, w znoju,
Nie ma Francuz już naboju —
Tylko piersi i pałasze
Zasłaniają go tam nasze.


Tak z pod Lipska uszli cało;
Tak ich nakrył swoją chwałą,
Swojej szabli błyskawicą,
Książę Józef z swą konnicą.

Przez Elsterę idą nasi,
A wtem most zapalą Sasi.
Już odcięta dla nas droga,
Hufce polskie — w mocy wroga.

Książę Józef w nurty spojrzał,
W bok rumaka wbił ostrogę —
— Bóg mi honor dał Polaków,
Bogu tylko zdać go mogę!

Ściągnął uzdę, szablą błysnął,
Wzniósł ku niebu modre oczy.
— Za mną wiaro moja! — krzyknie
I w spienione nurty skoczy!

Poniosły go wody sine,
W głąb śmiertelną go poniosły,
A gdzie zginął nasz bohater,
Smutne wierzby tam wyrosły!




ŚMIERĆ KOŚCIUSZKI.
(1817).

Tam w Szwajcarów wolnej ziemi
Żył Kościuszko długie lata
I obracał tęskne oczy,
Gdzie rodzinna jego chata.

Z Maciejowic w ranach wzięty,
Ciężką przetrwał on niewolę,
Nim — wygnaniec — poszedł we świat,
Na tułactwo, na niedolę!

Aż gdy poczuł, że śmierć blizko,
Ujął w ręce miecz swój dumny
I rzekł: — Walczył w świętej sprawie,
Włóżcie ze mną go do trumny!

I na północ spojrzał rzewnie,
Twarz mu blaskiem się zajęła,
I konając wyrzekł z mocą:
— Jeszcze Polska nie zginęła!




CZĘŚĆ IV: ROK 1830 — 1831.
REWOLUCYA

NA BELWEDER!
(1830 29 listopada).

Drży Warszawa pod bagnetem,
Pod kozackim batem.
Brat tam cara gospodarzy,
Co jest kata bratem.

Cały naród w trwodze żyje,
Żyje w poniewierce,
Przecież jeszcze w piersiach bije
Wierne polskie serce.

Poszły Ojce w Sybir, w śniegi,
Padły w polu sławy.
Lecz nadrośli już synowie,
Pod ten sztandar krwawy.

Lecz nadrośli już synowie,
Młodzi podchorąże,
— Biada tobie, carski bracie,
Biada wielki książę!


Chmurne niebo, wietrzne niebo,
Nad miastem zagasłem
Idą, idą ciemne mary,
Zwołują się hasłem...

Idą, idą ciemne mary,
Osłaniają głowę,
A w Warszawie wszystkie serca
Do boju gotowe.

Jak huragan w pałac wpadli,
Drżą szpiedzy wybladli,
Biegnie książę wystraszony
Do komnat swej żony.

Tam z ukrycia napad słyszy,
W strachu ledwo dyszy;
Tylko żona go zbawiła,
Która Polką była.

Na kobietę młodzież nasza
Nie chce wznieść pałasza...
— Żyj do czasu, książę srogi,
Wśród hańby i trwogi! —

O ty szkoło podchorążych,
O wy serca młode,
Wy się pierwsi w bój rzucili
Za kraju swobodę!


O ty mężny Nabielaku,
Ty Wysocki dzielny,
Wyście pierwsi dali hasło
Na bój nieśmiertelny!




NOC SWOBODY.
(1830).

Jak się płomień z wichrem rzuca
I ogarnia dach,
Tak Warszawę bój ogarnął
A zaś zdrajców strach!

Wpadli nasi na arsenał,
Pochwycili broń,
Teraz-że ich, wielki książę,
Po ulicach goń!

Z arsenału wśród okrzyku,
Co jak burza grzmi,
Do klasztoru Karmelitów
Wyważyli drzwi.

Tam w klasztorze Karmelitów,
Z za żelaznych krat,
Śpiewał więzień o wolności,
Tęsknie patrzył w świat.


Otwarła mu noc swobody
Ten niewoli próg —
Chwyta za broń więzień młody:
— Z nami kraj i Bóg!




POD STOCZKIEM.
(1830).

Okrzyk boju doleciał
Aż na północ do cara,
Na Warszawę car wysłał
Sławny korpus Geismara.

Geismar w wojnie tureckiej,
Świeżo okrył się chwałą —
Toż na pikach rozniesie,
I tę garstkę tak małą! —

Sześć tysięcy wiódł Geismar,
Naszych — ledwo połowa —
Uderzyli o siebie,
Jako chmura gradowa.

Ryczą paszcze armatnie,
Sam Dwernicki nabija,
Po wylotach dział leci
Błyskawica — jak żmija.


Pędzą nasze Krakusy,
Pędzą nasze hułany —
Odpierają Geismara,
Za wał trupem usłany.

Odpierają Geismara,
Z armat bucha dym krwawy.
— Wiwat polska konnica,
— Wiwat dzieci Warszawy!

Uciekają Moskale
Przed tą garstką tak małą,
Jeszcze dziesięć im wozów
Kul i prochu zostało!

Toż to radość wśród naszych...
Okrzyk w niebo aż bije,
Ściska żołnierz żołnierza
Krzyczą: Wódz nasz niech żyje!




POD DOBREM.
(1830).

Pan Dwernicki pod Stoczkiem
Pan Skrzynecki pod Dobrem,
Jak szeroki kraj polski,
Sercem wsławił się chrobrem.


Cały korpus Rosena
Przez pięć godzin odpierał,
Aż za głowę się chwytał,
Ten moskiewski jenerał.

Jak ryś skakał tam dziki,
Łamał w gniewie giwery:
— Co my? — krzyczał — mużyki!
Lachy, ot — bohatery!

Jak pod Stoczkiem konnicę,
Tak pod Dobrem piechotę,
Wawrzynami okryły
Sławy zorze te złote.

I zdumiała się Moskwa,
Kiedy na nas patrzyła —
— Czarodzieje! — wróg szeptał —
Bo skąd w garstce ta siła?

Skąd ta siła, Moskalu?
Ja ci zaraz to powiem:
Polak sercem się bije —
A ty — tylko ołowiem!




O CZWARTAKACH.
(1830).

Ej, to zuchy te Czwartaki,
Dały Moskwie się we znaki!
Z góry Moskal pardon krzyczy,
Gdy zobaczy te junaki!

Pyta Rosen: — Co za czarty? —
— To piechoty pułk jest czwarty!
Kiedy bije, to się bije
Już naprawdę, nie na żarty!

Jakby żądło bagnet suwa,
Jak żbik skacze, jak ptak fruwa,
A gdzie żądło jego błyśnie,
Tam moskiewski giwer zwiśnie.

A tu trąbki coraz grają,
Coraz bębny przybijają:
— Naprzód! naprzód, dzielna wiara!
Tchórze tylko się zostają!

Jak u tańca, u muzyki,
Takie raźne słychać krzyki —
— Do ataku! Na bagnety!
Hej, Czwartaki! Hej, na sztyki!


Runą naprzód! Broń u boku —
Ogień w piersi, ogień w oku
Aż złamali roty wroga,
W tym śmiertelnym swoim skoku!

A w Warszawie serca biją,
Panny wieńce z ruty wiją —
— Niemasz zuchów nad Czwartaki,
Więc Czwartaki niech nam żyją!




POD GROCHOWEM.
(1830 19 — 25 lutego).

W sto tysięcy Dybicz krwawy
Idzie do Warszawy,
Depcą jegry i kozaki
W polach naszych trawy.

Wiedzie Dybicz jegrów swoich
Na ten kraj lechicki,
Występuje przeciw niemu
Jenerał Chłopicki.

Wiedział o tem wódz nasz dzielny,
Że go Dybicz zdusi —
Lecz się rzucił w bój śmiertelny,
Poledz z chwałą musi!


Zetknęli się pod Grochowem,
U Warszawy progu,
— Chyba po nas pójdziesz dalej,
Chyba po nas, wrogu!

Pod Grochowem rykły działa,
Dwieście armat razem
Wali w naszych granatami
I pluje żelazem.

Wali, pluje, w tę olszynkę,
Co na drodze stała,
Z niej to nasza artylerya
Ognia daje z działa.

— Do ataku, jegry moje! —
Woła Dybicz krwawy —
Pohulacie sobie za to,
Jak weźmiem Warszawę!

Skoczą jegry do olszynki
Skoczą i kozaki —
Odparły ich bagnetami,
Te dzielne Czwartaki!

Po dziewięćkroć jegry pędzą,
Dziewięćkroć odparci,
Chwyta Dybicz się za głowę:
— Nie ludzie — a czarci!


Jak topnieją śniegi wiosną,
Gdy lecą jaskółki,
Tak topnieją pod Grochowem
Dzikich jegrów pułki.

Leżą trupy wielkim wałem
I ludzi i koni —
Więc ogłasza Dybicz trzy dni
Zawieszenia broni.

Grzebią nasi dzielnych braci,
A jegrów Moskale,
A te bębny głucho biją,
Na obronnym wale.

A te bębny głucho biją,
Na mężnych pogrzebie...
— Przyjmijże ich, matko ziemio,
Bo legli za ciebie!




W OLSZYNCE.
(1831 25 lutego).

Zrywają się orły nasze,
I Dybicz się zrywa.
Szachowskiego korpus nowy,
W pomoc mu przybywa.


Rzuciły się nowe pułki
Na Olszynkę krwawą,
Kipi walka — aż Moskale
Wzięli stronę prawą.

Wnet Chłopicki rzuca na nich
Grenadyerskie roty,
A Skrzynecki z lewej strony
Bierze ich w obroty.

Wre gwałtowny bój na nowo
Z jednej, z drugiej strony,
Pcha zajadłość do napadu —
Męstwo — do obrony.

Trzy ataki wytrzymali,
Jak lwy mężnie stali —
Grenadyerzy nasi dzielni
Pod ogniem Moskali.

Świeże roty Dybicz pędzi,
— Bij, plemię sobacze!
Przyjęły ich ogniem żywym
Dział naszych kartacze.

Ustępują jegry z lasku,
Okrzyk słychać trwogi,
Wtem moskiewski granat rani
Chłopickiego w nogi!


Stygnie wojsko wnet bez wodza,
Jak bez duszy ciało...
Próżno woła tam Prądzyński
— Gońmy jegrów śmiało!

Choć sto kroków jeszcze, dzieci,
A weźmiemy działa! —
Tak miłego wodza rana
Ducha im zabrała.

— Co? Chłopicki ranny? — szepczą,
Stoją z niemym żalem —
Tylko dzielny ich Skrzynecki
Zakrył przed Moskalem.

Tak się dzień ten skończył krwawy,
Mroki już zapadły,
Pod Olszynką cichną działa,
Cichnie bój zajadły.




BÓJ Z KIRASYERAMI.
(1831. Jeszcze pod Grochowem)

Szarpie wąsa Dybicz blady,
Aż zakrzyknął: — Niema rady!
Tak stupajcie Kirasyery,
Na te Lachy — bohatery!


A były to tęgie chłopy,
Sławne w bojach Europy.
Co w Paryżu postawili
Pierwsi ciężkie swoje stopy![16]

Na ogromnych koniach siedzą,
Miecz katowski u rzemieni,
Pierś pod blachą, kask z piórami,
Nazwa ich: »Niezwyciężeni«.

Mayendorf ten pułk prowadzi...
Trąby ryczą już pobudkę,
A żołnierze z pełnej kadzi,
Na ochotę piją wódkę.

Jakże runie ta konnica
Z dzikim wrzaskiem w nasze roty!
Przełamały Kirasyery
Pierwszą linję nam piechoty.

Przełamały, powaliły,
Już na drugą tłum ten bieży...
A stał na niej major Kicki,
Z batalionem swych żołnierzy.

Mężnem czołem ich przyjmuje,
I na dziesięć kroków puści.
Aż zakrzyknie: — Ognia razem! —
Świsną kule z luf czeluści.


Bije piorun po piorunie,
Huczą strzały, ogień smali,
Aż z zakutych blachą koni,
Żelazne się chłopstwo wali.

Jęczy ziemia pod ciężarem,
Lecą kaski i z mieczami,
A pułkownik Kicki z boku
Wpada na nich z hułanami.

Dwustu przeszło tych olbrzymów
Wzięli nasi tam w niewolę
Reszta trupem zawaliła
Tej pamiętnej walki pole.

Kilku ledwo się urwało,
Na swych koniach pędzą wronych.
— Jenerale! — Niema pułku!
Niema już »Niezwyciężonych!«




NA POBOJOWISKU.
(1831)

O Grochowskie pole sławne!
Olszynowy lesie krwawy!
Tyś pomnikiem naszych nieszczęść;
I ogromnych bojów sławy!


O, gdyby tam była zgoda,
Gdyby wodza wiara miała,
Pewno nogaby Moskala
W kraju naszym nie postała!

Drogo bitwę tę opłacił
Żołnierz polski krwią swą dzielną,
Ale klęski jego nawet,
Chwałą kwitną nieśmiertelną.

Tam Mycielski Ludwik zginął,
Gdy związawszy ranę w szmaty,
Znacząc drogą ślad swój krwawy,
Szedł zagwoździć dwie armaty.

Już dochodził do bateryi,
Już dosięgał — blednąc — działa,
Kiedy kula go moskiewska
W pierś trafiwszy — dokonała.

Tam i Szembek padł jenerał,
Z konia lecąc pod kopyta:
— Naprzód! — wołał — Naprzód nasi!
Kraj zwycięzców niech powita!

Dziewięć padło tam tysięcy
I konnicy i piechoty,
A imiona ich Ojczyzna
Wpisze kiedyś w rejestr złoty.


Dwakroć tyle Moskwy legło,
Wśród krwawego tego pola...
I to ludzie! Idą — bo ich
Rozkaz pędzi — carska wola.

Pod Grochowem, tu raz pierwszy
Błysnął sztandar ten przyszłości —
— W bój idziemy tak dla naszej,
Jak dla waszej też wolności.

O było to piękne godło!
Już go dzieje nie zapomną...
Wzejdzie kiedyś nad narodem
Zorzą złotą i ogromną!

O ty kulo nieszczęśliwa,
Chłopickiego coś raniła...
Hej, inaczej z takim wodzem
Wiara nasza by się biła!

O nieszczęsny Krukowiecki,
Coś opuścił boju pole...
Równy zdradzie czyn twój leży
Plamą czarną na twem czole!

O Grochowskie pole krwawe,
O ty świadku naszej sławy,
Ogarnęła ciebie Moskwa,
Lecz nie weszła do Warszawy.


Ogarnęła ciebie Moskwa,
Swym ogromem, lecz nie męstwem!
Grochów zawsze pozostanie
I wśród klęski — nam zwycięstwem!




BÓJ POD WAWREM.
(1831, 31 marca)

Nad tą Wisłą, nad tą rzeką,
Mgła świat kryje, jak daleko,
Jak daleko, jak szeroko,
Mgły nie przejrzy ludzkie oko.

A za Wisłą Geismar leży,
Sześć tysięcy ma żołnierzy.
Obozowe ognie płoną
Wskróś tej gęstej mgły — czerwono.

A w Warszawie, tam nad mostem,
Dzielny z lica, dzielny wzrostem,
Nasz Rybiński stał jenerał,
Ku Wawrowi w mgłę spozierał.

Aż w milczeniu ręką skinął,
Zebrał roty, szyk rozwinął,
Wyprowadził wojsko z miasta
I za Wisłą we mgle zginął.


Cicho, ciszkiem idzie wiara,
Ku Wawrowi, na Geismara...
A mgła gęsta ją osłania,
Tłumi kroki i wołania.

Już podeszli! Już są blisko!
Otoczyli legowisko...
Skoczy Geismar, konia woła —
A tu nasi już dokoła!

Z przodu Kicki z ułanami,
W mgle zaświecił im lancami,
A Rybiński im jenerał
Bagnetami tył zabierał...

Popłoch, krzyki wśród Moskali,
Sołdat swoich szaszką wali,
Nie wie kogo we mgle bije —
A z wściekłości Geismar wyje!

W dwie godziny Moskwa zmyka...
Wzięli nasi niewolnika,
Wzięli nasi cztery działa,
Rybińskiemu za to chwała!

Gdy marcowe słońce świeci,
Tam pod Wawer idźcie dzieci!
Z tchnieniem wiatru, z tchnieniem wiosny,
Jeszcze gwar tam bitwy leci!



BITWA POD WIELKIM DĘBEM.
(1831 1 kwietnia)

Tam pod Dębem bitwa huczy,
Ogniem grzmią baterje.
Moskal Rozen tam prowadzi
Swoją kawalerję.

Przeciw niemu Małachowski
Lewe skrzydło wiedzie,
Dwakroć atak ich odpiera,
Z Rozenem na przedzie.

Prawe skrzydło Bogusławski
Zajął z Czwartakami.
A był grunt tam mokry, płaski,
Pokryty bagnami.

Brodzi więc piechota nasza,
Oschnąć nie ma czasu —
I wypiera bagnetami
Moskala z pod lasu.

— Słyszcie, zuchy! — Tak Czwartakom
Bogusławski rzecze. —
— Czy my kaczki, byśmy w błocie
Stali, gdy deszcz ciecze?


W Dębem Moskal się rozłożył,
Suche ma kwatery...
Dalej! hura na Moskala,
Moje bohatery!

Jakże runą tam Czwartaki
W taniec swój szalony!
Nic nie słychać, tylko: — Marsz! Marsz!
Naprzód bataljony!

Tuż Skarzyński w pomoc skoczy
Ze swymi szasery...
Wypędzili Moskwę ze wsi,
Zabrali kwatery!

Już wesoły ogień błyska,
Krupnik z kotła pryska,
Dzielna wiara opatruje
Rany u ogniska.

Krąży czarka wśród drużyny,
Przy onej ochocie...
Sucho będą spać Czwartaki,
A Moskale — w błocie!




DZWONY.
(1831)

Biją dzwony wielkanocne,
Serce w piersiach bije:
— Rezurekcja! Zmartwychwstanie!
Polska znowu żyje!

Zmyły boje nasze klęski,
Jak wiosny ulewa...
Nad polami znów skowronek
Pieśń wolności śpiewa.

Biją dzwony wielkanocne,
Dźwięk pod chmury płynie,
— Jeszcze Polska nie zginęła!
Brzmi w całej krainie.

— Jeszcze Polska nie zginęła,
Jeszcze wolność żyje,
Póki w mężnej polskiej piersi
Wierne serce bije!




POD IGANIAMI.
(1831 10 kwietnia)

Wyszło carskie rozkazanie:
— Lwów Warneńskich[17] pułk niech stanie:
Czas już zetrzeć w proch Polaków! —
Wstali, poszli pod Iganie.

Dział czterdzieści wali z niemi,
Aż grzmot idzie wnętrzem ziemi,
A czternaście naszych armat
Odgrzmiewa im huki swemi.

Wali Moskwa, jako mrowie,
Karabiny z mrowia sterczą...
Lecą kruki, bitwę czują,
Bitwę krwawą i morderczą.

Grzmią strzałami lwy warneńskie,
Rozkaz ich zagrzewa carski.
Do ataku pierwszy na nich
Podpułkownik biegnie Karski.

Biegnie, ginie jak bohater...
Ale wiara jego śmiała
Pędzi, wpada na baterję
I zdobywa cztery działa.


Rykną ogniem lwy warneńskie,
Z coraz bliższej rażą mety.
Aż jak piorun rozkaz huknie:
— Do ataku! Na bagnety! —

Schyliły się czarne kaski,
Czarne kaski, orły złote —
Runą naprzód Lwy warneńskie,
Z bagnetami na piechotę.

A jenerał nasz Prądzyński
Z konia swego skacze śmiele,
Chwyta bagnet, pieszo idzie
Z bataljonem swym na czele.

Widzi żołnierz, że wódz drogi
Sam się rzuca w bitwę krwawą.
— Hura! — krzyknie — na Moskali!
I odparli wroga z sławą.

Tam Chrzanowski dzielny zginął,
Tam Krasicki poległ śmiały —
Lecz Warneńskie lwy na placu
Trupem legły — i zostały!




NA ŻMUDZI.
(1831 25 marca)

A kto to najpierwszy
Do boju się budzi?
To ziemia nad Dźwiną,
To lud świętej Żmudzi!

Do walki za wolność
Żmudź święta się zrywa
I pierwsza tam targa
Niewoli ogniwa.

I zawrzał Dynaburg,
I sioła i miasta —
I na koń tam skacze
Bohater — niewiasta.

Emilja to Plater,
W mundurze hułana,
Porywa Żmudź z sobą
Od łana — do łana.

Emilja to Plater
Tak rzuca się w boje,
I świeci jak gwiazda,
Nad pola tam swoje.


O mężna ty Polko,
Żmudzinko ty śmiała!
Cześć męstwu twojemu,
Odwadze twej — chwała!




NA WOŁYNIU.
(1831)

Na Wołyniu, pod Boremlem,
Tam Dwernicki stoi.
Sześćkroć tyle widzi wroga,
Ale się nie boi.

— Jezus Marya! — nasze hasło! —
Za mną, ma drużyno!
Nim nas jegry porachują,
Sami pierwiej zginą!

Ścisnął szablę, śpiął ostrogi
I na wroga skoczy...
Nie chce Moskal wierzyć prawie
I przeciera oczy.

Nim je przetarł, już Dwernicki
Sypnął mu w nie prochu...
Moskwa cofa się w nieładzie
Z nagłego popłochu.


Cofa Moskwa się w nieładzie,
Trupem drogę znaczy,
Aż się porwie i półkolem
Garść naszych osaczy.

Hej, nie było na to rady.
Ściśnięty przez wroga
Ustępuje tam Dwernicki,
Gdzie jest wolna droga.

Ustępuje do granicy,
Z wojskiem ją przekracza...
Na rozbitków poszli mężni,
A on — na tułacza.

O Dwernicki! tyś dał przykład
Niegodny rycerza,
Żeby z kraju wyprowadzać
Ojczyzny żołnierza!

Pójdzie za nim Krukowiecki,
Pójdzie Romarino —
Wyprowadzą wojsko z kraju,
Sami marnie zginą!

O Dwernicki! Twoja sława
Przyćmiona tym czynem!
Czarna krepa z niego wieje
Nad twoim wawrzynem!




O RÓŻYCKIM.
(1831)

A pułkownik nasz Różycki,
Co mu imię Karol,
Oj, ten zagiął z swymi zuchy,
Na Moskala parol!

Za granicę nie szedł kraju,
Dwernickiego śladem,
Ale z garścią mężną zuchów
Bił się własnym ładem.

Na Wołyniu dotąd słynie
Dzielne jego imię,
Dotąd prawią, jak się zwijał
W ogniu dział i w dymie.

Aż gdy Moskwa zgnieść go miała
Na wołyńskiej ziemi,
On się przedarł do Zamościa
Z zuchami swojemi.

Nie zubożył on Ojczyzny
O garść tych żołnierzy —
Chwała tobie nasz Różycki
Ty wzorze rycerzy!




NA PODOLU.
(1831, w kwietniu)

Na Podolu, Ukrainie,
Gdzie Boh siny płynie,
Wstają mężni bronić ziemi
Siłami wszystkiemi!

W Krasnosiółce się zebrała,
Ta drużyna śmiała,
I Kołyskę jenerała
Wodzem swym obrała.

Tam konnica pod Obodnem
Zwiodła bój szalony,
Aż ją Moskwa ogarnęła,
Jak potok spieniony.

Aż ją Moskwa ogarnęła,
Jak płomień pożogi —
Aż garść naszych pod Daszowem,
Zwyciężyła wrogi.

O Podole, Ukraino,
Czyny twe nie zginą —
Przebudzisz się do wolności
Szczęśliwszą godziną!




BÓJ POD OSTROŁĘKĄ.
(1831 26 maja)

— Precz, ty Dybicz Zabałkański! —
Car zakrzyknął wściekle —
I wyszukał Paszkiewicza,
W swych służalców piekle.

— Precz, ty Dybicz Zabałkański,
Gdyś Lachów nie pobił!
Niech Paszkiewicz robi teraz,
Czegoś ty nie zrobił!

Idzie, idzie już Paszkiewicz,
Ziemia pod nim stęka —
Okryła się czarną chmurą
Nasza Ostrołęka.

Okryła się chmurą Narew,
Bitwa już zawrzała,
Świszczą kule i granaty,
Grzmią potężne działa.

Bronią nasi przejścia Narwią
Bronią mostu śmiele,
Sam jenerał Bem tam walczy
Na tych mężnych czele.


Biegną nasi w ręcznym boju
Do śmiertelnej mety...
Lufa w lufę karabinu,
A bagnet w bagnety!

Ścisk na moście, chwila sądna,
Trudno użyć broni...
Spychają się bataljony
Do skrwawionej toni.

Padł już Kicki i Kamieński,
Padł dzielny Skrzynecki,
Powalił się od tej burzy,
Młodzi kwiat szlachecki.

Powalił się od tej burzy
Lud, jak łan od gromu!
Już cię teraz, ty Ojczyzno,
Bronić niema komu!

O ty klęsko Ostrołęcka,
Nieśmiertelna klęsko,
Otwarłaś ty nasze wrota,
Przed Moskwą zwycięską!




POD WOLĄ.
(1831)

Czekaj jeszcze ty Moskalu,
A nie zsiadaj z koni!
Jeszcze szaniec się ostatni,
Wola jeszcze broni!

Tam jenerał jest Sowiński —
Szczudłem nogę wspiera —
Ale jeszcze ci pokaże,
Jak Polak umiera!

Jeszcze on tam, choć o kuli,
Pójdzie z tobą w taniec —
Sławą skryje nieśmiertelną
Ten ostatni szaniec!

Zatoczyła Moskwa działa,
Grzmią strzały dokoła,
Z hukiem granat się rozpęka
O mury kościoła.

A w kościele garść tam mężnych,
Siwy wódz bez nogi —
Bohaterskiej śmierci czeka —
A wróg wchodzi w progi!


Już zakipiał bój w kościele,
Krew na ołtarz tryska...
Wzniósł Sowiński wierną szablę,
Oburącz ją ściska.

Krzyczy Moskal: — Pardon wołaj!
To ciebie ocalę! —
A Sowiński pierś mu przebił!
— Ot pardon, Moskale!

Padł bohater i obrońca
Ostatniej reduty,
Zarąbany tam szaszkami,
Sztykami zakłuty.

Padł bohater z garścią mężnych,
U ołtarzy Boga,
A Warszawa się otwarła
Krwawym stopom wroga!




CZĘŚĆ V.
ROK 1833 — 1863

CO TO EMIGRACYA?
(1831 — 1833)

Gdy zapadło nad Ojczyzną
Czarnej trumny wieko —
Ten, kto nie mógł żyć w niewoli,
We świat szedł daleko.

Szedł daleko w obce kraje,
Z ojczystego proga,
Apelując o swą krzywdę
Do sędziego Boga.

I ujrzały wtedy ludy —
Tułaczy tysiące,
Na wygnanie dobrowolne
Z gniazd swoich idące.

I ujrzały jak szli w ranach,
W nędzy i bez chleba,
Protestując przeciw gwałtom
Wobec ziemi, nieba.


Gdy pod stopą carską naród
I Warszawa mdleje,
Oni z pod moskiewskich knutów
Unieśli nadzieję.

W piersiach, w sercach swych ukryli
Ten skarb narodowy,
Za granice niosąc kraju
Swe tułacze głowy.

Na francuskiej ziemi bratniej
Było ich siedlisko,
Tamto Polskiej Emigracyi
Przyjęli nazwisko.

Gorzka dolo ty tułacza!
Gorzki, czarny chlebie!
Jakże często łza gorąca
Zrosiła tam ciebie...

Jakże często dumał tułacz
Z głową pochyloną —
Czy choć prochy złoży kiedyś
Na ojczyzny łono!




EMISARYUSZE.
(1833)

Cichą nocą, mroczną nocą,
Gwiazdy się migocą...
Nad granicą cień się słania —
— Kto tam idzie? Poco?

Hej, to Józef jest Zaliwski,
Z druhami swojemi —
Idzie budzić orły senne,
Na tej polskiej ziemi.

Idzie budzić orły senne,
Krzepić senne dusze...
To wysłańcy Emigracyi —
To Emisaryusze!

Pieszo z Francyi i bez broni,
O żebranym chlebie,
Wyszli, by znów walczyć, cierpieć,
Polsko ma, dla ciebie!

Cicho milczkiem się przekradli,
Przez graniczne straże,
Rozsypali się po kraju,
Po całym obszarze...


Rozsypali się po kraju,
Jak milczące cienie,
A gdzie przeszli, tam się budzi
Wolności pragnienie.

Poczuły tę wiosnę w sercach,
Spostrzegły się wrogi...
Biegną szukać, biegną chwytać,
Trzęsą domów progi.

Nie uchodzą dobrowolni
Sprawy męczennicy,
Po więziennych giną lochach,
Lub na szubienicy.

Ale hasło już wydane!
Już nad Polską całą
Jakimś brzaskiem, jakimś świtem
Niebo rozedniało...

Emisaryusz tu był... Tędy
Oddech tchnął swobody...
Tutaj padło słowo ciche,
— Nie giną narody! —

Emisaryusz... Polska cała
Imię to powtarza,
A głowy się ze czcią chylą,
Jakby u ołtarza!




O ZAWISZY[18].
(1833)

A Paszkiewicz wyrok pisze,
Na Artura, na Zawiszę,
Na Zawiszę, na Artura:
— Szubienica! łokieć sznura!

Miał Zawisza matkę siwą,
We łzach, w trwodze ledwo żywą,
Co na całym bożym świecie
Skarb ten jeden miała — dziecię.

Błaga pani Zawiszyna
U nóg kata — życia syna,
Błaga życia jedynaka —
A Paszkiewicz: Precz, ty taka!...

Wstała Polka, wzniosła lica,
Z wzgardą patrzy w Paszkiewicza,
Drżą jej usta, oczy płoną,
Stoi z ręką podniesioną.

Milczy chwilę — groźna cała
W swej rozpaczy majestacie,
Aż wybuchnie klątwą srogą,
Bogdajś skonać nie mógł, kacie!
————————


I spełniła się ta klątwa,
I ta matka jest pomszczona.
Przeszły lata; a Paszkiewicz
Cztery dni w męczarniach kona.

Obstąpiły czerńce wkoło,
Dymem popy kadzą łoże...
Cztery dni Paszkiewicz kona —
Kona — a skonać nie może!

Aż zaszepcze schrypłym głosem:
— Szukać... gdzie jest Zawiszyna?...
Gdzie ta matka, com jej stracił —
Jedynaka... stracił... syna! —

Jej to klątwa mnie dotknęła,
Ona tylko odkląć może...
Niechaj przyjdzie — niech przebaczy...
I na śmierci upadł łoże.

Weszła. Anioł tak wstępuje
Do piekielnych mąk otchłani...
Zrywa się Paszkiewicz z jękiem,
— Przebacz, matko! Przebacz pani! —

A ta Polka — chrześcianka —
Rzekła: — Niech ci Bóg przebaczy! —
A Paszkiewicz skonał wtedy —
Skonał krwawy herszt siepaczy.




MĘCZENNICY.
(1833)

Szubienica — w świecie całym
Wzgardą jest dotknięta;
Ale w Polsce — jak krzyż prawie —
I jak ołtarz — święta.

Szubienice takim właśnie
Stawiali Moskale,
Których imię nie zagaśnie
W narodowej chwale.

Tak Zawisza Artur zginął,
Tak Kalikst Borzewski,
Tak Wołłowicz Michał wstąpił
Na śmiertelne deski.

Tak zawisnął na tym słupie
Wiśniowski ów śmiały,
Co pomnika mu we Lwowie,
Strzeże orzeł biały...

Takich wieszał kat-Paszkiewicz
Na stokach Warszawy,
Wieszał w Wilnie, wieszał w Grodnie
Ten Murawiew krwawy!


Relikwiarzu narodowy,
Polska szubienico!
Czcią całego się narodu
Twe ofiary szczycą!




O SZYMONIE KONARSKIM.
(1839)

Za tą Trocką Bramą
Głucho bębny huczą.
Konarskiego to Szymona
Z więzienia wywłóczą.

W narodowym boju
Nieraz bił on wroga,
Potem — tułacz — szedł do Francyi
Z ojczystego proga.

Lecz nie mógł ugasić
Serdecznej tęsknicy...
Więc się jako emisaryusz
Przekradł z zagranicy.

I w Litwie ojczystej
Budził ducha męstwo,
I zagrzewał serca bratnie
I wróżył zwycięstwo.


Murawiew go chwycił
I zamknął w ciemnicy,
— Pod pałki go! pod batogi!
Gdzie twoi wspólnicy?

Lecz Szymon Konarski
Milczy jak zaklęty...
Więc po pałkach i po knutach,
Na tortury wzięty.

Trzeszczą kości, stawy,
Spotnieli już kaci —
Lecz Konarski Szymon milczy,
Nie wyda on braci!

Wścieka się Murawiew,
Kipi z niego piana...
Wieszać chce; lecz miał Konarski
Stopień kapitana.

Więc za Trocką bramą
Głucho bębny grają —
Tam Szymona Konarskiego
Dzisiaj rozstrzelają.

Wywlekli go z lochu,
Martwego wpół trupa,
Przywiązali go w kajdanach —
Do tej kaźni słupa.


Tam mu odczytali
Wyrok śmierci carski...
— Niechaj żyje Polska! — na to
Odkrzyknął Konarski.

Zagłuszyły bębny
Ten okrzyk zuchwały:
Pod rotowym ogniem, w dymie,
Padł męczennik śmiały.

Tak zginął Konarski,
Bohater nasz miły!
A z kajdanów jego, Polki
Pierścienie nosiły.




RZEŹ W GALICYI.
(1846)

Nieszczęsny rok! Nieszczęsny dzień!
Na ziemię upadł krwawy cień —
I krwią się zmazał lud, nasz brat,
I w ręku wroga — z niego kat!

To Szela zdrajca, jako wąż,
Podszeptem kusi: »Rabuj! Wiąż!
Nie za Ojczyznę bój to wre,
Niewoli chłopa szlachta chce!«


Tak krakał Szela — czarny kruk —
I szlachty wróg — i ludu wróg —
I poił wódką, wprawiał w szał,
I wiódł pijanych tam, gdzie chciał!

O, to nie brat, nie lud nasz był,
Co palił dwory, starców lżył,
Co dyszał rzezią, szerzył mord —
Na podobieństwo dzikich hord!

Nie, to nie lud nasz! — Zwierz był to,
W którego Szela zmienił go!
To był w morderczych rękach nóż —
— A winę tę — lud zmazał już!




W WIELKOPOLSCE.
(1846)

Powiał świeży wiatr z zachodu
I odetchnął świat,
Rozwinęła znowu wiosna
Ten wolności kwiat!

Od granicy wielkopolskiej
Rwie się biały ptak —
Stara Piastów ta dzielnica
Dała życia znak!


Tam pod Wrześnią, Miłosławiem,
Chwycił lud za broń;
Tam znów szlachcic z chłopem polskim
Uścisnęli dłoń!

Pod Trzemesznem, pod Raszkowem,
Strzały znowu grzmią,
Znów za wolność drogiej matki
Syny płacą krwią!

Pod Kaźmierzem, pod Szubinem,
Pod Odolanami,
Tam się nasze dzielne zuchy
Biją z Prusakami.

Płynie, płynie Warta sina
I krwi płynie zdrój;
Mirosławski lud prowadzi
Z Prusakami w bój!

Ej, ty panie Mirosławski,
Co z ciebie za wódz,
Kiedy wdajesz się w układy,
Zamiast wroga zmódz!

Ej, ty panie Mirosławski,
Szkoda naszej krwi!
Ty z Prusakiem się układasz,
A on z ciebie drwi!


Zmarnowały dyplomaty
Nasz bojowy trud,
Lecz się w Ligę Narodową
Z szlachtą związał lud!

Choć jenerał zgniótł Willisen,
W Wielkopolsce ruch,
Ale ożył duch wolności,
Bratni ożył duch!




NA WĘGRZECH.
(1849)

Hej, znowu kulki grają,
Hej, wojska się zbierają,
Bem idzie na Siedmiogród,
A nasi — pomagają.

Hej, pomagają nasi,
Hej, Węgrom i Bemowi —
Jenerał zaś Dębiński
Nasz Legjon tam stanowi.

We wszystkie wielkie boje
Szedł Polak, jako w swoje,
Za wolność dając mężnie
I życie i krwi zdroje.


Hej, wojna grzmi na Węgrzech,
Nadzieje w sercach rosną...
— Jak Niemców Bem pobije,
To do nas przyjdzie z wiosną! —

Hej, bledną Niemcy z trwogi,
Hej, łączą się już wrogi,
O pomoc się u cara
Na Bema Niemiec stara.

Więc, ścisną się załogi:
— Hej, wspólne nasze wrogi!
Jak jednych pobijemy,
To drudzy pójdą w nogi!

Hej, kto wie, coby było!
Bem bije z wielką siłą,
Dębiński mu pomaga,
W Legjonie — lwia odwaga!

Lecz Goergej tam jenerał,
Przezdradził dobrą sprawę,
Niemieckie wolał złoto,
Nad cześć swą i nad sławę.

I przywiódł pułki swoje,
Judasza wdziawszy maskę,
I zdał je Niemcom — zdrajca —
Na łaskę i niełaskę!


O Bemie dotąd śpiewa
Lud piosnki w chacie, w dworze,
— Goergejem — dzieci straszą,
Gdy które spać nie może!




ŻAŁOBA.
(1860 — 1862)

— A po kim ty ludu polski,
Chodzisz w tej żałobie?

— Po tych świętych męczennikach,
Co spoczęli w grobie.

— A co znaczy krzyż ten czarny,
Cierniowa korona?

— To z Chrystusem umęczonym
Polska razem kona.

— A gdzie idziesz, tak procesją
Od proga do proga?

— Protestuję wobec nieba
Przeciw gwałtom wroga!

— A co ty tak groźny, straszny
W swem milczeniu głuchem?


— Bo ja walczę nie orężem,
Ale walczę — duchem.

— A co ty tak wołasz, ludu,
Rzewnemi pieśniami?

— Wołam — by się sprawiedliwość
Stała tu nad nami!




W WARSZAWIE.
(1860 — 1862)

A w Warszawie Moskwa hula,
Świszczą knuty z nahajkami...
— Święty Boże! Święty mocny,
Zmiłuj się nad nami!

I odziera z niewiast szaty,
Czarne szaty z welonami...
— Święty Boże! Święty mocny,
Zmiłuj się nad nami!

Po ulicach lud poklęknął,
Tratowany kopytami...
— Święty Boże! Święty mocny,
Zmiłuj się nad nami!


Do kościołów Moskwa wpada,
Krzyże rąbie tam szaszkami...
— Święty Boże! Święty mocny,
Zmiłuj się nad nami!

Do bezbronnych ognia daje —
Krew się leje ulicami...
— Święty Boże! Święty mocny,
Zmiłuj się nad nami!




BRANKA.
(1862)

Branka! Branka! Gdzie syn w domu,
Gdzie jedynak, gdzie brat drogi,
Tam ich nocą ma wyłapać
Moskwa — co do nogi.

Tam ich postrzydz ma w rekruty,
Dać karabin ciężki w rękę
I za Ural pognać w roty
Na śmierć — i na mękę.

O, nim hańby tej doczeka
Młodzież nasza, kwiat narodu,
Prędzej z bronią pójdzie w lasy.
Od miłego rodu!


Cicho, cicho wyszli nocą,
Pod opieką boską,
Wyszli bronić swej swobody
W puszczę Kampinoską.

Kampinoska puszczo sławna!
Jeszcze dotąd w tobie dzwoni
Pierwszych hasło — tych powstańców
— Do broni! Do broni!




POD KRZYWOSĄCZEM.
(1862)

Lecą ptaki od zachodu,
Niosą nam nowinę:
Wiedzie z Francyi Mirosławski
Młodzieńczą drużynę.

Tam we Francyi młodzież nasza
Od kraju daleka,
Dawno hasła już powrotu
Z utęsknieniem czeka.

Na głos pierwszy się zerwali
Młodzi ochotnicy,
Ojczystego bronić kraju
Biegną z zagranicy.


Mirosławski! Ty ich wziąłeś
Na swoje sumienie —
Tyś ich powiódł w bój, bez broni,
Jakby na stracenie.

Pod Krzywosącz ich powiodłeś,
A sam, zdjęty strachem,
Kiedy oni tam ginęli —
Siedziałeś pod dachem!

Mirosławski! Twoje imię
Shańbił skon tej młodzi!
Legły młode bohatery,
Wódz — cało uchodzi!




POLSKA W BOJU.
(1862)

Już ogarnął bój dokoła
Polską naszą ziemię...
Zrzuca pęta kraj nasz miły,
Zrzuca jarzma brzemię.

Tu, to owdzie huk wybucha,
Słychać wrzenie bitwy —
Powiewają orły białe
I Pogonie Litwy!


W lasach, w borach, brzęczą kosy,
Ognie płoną w kniei,
Znowu leci w niebogłosy
Piosenka nadziei!

Rozbudziły się na gniazdach,
Nocą senne ptaki —
Wpadł Langiewicz i Moskalom
Dał się tęgo wznaki!

W całej Polsce bój wybucha
Od łana do łana —
Niechże Bóg ci dopomoże,
Ojczyzno kochana!




O MARYANIE LANGIEWICZU.
(1863)

A Langiewicz w górach siedzi,
W Świętokrzyskich górach,
Zbił Moskali w Bodzentynie,
Zbił ich na Mazurach.

Tam pod Jedlnią, pod Szydłowem,
Krzyżują się drogi —
Tam z drużyną swą Langiewicz
Mężnie bił swe wrogi.


Oj wy lasy, oj wy góry,
Głośne echa macie,
Wy Maryana Langiewicza
Imię powtarzacie!

Dyktatorem się ogłosił,
Lecz pierwej był długo
Bohaterem i żołnierzem,
I ojczyzny sługą!

Póki góry Świętokrzyskie
Będą w Polsce stały;
Póty imię Langiewicza,
Swej nie zbędzie chwały!




BÓJ POD WĘGROWEM.
(1863 8 lutego)

Na Podlasiu, pod Węgrowem,
Wody Liwca płyną,
Tam się bije dzielny Sokół,
Ze swoją drużyną.

Tam się bije dzielny Sokół,
Lecz go Moskwa dusi,
Jeśli partję ma ocalić,
To uchodzić musi.


Musi z jawnej wywieść zguby
I broń i żołnierzy...
Lecz kto odwrót ten zakryje,
Gdy Moskwa uderzy?

Dwustu zuchów się zebrało
Z partji na ochotę,
— Idźcie bracia! Już my Moskwie
Damy tu robotę!

I jak burza, tak wpadają
Na armaty wroga —
Poszły w popłoch kanoniery,
Krzyczą: Radi Boga! —

Myśli Moskwa, że to Sokół
Wziął ich w te obroty,
Już się walą czarną rzeką
Te piechotne roty...

Stoją mężnie młode zuchy,
Bój się wszczął zajadły...
Do jednego bohatery
W walce owej padły.

Do jednego padły w walce,
Męczeńską drużyną —
Ale Sokół uszedł z swymi.
Tak to u nas giną!


Obcy piewca[19], cześć oddając
Takiej męstwa sile,
Nazwał bitwę pod Węgrowem:
— Polskie Termopile!




O MIELĘCKIM.
(1863)

Pod Izbicą, Mieczownicą,
Tam się nasi męstwem szczycą,
Tam Mielęcki Kaźmierz walczy,
Nad pruską granicą.

On pod Lądkiem, pod Ślezinem,
Męstwa okrył się wawrzynem,
I Kujawskiej ziemi bronił,
Której też był synem.

Bił się w lewo, bił się w prawo,
Z różnem szczęściem, lecz ze sławą,
Pod Kaźmierzem też położył
Garść Moskali — ławą.

I tak walcząc w tej potrzebie,
Na żołnierskim chlebie,

I krew przelał i dał życie,
Ojczyzno, za ciebie!




OCHOTNICY.
(1863)

O wolności, jakżeś droga!
Jakże święte imię twoje!
Oto obcy z nami idą
W narodowe boje!

Callier, Francuz, kraj przebiega,
Z mężną garścią swej konnicy,
Pod Warszawą samą — Moskwie
Wiwat dał z krucicy!

Joung się pod Wsią Nową bije,
Mężny z obliczem surowem —
Dał Moskalom tam pamiętne,
A zginął — pod Brdowem.

I ty nie bądź zapomniany
Stanisławie, dzielny Beki[20],
Coś do Polski z Włoch aż przyszedł,
Przez góry, przez rzeki.


Jak lew biłeś ty się śmiało!
Nasza sprawa — twoją sprawą,
Aż zginąłeś — rozstrzelany —
Bracie nasz, pod Mławą!

We Florencyi, tani pieśniarza
Uwieczniło ciebie dłuto —
Tam śmierć twoją bohaterską
W marmurze wykuto.

Słup już wbity, wojsko w szyku,
Z jasną twarzą Becchi stoi,
Nie da oczu związać sobie,
Śmierci się nie boi.

Przywiązali go do słupa,
Wzięli na cel już morderce...
— Niechaj żyje Polska! — krzyknął,
I padł — trafion w serce!




O EDMUNDZIE TACZANOWSKIM.
(1863).

Na Moskali sąd tam boski,
Gdzie się bije Taczanowski,
Na Moskali strach tam leci,
Gdzie on krzyknie: — Naprzód dzieci!


Sławne jego kosynjery,
Nie chcą wiedzieć co kwatery,
Tylko krzyczą: Dalej! Żywo!
Na Moskali chcem! Na żniwo!

Więc gdzie błysną w słońcu kosy,
Tam Moskalom wstają włosy —
Ze strachu im włosy wstają,
Chociaż głowy ogalają!

Pod Pyzdrami, u granicy,
Tam się zwarli zapaśnicy,
A choć Moskal sił natężył,
Taczanowski go zwyciężył!

I urosło jego imię,
W błyskach kosy, w armat dymie,
I urosła jego siła
I najtęższą w kraju była!




PARTYZANTKA.
(1863).

Mówi Moskal: — Ej, to bieda,
Że się Polak chwycić nie da!
Tu się bije, tu da nurka —
Ej, już lepiej iść na Turka!


Złapiesz Turka, to go trzymasz! —
Tu garść ściśniesz — a nic nie masz!
Rozpędź, pobij, zakuj w dyby,
Znów wyrosną ci jak grzyby!

Partyzanty we wsi, w boru,
Palą ognie wśród wieczoru;
Przekradają się lasami —
Już za nami! — Już przed nami!

Piszą raport jenerały,
Piszą pany oficery:
— Niet już Polszczy! Aż tu znowu:
— Hurra! — krzykną kosynjery!

Tak się biły w dawne czasy,
Te hiszpańskie gerylasy...
Tu go trzymasz — tu da rurka —
— Ej, już lepiej iść na Turka!




O CHMIELIŃSKIM.
(1863).

Grzmią w powietrzu ciężkie strzały,
Grzmią pod Rudnikami,
Tam się dzielny nasz Chmieliński,
Bije z Moskalami.


Do Janowa wpadł jak burza,
Co to dęby wali,
I wypędził z swymi zuchy
Cały pułk Moskali!

Zaś się rzucił, jako wicher,
Stanął w Bodzechowie,
Umykała mu się z drogi
Moskwa, co się zowie.

Aż po wielu go potyczkach
Chwycili Moskale,
I w Radomiu rozstrzelali,
Przy zamiejskim wale.

Dzień Wigilii, dzień grudniowy
Ponad miastem wschodzi...
Rzekł Chmieliński: Żegnaj Polsko!
Chrystus nam się rodzi!

Zagłuszyły wnet te słowa,
Strzały z karabinu...
Ale Polska gdzieś odkrzykła:
— Żegnaj, drogi synu!




O ZAREMBIE.
(1863 w sierpniu pod Sędziejewicami).

A w Sieradzkiej ziemi,
W Łokietkowej ziemi,
Zniósł tam Moskwę Taczanowski
Z kosynjery swemi.

Garstka się ostatnia
Na cmentarzu broni,
Nie wyjdzie tam żaden żywy —
Z tej śmiertelnej toni.

Biją w niebogłosy,
Machają tam kosy,
A mogilny biały piasek
Pije krwawe rosy.

Wtem leci wśród jęku,
Ranny jeździec z łęku,
To Urusow, książę młody,
Puszcza uzdę z ręku...

Już leci, już ginie,
Sił dobył ostatki —
I tak rzecze do Zaremby:
— Jedynak ja matki...


Ratuj mnie, Polaku,
Ratuj życie moje —
A ja wiernie twej ojczyźnie
W przyjaźni dostoję!

Chwycił go Zaremba,
Na siodle go trzyma,
Krzyżują się kosy błyskiem
Przed jego oczyma...

— Nie ujdzie nikt żywy —
Książę czy nie książę! —
A Zaremba: — We mnie bijcie!
Bo mnie słowo wiąże!

I odkrył pierś własną,
A zasłonił wroga —
I ocalił syna matce,
Dla miłości Boga!

Tak to polski szlachcic
Stawił się na słowie...
— A ty, jakżeś go dotrzymał,
Książę Urusowie? —




O LELEWELU.
(1863).

Jako rycerz, co patrona
Bierze sobie w bitew dymie,
Chrztem żołnierskim Borelowski
Lelewela przyjął imię.

Gromem ono się rozległo
Gdzie Bystrzyca wartko płynie,
A lubelska ziemia dotąd
Szczyci się, w tym dzielnym synie!

Szedłby żołnierz w ogień za nim,
Tak to wódz był ukochany!
Trud z nim miły, miłe boje,
Miła męska śmierć i rany.

O, lubelskie bory mroczne,
O, wy buki i wy sosny,
Wyście były mu namiotem,
Wy i twierdzą owej wiosny!

Z waszych gęstwin on wypadał,
Na wycieczki swe orężne,
Postrach szerząc wśród Moskali,
Zagrzewając serca mężne.


Z was on wyszedł w bój morderczy,
Przed wiosennym słońca wschodem,
Kiedy z wrogiem walczył sławnie,
Pod lubelskim Krasnobrodem...

W waszych szumach raz ostatni,
Swą chorągiew on rozwinął,
Kiedy bił się pod Batorzem,
Pod Batorzem kiedy zginął...

O, lubelskie ciemne lasy,
Słyszały wy ech już wiela,
Ale żadne nie tak sławne,
Jak to imię — Lelewela!




NA KURPIKACH.
(1863).

A czy to już Kurpikowie
Będą za wszystkimi?
Co to wojna im nowina
Dla ojczystej ziemi?

Czy w puszczy już kurpiowska
Nie ostra siekiera?
Czy na Kurpiach niema kosy,
Niema bohatera?


— Oj są w chacie kosy, strzelby,
Są w ostępach działa!
Jeszcze puszcza ta kurpiowska
Bitwą będzie grzmiała.

Oj są jeszcze dzielne serca
Pod siwą sukmaną!
Jeszcze się tam i Kurpikom
Wawrzyny dostaną!




O PADLEWSKIM
(1863).

A w Zielonej, w Myszynieckiej[21]
Hukają puszczyki —
To Padlewski Zygmunt dzielny
Zwołuje Kurpiki!

A w Zielonej, w Myszynieckiej,
Tam się echo goni,
To Padlewski Zygmunt dzielny
Woła lud do broni!


Zwołał wierne swe Kurpiki,
Zwołał w imię Boga,
Pod Myszyńcem bitwę stoczył
I pokonał wroga!

I znów cicho w puszczę zapadł,
Jakby go nie było...
I znów runął gdzieś na Moskwę,
Zmierzył się z jej siłą!

Aż wywiedli go Moskale
Z puszczy tej na pole,
Otoczyli, i rannego
Uwieźli w niewolę!

Płaczą Kurpie i Kurpianki
Swego bohatera...
Nie odbije go już Moskwie
Kosa, ni siekiera!

Tam gdzie modra Wisła toczy
Swoje srebrne piany,
Padł Padlewski, wódz Kurpików[22],
W Płocku rozstrzelany!

Myszyniecka puszcza szumi,
Szepce swe pacierze..
A Kurpiki dotąd prawią
O swym bohaterze!




POD IGNACEWEM.
(1863).

Już nam bitwy nie wyminąć!
Już bój wygrać — albo zginąć!
Pod Ignacew ciągną działa,
Ciągnie Moskwy siła cała.

Kosyniery ostrzą kosy,
Piosnkę w takt zawiodą głosy,
Ale nuta rwie się, pęka,
Jakiś smutek serce nęka.

Bitwa! Bitwa! Już Moskala
Czarna rzeka się przewala,
Wzbiera, huczy, postrach sieje.
Hej! Zaleje nas! Zaleje!

Uderzyli się o siebie,
Aż zczerniały chmury w niebie,
Uderzyli się co siły,
Aż ich kłęby dymu skryły.

Na jednego kosyniera
Czterech, pięciu tam naciera,
Siecze kosa, bagnet kole,
Śmierć uściela trupem pole.


Ziemia huczy, ziemia stęka,
Już ostatnia kosa pęka —
Ziemia jęczy i pogrzmiewa,
Stracon bój u Ignacewa!

Już w rozsypce wiara nasza...
Taczanowski zgiął pałasza:
— Niechaj pęka, gdy nie zdoła
Moskwy pobić! — z gniewem woła.

Moskal goni, Moskal pędzi,
Aż do lasu ich krawędzi —
Wyje dzika tam gromada,
A po drodze trup upada.

Lecz garść naszych się rzuciła,
Gdzie stał wiatrak, tam się skryła
I bezpieczne mając plecy,
Strzela w Moskwę, jak z fortecy...

Krzyknie major: Do ataku!
Staną roty u wiatraku —
Staną roty pod fortecą,
Z której gęsto kulki lecą.

Na tysiące — garść żołnierzy:
Ten nabija, a ten mierzy —
A za każdym celnym strzałem
Oficery leżą wałem.


Więc Moskale do wsi skoczą...
Już pod wiatrak wozy toczą,
Zapalonej pełne słomy...
Wąż ognisty i ruchomy.

I objęli wiatrak cały
Czerwonymi ognia wały...
Już się zajął, już wybłyska,
Jak ofiarny stos z ogniska.

Trzeszczą belki, lecą tramy,
Wyje Moskwa. — Już ich mamy!
Biegnie, lecz się cofać musi.
Dym oślepia, dym ją dusi.

A z śmiertelnej tej strażnicy,
Gdzie goreją męczennicy,
Coraz rzadsze słychać strzały,
Coraz cichsze — aż ustały.

I straciły głos płomienie —
I krzyk ucichł, jęk, westchnienie...
Na popiołach osypanych
Śmierć tam siedzi i milczenie.




O BOSAKU[23].
(1863).

— A kto tam po boru,
Jak dzięcioł, tak kuje? —
— To dzielny nasz Bosak,
Z swą partją nocuje!

To dzielny nasz Bosak
Z wycieczki powrócił,
Nie liczył Moskali,
A tęgo ich zmłócił!

A teraz swój obóz
Obstawił tam strażą,
A jego wiarusy,
Ćmią fajki i gwarzą...

— Oj, Bóg nas opatrzył
Tym dzielnym junakiem!
— Nie zawszeć on pono
Był tylko Bosakiem!

Ej, dużoby wiedział,
Co wszędyby szperał...
A mówią: — stryj jego
Był Hauke jenerał!


Ej, byłaż to sztuka!
W Warszawie go znali.
Służbista — a jakże —
Na żołdzie Moskali!

Aż buchła płomieniem
Ta noc listopada...
Belweder... Arsenał...
A w strachu drży — zdrada.

I wzięły zapłatę
W tę noc carskie sługi.
Ten nożem pod żebro,
A stryczek ten drugi!

I Hauke jenerał,
Wziął taką nagrodę!
A brat miał synaczka,
Pacholę ot młode!

Więc jakże z tą nazwą
Co ród jego plami,
Miał żyć ten młodzieniec?
Powiedzcież wy sami! —

Hej, rzucił on gniazdo,
Wyleciał w świat ptakiem,
I przestał być Haukiem,
A został Bosakiem.


I imię to swoje
Ozdobił wawrzynem,
A teraz — nie Hauków,
Lecz Polski jest synem!




O CZACHOWSKIM.
(1863).

Pod Grabowcem, Opatowem,
Czachowski się bije,
Nie ustąpi Moskwie kroku,
Póki tylko żyje!

Pod Grabowcem, Opatowem,
Czachowski tam śmiały,
Pierwszy pędzi na bagnety,
Pierwszy i na strzały.

Pod Grabowcem, Opatowem,
Czachowski się wsławił,
Nie ustąpił Moskwie pola,
Jeńca nie zostawił!

Pod Grabowcem, Opatowem —
Zwyciężył Moskali —
Jego serce — płomień męstwa,
A ramie — ze stali!


Bił się nocą, bił się rankiem,
Bił się i wieczorem,
Aż i życie za Ojczyznę
Oddał pod Jaworem![24]




KLĘSKA.
(1863).

Hej, w złą chwilę, w złą godzinę,
Poszli nasi pod Kruszynę,
Poszli nasi kosynierzy,
Gdzie obozem Moskwa leży.

Taczanowski ich prowadzi,
Ze swym sztabem długo radzi...
Co tu sztaby! Co tu rada,
Gdy już na kark Moskwa wpada!

Ogromna tam wroga siła,
Wszystkie drogi już okryła...
Spojrzysz w lewo, spojrzysz w prawo,
Wszędzie Moskwa stoi ławą.

Huczą działa, grzmot się szerzy,
Runą na nie kosynierzy,

Lecz nim który machnie kosą,
Już się oblał krwawą rosą.

Nie chcą przecież frontu zwinąć,
— Niż uciekać — lepiej zginąć!
I padają jasne kosy,
Jak podcięte gradem kłosy.

Nim dobiegli do pół mety —
Krzyczy Moskwa: Na bagnety!
I z piechoty wnet mrowiska,
Tysiąc żądeł śmierci błyska.

Wiary naszej już szeregi
Topną, nikną jako śniegi...
Już złamana linia nasza,
Już w rozsypkę idą zbiegi.

Bije Moskwa ich w nieładzie,
Całe pole trupów kładzie,
Bije popłoch drugie tyle,
Leżą trupy aż na milę.

— Klęska! Klęska! — Okrzyk leci...
Jeszcze kosa gdzieś zaświeci —
Jeszcze kula gdzieś z krucicy
Utknie w wroga mózgownicy.

Tuman kurzu, krzyk na drodze...
— Gdzie rozkazy? Gdzie są wodze?

Gdzie te ręce, co wieść miały
I do boju i do chwały?

— Klęska! Klęska! — Już Moskali
Czerń się na nas cała wali,
Już się chaty palą wioski...
— Gdzieżeś panie Taczanowski?[25]

W huku bitwy, w dymie, w jęku,
Sztandar jeszcze wznosząc w ręku
Stał chorąży. Przy nim śmiała
Młódź się Moskwie opędzała.

Chwilę wiał tak orzeł biały,
I pogonie chwilę wiały,
A gdy Moskwa już dociera,
Nagle młodzian sztandar zdziera...

Złamał drzewce, ucałował,
Drogie szczęty jak skarb zwinął,
I na sercu mężnem schował,
Wpadł na bagnet — i tak zginął.




O OSTATNIM PARTYZANCIE.
(1865).

Tęga ziemia, dobra ziemia,
To nasze Podlasie!
Zmilknie jeden, to wnet drugi
Krzyknie Moskwie: Zasie!

Tam się z partją swą uwija
Pan Stanisław Brzozka,
Tak zajadły na Moskali,
Że niech ręka boska!

Nie przepuści, nie daruje,
Tak w nim dusza sroga.
— Na to Bóg dał ręce — mówi —
Żeby pobić wroga!

Już zdławiły klęski ducha,
W narodowem ciele,
A Podlasie jeszcze z Moskwą,
Walczy dotąd śmiele.

Jeszcze Moskal się obziera,
Gdzie borek, gdzie wioska...
Nuż wypadnie, nuż przetrzepie,
Pan Stanisław Brzozka!


Hej! ty dzielny Podlasiaku!
Szkoda nam twej doli!
Pochwycili cię Moskale,
Wzięli do niewoli.

Długo myślą, długo radzą,
Jak się pomścić krwawo...
— Nie dali ci kuli w piersi,
Coś dyszał za sławą!

W Sokołowie cię na rynku
Powiesiły wrogi...
— Cześć ci dzielny partyzancie,
Podlasiaku drogi!




O SUZINIE[26].
(1863).

Artylerja z armat wali,
Służy Suzin u Moskali,
Służy Suzin, Litwin z rodu,
Co go chwycił wróg za młodu.


Do kadetów go chwycili,
Na kadeta wychowali,
Ale Suzin czegoś tęskni,
Czegoś stroni od Moskali.

Pola, bory, dom, rodzina,
Jakby przez sen je wspomina —
Nieraz czoło się zamroczy,
Nieraz we łzach staną oczy!

Ej, Moskalu, trzymajże go!
Nie daj mu z Lachami w bitwę!
Bo przypomni kraj ojczysty,
Bo przypomni ród i Litwę.
— — — — — — — — —

Artylerja z armat wali...
Służy Suzin u Moskali,
I na Litwę z wojskiem idzie —
Taki rozkaz mu wydali.

A na Litwie kosy dzwonią,
Naród stoi tam pod bronią,
Witoldowa Pogoń wieje,
Echem boju huczą knieje.

Czuje Suzin nowe życie...
Czuje nowe serca bicie...

Moskiewski go mundur gniecie,
— Toć on Litwy prawe dziecię!
— — — — — — — — — —

Artylerja z armat wali...
Uciekł Suzin od Moskali...
Zrzucił mundur oficera,
Kosynierów oddział zbiera.

Zebrał, runął w imię Boga,
W Balwierzyskach pobił wroga
I za młodość swą odpłacił,
Co ją w Moskwy służbie — stracił!

Z Balwierzyszek pod Straciszki,
Na moskiewskie szedł opryszki,
A czerwcowe słońce grzało,
W jasnych kosach się migało.

I stanęła garstka mała...
A tam Moskwa się rozlała,
Aż po nieba gdzieś krawędzie...
Widzi Suzin, że źle będzie.

Stanął, spojrzał w pole bitwy,
Wszystkie krzywdy wspomniał Litwy
Chwycił kosę — za mną! — krzyknął —
I w bojowym pyle zniknął.
— — — — — — — — — — —


Artylerja z armat wali...
Poległ Suzin od Moskali.
Ale w Litwy się pamięci
Imię jego — wiecznie święci!




O NARBUCIE.
(zginął 13 maja 1863).

Na tej Litwie, na tej Żmudzi,
Nie brakło tam tęgich ludzi.
Ludwik Narbut Moskwę smaga,
Ksiądz Mackiewicz mu pomaga!

A nad Litwy leśnym krajem
Zajaśniała wiosna majem,
W borach, w kniejach pieśni lecą,
Obozowe ognie świecą.

Wstaje ziemia Gedymina,
Bije serce u Litwina,
Ludwik Narbut Moskwę smaga
Ksiądz Mackiewicz mu pomaga.

Ciągnie burza nad Dubicze,
Bierze Litwin psy na smycze —
Niech i one szarpią wroga,
Ojczystego broniąc proga!


Ciągnie burza nad Dubicze
I kozackie ciągną sicze...
Ludwik Narbut Moskwę smaga,
Ksiądz Mackiewicz mu pomaga.

Nad Dubicze ciągnie burza,
Słońce we krwi się tam nurza...
Zginął Narbut w srogiej bitwie,
Lecz duch jego żyje w Litwie!




O ZYGMUNCIE SIERAKOWSKIM.
(1863).

Szumią Niemna wody sine,
Szumią Wilii wody,
Walczy mężnie o swą Litwę
Sierakowski młody.

Walczy mężnie rycerz dzielny,
Okrywa się chwałą —
Zbił Moskali pod Rogowem
Z garścią swoich małą.

Zbił Moskali pod Rogowem,
Pod Korsakiszkami,
Cudów męstwa tam dokazał
Z swymi Litwinami.


Szumią Niemna wody sine,
Szumią Wilii wody,
A pod Birże ciągnie z wiarą
Sierakowski młody.

Pod Birżami huczą strzały,
Trzy dni huczy bitwa,
Wyją dzikiej Moskwy tłuszcze,
Mężnie walczy Litwa.

Pod Birżami huczą strzały,
Trup okrywa pole...
Sierakowski ranny pada,
Biorą go w niewolę.

Szumią Niemna wody sine,
Szumią Wilii wody...
Zginie, zginie za godzinę,
Sierakowski młody.

Sterczy w Wilnie szubienica,
Karabiny sterczą,
Głucho, głucho warczą bębny
Pobudkę morderczą...

Sierakowski patrzy śmiało,
Drży ciżba wzruszona,
Aż zawołał: — O, nie zginą
Te krwawe nasiona!


O, nie zginą, Litwo moja,
Dla twojej przyszłości!
Z nich wyrośnie, z nich wykwitnie
Biały kwiat wolności!

Zagłuszyły bębny mowę,
Huczą Wilii wody —
Powieszony w Wilnie zginął
Sierakowski młody[27].




ZAKOŃCZENIE.

O, niech święcą się twe słowa,
Ty dzielny Litwinie!
— Jeszcze Polska nie zginęła,
I nigdy nie zginie!

Ta za wolność krew przelana,
Te trudy i boje,
To, Ojczyzno ukochana
Jest dziedzictwo twoje.

Z dziada ono i z pradziada
Na ojce, na syny,

Narodową schedą spada,
Pamiętnymi czyny!

O, wy boje narodowe,
Wyście naszą chwałą!
Wyście siewem tej przyszłości,
W którą idziem śmiało!

Każda grudka naszej ziemi
Chrzest już wzięła krwawy,
Wola, Grochów, Ostrołęka,
I mury Warszawy.

O, podnieśmy w górę czoła —
Serca wznieśmy czyste —
A gdy na nas kraj zawoła,
— Błogosław nam Chryste!

Święć się, święć się twoje słowo,
Dzielny ty Litwinie!
— Jeszcze Polska nie zginęła,
I nigdy nie zginie!

Jan Sawa.







  1. Dedykacyę powyższą, dziś nieaktualną, z wydania r. 1905, zamieszczamy dla ścisłości.
  2. Generał rosyjski.
  3. Marjański.
  4. Połaniec niedaleko Sandomierza.
  5. Pułkownik Jasiński, żołnierz i poeta — zginął przy szturmie Pragi.
  6. Arseniew, generał rosyjski — (dobry człowiek).
  7. Ofiarowanej przez panią wojewodzinę brzesko-litewską Zyberkową.
  8. Maciejowice 12 mil od Warszawy, pół mili od Wisły.
  9. Lekka konnica.
  10. »Wszyscy wolni ludzie są braćmi«.
  11. Józef Wybicki — podobno.
  12. Moreau.
  13. Napoleon tworzy Księstwo Warszawskie. Gdańsk ogłoszony miastem wolnem.
  14. Z Austryakami.
  15. Pod Sandomierzem.
  16. W 1814 r.
  17. Strzelcy. W r. 1824 pierwsi weszli do Warny w czasie wojny Rosyi z Turcyą.
  18. Emisaryusz — powieszony w Warszawie 14 listopada 1833 r.
  19. August Barbier, francuski poeta.
  20. Stanislao Becchi — uwieńczony rzeźbą Lenartowicza z Santa Croce we Florencyi.
  21. Nazwy puszcz między Ostrołęką a Pułtuskiem.
  22. 18 maja.
  23. Zginął pod Dijon we Francyi w bitwie z Prusakami 1871.
  24. Pod Jaworem Soleckim 6 listopada.
  25. Wyszedł za granicę.
  26. Paweł Suzin, oficer artyleryi rosyjskiej, Litwin rodem.
  27. 17 czerwca 1863.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.